Jakoś rok temu zadałem sobie pytanie: który „królewski” styl bardziej mi podchodzi i jaki wyżej sobie cenię? Po głębokich przemyśleniach wyszło mi, że to porter bałtycki stawiam ponad russian imperial stout. Co ciekawe – na początku swojej przygody z piwem było zdecydowanie na odwrót.
Stąd też Dzień Porteru Bałtyckiego postanowiłem uczcić, a jakże, szklanką wypełnioną tymże trunkiem. W sumie to trzema szklankami, a w każdej z nich Ragnar z Trzech Kumpli z trzech różnych roczników. Jak wypadło to porównanie i która butelka mocno odjedzie pozostałym? Na to pytanie odpowiadam w tym filmie.
Lubię porównywać ze sobą piwa. Sprawia mi to dużą frajdę, a im „waga” cięższa, tym i zabawa przedniejsza. Tak było dokładnie w tym wypadku, gdzie na przeciw siebie stanęli: Fram z Browaru Trzech Kumpli, czyli Ice Imperial Baltic Porter Bourbon & Rum Barrel Aged oraz Fortuna Komes Wymrażany Porter Bałtycki, leżakowany w beczce po whisky Glen Moray.
Jak wypadną Ci zawodnicy w bezpośrednim starciu? Odpowiedź w filmie poniżej:
Temat Browaru Zamkowego nieco ucichł, jednakowoż mam nadzieję że tylko i wyłącznie w sferze publicznej. Dodatkowo dzięki tej całej sytuacji znajomy obdarował mnie dobrze wyleżakowanym porterem z Cieszyna, którego termin „najlepiej spożyć przed” upłynął w styczniu 2017 r.
Oj byłem bardzo ciekaw dwóch rzeczy w przypadku tej butelki – jak czas wpłynął na jej zawartość i co z „mityczną” zawartością żelaza w tym egzemplarzu? Zainteresowani? Ja mówię „sprawdzam”!
Wracamy z serią szybkich degustacji, chociaż piwo, na którym się skupiłem należy raczej do tych niespiesznych. Ciekawi jak wypadła klasyka spod rąk Wielkopolan? W 3 minuty dowiecie się, jak wyszło w mojej ocenie.
Z piwowarstwem domowym jest tak, że prezentuje ono bardzo zróżnicowany poziom. Serio, literalnie zdarzają się w nim paście, od których można umrzeć, piwa przeciętne, dobre, wybitne i takie, które spokojnie mogą nosić znamiona tzw. sztosów. A im bardziej utytułowany piwowar, tym szansa na zdobycie sztosa rośnie. I dokładnie tak jest w przypadku Browaru Domowego Garaż, za którym stoi niejaki Janusz Švach. Mnóstwo pucharów, wygranych w konkursach i opinia jednego z najlepszych piwowarów domowych w Polsce spowodowały, iż otrzymując pakiet kilku „bałtyków” autorstwa samego Janusza wypieki pojawiły się na mojej twarzy. Czy słusznie? Sprawdźmy!
Porter Bałtycki – Śliwka Wędzona 22°
Tutaj od razu było wiadome, iż wędzona śliwka zagra pierwsze skrzypce. I faktycznie tak jest. Piwo pachnie prześlicznie! Na szczęście w dominujących akordach tego czerwonego owocu swobodnie odnajdziemy przyjemną czekoladowość. Wędzonka nadaje piwu fajnego charakteru i, co ciekawe, przypomina ona aromat znany mi z piw, leżakowanych z płatkami dębu. Sam trunek jest niezwykle pełny, intensywny, czekoladowo-śliwkowy, z lekko kwaskowymi nutami. Duży plus za ledwo wyczuwalny alkohol. Jest dobrze. A nawet bardzo dobrze!
Smoked Baltic Porter 22°
Kolejna pozycja i kolejna wędzonka. Tym razem jednak ma ona charakter stricte dymny, a całość uzupełniają aromaty czekