Szybki Strzał – Odc. 15

Patrząc na coroczne statystki, jakie przygotowuje Piwna Zwrotnica, można zauważyć dość naturalne ruchy na scenie browarów rzemieślniczych. Część podmiotów się zamyka, część przekształca, a część otwiera. Ot normalny cykl życia, charakterystyczny dla większości rynków. I o ile o tych zamykających się zazwyczaj mało kto pamięta, tak nowe inicjatywy częściej zwracają na siebie swoją uwagę. Przynajmniej ja tak mam, że chętnie sprawdzam formę nowych browarów na kraftowej mapie Polski. Stąd też dzisiejszy „Szybki strzał” poświęcony jest trzem nowym graczom na rynku – browarom Beer Architect, Mintaka oraz Funky Fluid. Jedziemy!

Beer Architect – New England Myths (NEIPA)

To, co przykuło moją uwagę w tym piwie, to etykieta. Grafika, oparta na iluzji optycznej w mojej ocenie po prostu robi robotę. Niestety nieco inaczej sprawa wygląda z zawartością, która zaatakowała mnie zaraz po otwarciu kapsla. OK, być może nie był to gushing, jaki przyozdobiłby mój sufit, ale jednak nawet po przelaniu części trunku do szkła piana nie przestawała wyciekać z butelki. Szkoda, bo to piwo zdecydowanie dobrze rokowało. Wokół kieliszka unosiły się nuty cytrusów, od razu można było wyczuć lekką słodycz owoców, ale w tle nieśmiale do głosu dochodziły klimaty brettowe. Smak zdawał się potwierdzać moje przypuszczenia, bo lekkie nuty funky towarzyszyły mi do końca degustacji. W sumie wypiłem to piwo do dna i nawet mocne wysycenie jakoś bardzo nie przeszkadzało, ale mimo wszystko kompozycja całości nie do końca wyszła na plus. Szkoda, bo czuć w tym pomyśle spory potencjał. Może następnym razem?

 

Mintaka – Mira Ceti (Blackberry & Currant APA)

Pisanie o piwie nie jest proste. Żeby tekst był w jakikolwiek sposób atrakcyjny trzeba w nim znaleźć jakiś punkt zaczepienia, ciekawą historię, szczegół, detal, cokolwiek, co przykuje uwagę czytelnika do tekstu na dłużej. Bardzo podobnie jest z piwem. To jego smak i aromat pozwala nam cieszyć się zawartością szkła. Niestety z Mirą Ceti jest jak z tym tekstem. Nie znalazłem w tym piwie żadnego punktu zaczepienia. Niby czuć w aromacie porzeczkę, jest szczypta cytrusów i wyraźna baza słodowa, ale całość jest… nijaka i trochę pusta. Odczucia po kilku łykach co prawda odrobinę się poprawiają, bo do całości dochodzi lekka kwaskowość i cierpkość, ale ogólnie nuda Panie, jak w polskim filmie. A można było odważniej, można było intensywniej, można było mocniej. Osobiście czekam na poprawiony wariant tego piwa, bo jeśli będzie on podkręcony, to ja to kupuję. A póki co – meh.

 

Funky Fluid – Gonna Be Late (West Coast IPA)

Lubicie Funk? Ja bardzo! No ok, może nie jestem jakimś ultrasem, ale zwyczajnie lubię pobujać się czasem do Jamiroquaia czy innego Jamesa Browna. Lubię też West Coasty. I to bardzo! Dlatego też nie mogłem sobie odmówić wypicia „Gonna Be Late”. Szczególnie iż dobrych West Coastów to u nas jak na lekarstwo. Owszem, obawy były, bo jak pokazuje przykład dwóch piw opisanych wyżej, nie każdy świeżak, do których zalicza się browar Funky Fluid, odnotowuje udany start. No ale to, co się tutaj odjaniepawliło, to ja, Proszę Państwa, nawet nie! Jakże to piwo pachnie! Ono wręcz bucha wuchtami chmielu, wrzuconymi przez piwowara do kotła podczas warzenia. Mamy grejpfruty, są pomarańcze, jest żywica i turbo chmielowość. Jeśli mieliście kiedyś okazję powąchać granulat chmielowy, to będziecie wiedzieli, o czym mówię. Gonna Be Late jest oczywiście wytrawny, jak na rasowego West Coasta przystało! Do tego mamy tutaj wyraźną owocowość, wysoką goryczkę i całkiem przyjemne ciało, jak na ten styl. Tutaj wszystko gra tak, jak u wspomnianego wcześniej Jamesa Browna! I jedyne czego mi brakuje, to Mosaic. Oj jakże byłoby to piwo idealne, gdyby opleść je subtelną mgiełką nafty. Ach rozmarzyłem się. Funky Fluid – dobra robota, bo będę do tego piwa z pewnością wracał.

Szybki Strzał – Odc. 7 – „Rusted into Stereotrip”

Granie tras koncertowych ma to do siebie, że nie zawsze trafiasz w miejsce z odpowiednim wyborem stosownych trunków. Zazwyczaj w klubach koncertowych szefostwo zawiera pakt z jednym z czołowych przedstawicieli branży piwowarskiej, co wiąże się z totalnym brakiem wyrobów z poza oferty wyżej wspomnianych „najjaśniejszych”. Oczywiście są wyjątki od tej reguły, jak np. klub Alternativa w Poznaniu, który uraczył mnie na scenie chociażby radugowym Metropolisem (i nie tylko), niemniej jednak zazwyczaj człowiek jest skazany na żłopanie przysłowiowego „Tajskiego”. Dlatego też zwykle zabieram ze sobą kilka ciekawszych tematów dla spokoju ducha i moich kubków smakowych. Tym sposobem udało mi się ogarnąć krótką, piwną relację z minionych, koncertowych wojaży po Polsce. Panie i Panowie – zapraszam na kolejny odcinek Szybkich Strzałów, sponsorowany przez trasę „Rusted into Stereotrip”.

  1. Kraftwerk – Rage Machine (Chocolate Chilli Milk Stout)

Nigdy nie pij mocarzy na trasie; a przynajmniej nie przed koncertem! W ten scenariusz doskonale wpisuje się Rage Machine z Browaru Kraftwerk. Ten lekki, czekoladowo-mleczny stout z chili mimo niewielkiej zawartości alkoholu (4,2% wag.) bardzo fajnie i przyjemnie rozgrzewa. Jest to oczywiście zasługa dodanych papryczek, które w towarzystwie akcentów mlecznej czekolady i subtelnej paloności fajnie komponują się ze stosunkowo pełnym ciałem tego piwa. I to jest duży plus Rage Machine – pomimo 14° BLG nie jest on wodnisty i sprawia wrażenie dość krągłego trunku. Jak do tego dołożymy bardzo przyjemny aromat z wiodącymi nutami mleka i kakao, tak otrzymamy solidną dawkę piwnych wrażeń. Osobiście za lekkimi stoutami nie przepadam, ale tego kupuję w całości. 7/10

  1. Beer Bros. – Hopsztos (Imperial IPA)

Czasami zasady są po to, aby je łamać. Tak było w przypadku tego Imperianego IPA, gdyż postanowiłem je przyjąć przed koncertem. Na szczęście Hopsztos pod kątem zawartości alkoholu mieści się w dolnej granicy tego stylu, więc czuję się chociaż trochę usprawiedliwiony. A jak wrażenia? Aromat to przede wszystkim chmiel. Trawiasty chmiel, jaki uwielbiam, dodatkowo otulony owocami egzotycznymi z ananasem i mango na czele. Całość muśnięto subtelnym karmelem, co w finale daje nam bardzo przyjemny i kompletny bukiet. Poza tym Hopsztos po kilku łykach pokazuje lekkiego pazura pod postacią średniej goryczki. W stosunku do dość znacznej słodyczy tego piwa jest ona w moim odczuciu jednak zbyt niska. Beer Bros. zaserwował nam trunek, jaki dość przyjemnie się pije, chociaż całość mogłaby być „bardziej”. 6.5/10

  1. Trzech Kumpli – Califia (West Coast IPA)

Poza kilkoma nowalijkami staram się w trasy zabierać przede wszystkim sprawdzone tematy – dzięki temu ryzyko trafienia na słabe piwo spada niemal do zera. Umówmy się; nic tak nie psuje humoru przed gigiem, jak fatalny „browar”. Stąd w tym zestawieniu pojawia się Califia. Ta West Coast IPA przeplata w sobie cytrusy z egzotycznym zapachem mango i fantastyczną ziołowością chmielu. W smaku też jest bardzo dobrze i przyjemnie gorzko. W skrócie – wszystko się tutaj zgadza, a wśród polskich przedstawicieli tego stylu dla mnie jest to absolutny numer jeden. 9/10

  1. Deer Bear – Let’s Cook (Gose z morelą i limonką)

Po udanym koncercie trzeba uzupełnić płyny i elektrolity, więc cóż lepszego można było wybrać? Szczerze – chyba nic. Let’s Cook to piwo idealnie gaszące pragnienie po intensywnym wysiłku na scenie. Jest niesamowicie rześkie, odpowiednio kwaśne, z lekko podbitą słodyczą, płynącą z moreli. Limonka czai się gdzieś w tle, ale niech Was to tło nie zmyli, bo limonka jest tutaj całkiem wyraźna. Delikatna, niemal znikoma gorycz i subtelne odczucie słoności świetnie dopełniają całość. I do tego ten aromat! Morela gra tutaj pierwsze skrzypce, z wtórującą jej ponownie limonką. Znowu jest rześko, lekko i po prostu pięknie. Let’s Cook to idealna odskocznia od intensywnie chmielonych tematów, a po gigu to po prostu poezja. 8/10

PS

Na koniec rzućcie okiem na ładne tańce z Rybnika z w/w trasy – klub co prawda niewielki, ale za to zabawa była przednia:

Szybki Strzał – odc. 4

Przy okazji ostatniego odcinka Szybkich Strzałów obiecałem sobie, aby ten dział zasilać postami częściej, niż co dwa miesiące. A że obietnic dotrzymywać trzeba, tak też przed Wami kolejny odcinek serii, spisany po… półtoramiesięcznej przerwie. Badum-tssss!

  1. Tesco Finest – IPA

Ten wynalazek otrzymałem od kumpla, który początkowo straszył mnie jakimś tęgim „eFHaPem”, finalnie podarowując mi buteleczkę warzonej dla Tesco w słowackim browarze Karpat IPY. To brandowane piwo w szkle prezentuje się całkiem nieźle – jest klarowne, jasno bursztynowe, z wysoką, drobną pianą. Na tym pozytywy się kończą, a wraz ze znikającą w oka mgnieniu pianą pojawia się piwo, które nie ma w sobie nic. Zero. Null. Nothing. Нуль. 零. Ok, w smaku czuć gorycz, ale jest ona bardzo wysoka, nieprzyjemna i ściągająca. Oprócz tego trochę słodowości i… tyle. Trochę szkoda, bo na przykładzie warzonego dla Lidla The Green Gecko wiem, iż można zrobić przyzwoite IPA do 4 PLN. A tak jak Janusz z Grażyną pójdą do Tesco i zamiast Żubra zechcą spróbować czegoś lepszego i sięgną po Tesco IPA, po czym stwierdzą „po co przepłacać, skoro dostajemy prawie to samo, no może ciut lepsze?”. Chociaż piwo nie ma wad, to i tak żal i 3.5/10 

  1. Browar Golem – ETZ Chaim (West Coast IPA)

Ten młody, poznański browar kontraktowy ma już na swoim koncie sześć różnych warek, a ETZ Chaim to bodaj jedno z ich pierwszych piw. W zasadzie nie można się tutaj do niczego przyczepić. W aromacie dostajemy mocno wyczuwalne mango i trochę cytrusów; jest lekka ziołowość chmielu i mocno stonowany karmel. W smaku umiarkowanie pełne, ale przez to rześkie i pijalne. Jest wytrawnie, cytrusowo, z lekko zalegającą, ale nie męczącą goryczką. Wszystko się zgadza i jest bardzo poprawnie. Może nawet trochę za poprawnie, bo wolałbym, aby to piwo było trochę pełniejsze. 6.5/10 

  1. Harviestoun Brewery – Raspy Engine (Raspberry Porter)

Porter i irlandzkie maliny? Oj tak, od razu ten pomysł mi się spodobał. A że Harviestoun raczej słabych piw nie robi, tak i tutaj nabyłem tę butelkę bez obawień. I  faktycznie wszystko się w tym porterze zgadza. Począwszy od rewelacyjnej prezencji piwa w szkle, poprzez doskonały aromat, typowy dla tego stylu, zmieszany z owocowością malin (dający nota bene zapach pieczonych, słodkich pierników, co było dla mnie już w ogóle WOW!), po bardzo przyjemny smak. Słodycz malin jest tutaj ledwie zarysowana i ustępuje ona pola wytrawnemu charakterowi tego trunku. Lekko wysoka, kawowa gorycz dość szybko zanika i nie męczy. Porter ten jest stosunkowo lekki, ale z pewnością nie jest płaski. Raspy Engine to temat wart uwagi i mimo że nie rozkłada na łopatki, tak jest mocną i solidną pozycją w katalogu Harviestouna. 8/10

O abordażu na Silesia Beer Fest II słów kilka

00

Ależ było! No nie spodziewałem się, że druga edycja Silesia Beer Festu będzie aż tak udana. Owszem, można było kilka rzeczy poprawić, część nieco zmienić, a jeszcze część wywalić na zbity pysk (w tym miejscu pozdrawiam Pana z Burger Pro, który najpierw formował z surowego mięsa kotlety, aby następnie bez zmiany rękawiczek zabrać się za przygotowanie bułek – higiena przede wszystkim!), ale nie o to chodzi. Ludzie i piwo – to wygrało i wygrywać będzie jeszcze wiele razy. Dobra, to ogólne wrażenia już znacie, więc może teraz co nieco o szczegółach?

Hajery

Galeria Szyb Wilson to dość znana lokalizacja na Śląsku, głównie ze względu na licznie odbywające się tutaj eventy kulturalne i fajnie, że SBF właśnie tutaj się wydarzył. Miejsce i klimat zdecydowanie wygrywają w mojej opinii z Fabryką Porcelany, która gościła festiwal podczas ubiegłorocznej edycji. Dojazd komunikacją miejską odbył się bezproblemowo, a i powrót taxą do centrum nie kosztował fortuny. Sam Szyb Wilson to dwie duże hale, gdzie wszystkie browary mogły się elegancko rozstawić i kusić przybyłych tym, co aktualnie mieli na kranach i w butelkach. W tym miejscu trochę pomarudzę, bo niby wystawców więcej niż przed rokiem, ale kilku zabrakło, jak chociażby Artezana czy AleBrowaru. Tylko czy aby na pewno to tak całkiem źle? Nie do końca, bo i tak miałem problem, aby w trakcie obecności na dwóch dniach imprezy skosztować wszystkiego, na co miałem ochotę. Niemniej jednak liczę na poprawę podczas kolejnej edycji. A czy wspominałem już o fantastycznych ludziach? Bo to dzięki nim Silesia Beer Fest II był dla mnie tak niezwykle udany. W tym miejscu pozdrawiam ekipę Białej Małpy (dzięki za pomoc wszelaką, Panowie!), świętochłowickiego Redena (Marcin, mam nadzieję że odespałeś 😉 ), wesołych ziomków z Hajera (to nie przypadek, że Farorz lądował w moim kuflu aż trzy razy!), Andrzeja z Radugi (ja i tak wierzę, że Forbidden wróci do łask!), chłopaków z Brewklyna (chili do dzisiaj czuję i cmokam z zachwytu), zespół PiwoWarowni (jeszcze raz gratuluję wygranej!), Brokreacji, Ursy Maior, Kraftwerka i wesołych współblogerów Jerrego z Jerry Brewery oraz Tomasza z Piwnych Podróży. Mega brawa lecą dla Miłosza z Krakowa, który przemycił mi leżakowaną butelkę pierwszej warki Nafciarza Dukielskiego – dziękiiiiii! Szkoda tylko, że czasu było tak mało, ale nadrobimy, nadrobimy! Z kolei pierwszoplanowym bohaterem festiwalu było piwo. Piwo w ilościach niezmierzonych. Piwo w ilościach ogromnych. Piwo w ilościach nie do spożycia. W związku z powyższym trzeba było ograniczyć się do kilku pozycji, czego strasznie żałuję, bo wielu rzeczy po prostu nie udało się spróbować. W każdym razie tutaj też z pewnością nadrobimy, o! A kilka słów na temat tego, co udało się wypić znajdziecie poniżej. Oczywiście wrażenia te są mocno subiektywne i wpływ na nie miało wiele czynników, jak chociażby unoszący się zapach ciasteczek w drugiej hali. Tak, ciasteczek. Takich z kawałkami czekolady. I zapach ten mógł mylić. Mnie zmylił. Przy Jolly Rogerze leżakowanym w beczce po rumie, w którym ciągle te ciasteczka czułem. W każdym razie frajda z degustacji była, a o to w tym wszystkim chodzi, czyż nie? Na publiczne balsamowanie tatuaży moich i Pani Kapitan przez zacną ekipę Saela niechaj opadnie kurtyna milczenia (a dziewczyny z Saeli pozdrawiamy 😉 ).

Reden

Miało być krótko, miało być zwięźle, więc jak zwykle nie wyszło. Trudno, ale żadne słowo nie zostało rzucone na wiatr, bo o takich wydarzeniach, jak Silesia Beer Fest warto pisać i warto je promować. A ilość ludzi, jaka przewinęła się przez teren Galerii Szybu Wilson w ciągu tych trzech dni potwierdza, iż piwna rewolucja zatacza co raz szersze kręgi i powiększa grono swoich sympatyków. Dla mnie bomba, bo naprawdę szkoda życia na picie kiepskiego piwa. Do zobaczenia na kolejnej edycji, arghhhhhhh!

 

Brokreacja – The Fighter (Imperial IPA)

01 Fighter

Mocno chmielowe nuty w zapachu fajnie mieszały się z cytrusami i słodową podbudową. Wyczułem tez aromat ciasteczek, ale nie wiem, czy to nie ta druga hala? Gorycz w smaku grała pierwsze skrzypce i była wykręcona na dość wysokim poziomie. Dla mnie trochę za bardzo przykryła owocowość tego piwa. Jeśli taki był zamysł piwowara, to ja w to wchodzę (bo faktycznie gorycz po prostu nokautuje). 7/10

 

Kraftwerk – Joly Roger (Porter Bałtycki Rum BA)

02 Jolly Roger

W aromacie śliwki, czekolada i delikatne akordy rumu. Wyczułem też sporą ilość estrów i lekki alkohol. W smaku mogłoby być pełniejsze, ale te braki miło uzupełnił ponownie temat śliwkowo-czekoladowy. Piwo chyba nie do końca w stylu, bo ilość estrów była tutaj dość wysoka. W każdym razie piło się miło. 6.5/10

Trzech Kumpli – Native American (AIPA)

03 Native American

Wyraźne nuty chmielu w aromacie, a poza tym karmel i cytrusy. Kojarzy mi się trochę z Atakiem Chmielu. W smaku bardzo przyjemne, słodowo-chmielowe, z umiarkowanie wysoką goryczką. Bardzo poprawne i smaczne American IPA. 6/10

 

Reden On Tour – RIS

04 Reden RIS

Tutaj chłopaki mnie zaskoczyli, bo nie wiedziałem, że uwarzyli RISa. Fakt – jest to na specjalną okazję i dostęp do tego rarytasu dają wyłącznie na festiwalach, niemniej warto po to piwo sięgnąć. Zapach to lekkie estry, śliwka oraz kawa i gorzka czekolada. W smaku pełne, śliwkowo-orzechowe, z odrobiną przyjemnej kawy; trochę kwaskowe i słodkie z fajną goryczą w kontrze. Całkiem udany temat. 8/10

 

Piwne Podziemie – Gold Digga (West Coast IPA)

05 Gold Digga

Ten browar to dla mnie absolutny koniec i smutek jednocześnie, bo warzą piwa tak mało,  że nie starcza na butelki. Dlatego cieszę się, iż pojawili się na SBF! A samo piwo? W aromacie cytrusy, białe owoce i mango. W smaku wytrawne, owocowo-egzotyczne i przyjemnie goryczkowe. Właśnie tak wyobrażam sobie poprawne West Coast IPA. 8/10

 

Raduga – Kazek (APA)

06 Kazek

Tutaj nie ma się co rozwodzić – ultra-poprawna, bardzo smaczna APA. Po prostu pić, pić, pić 😀 7/10

 

Brewklyn – Cocoa Chili Wheat Stout

07 Brewklyn

To nie jest piwo dla każdego. I wcale nie przez zapachy gorzkiej czekolady, kawy i delikatnych nut paloności i chili (które nota bene bardzo fajnie ze sobą współgrają). Tutaj rozchodzi się o smak. Smak chili konkretnie. Mi ten temat pasuje bardzo, bo fajnie komponuje się z delikatną kwaskowością i akordami czerwonych owoców i kawy. Do tego dość pełne, jak na 15 BLG. Ciekawe i ekstremalne piwo. 7/10

 

Brokreacja – The Gravedigger (RIS)

08 he Gracedigger

Grabarz wygrywa rewelacyjnym wyglądem – jest smoliście czarny, z drobną, beżowa pianą. W aromacie dostajemy fajną paloność, gorzka czekoladę i suszoną śliwkę. Plus za nuty chmielu i bardzo lekki alkohol. W smaku niestety dla mnie jest już słabiej – mocno goryczkowo, lekko kwaskowo, z odrobiną czerwonych owoców i kawy. Trochę za mało słodkie, jak na RIS i za mało skomplikowane. 5.5/10

 

Hajer – Farorz (American Stout)

10 Farorz

Nigdy w życiu nie miałem do czynienia z tak pijalnym Stoutem. A do tego ten aromat! Konkretnie aromat mlecznej czekolady. Poza tym w smaku lekki karmel, trochę słodyczy (w sensie nie cukierki, a słodkość) i czerwonych owoców oraz kawy. Mogę to piwo pić hektolitrami. 9/10

 

Reden – Wielka Szycha (Bohemian Pilsner)

09 Wielka Szycha

Żelazna pozycja w katalogu Redena. Kto nie pił – przegrał życie 😉 Doskonały pils. 8/10

 

PiwoWarownia – Kawa i Papierosy (Smoked Coffee Tobacco Ale)

11 Kawa i Papierosy

Fajne aromaty estrowe mieszają się z delikatną kawą i tytoniem. W smaku bardzo pijalne, z przyjemnymi akcentami kawy i tytoniu oraz lekką owocowością. 7/10 i wygrana na SBF II w kategorii „Piwna premiera”

 

Piwowarownia – Chmielum Polelum (Imperial IPA)

12 Chmielum Polelum

Doskonałe aromaty cytrusów, białych owoców i egzotyki. W smaku pełne, intensywne, lekko słodkie i owocowe. Cascade na pierwszym planie. Takie Imperiale to ja lubię! 8/10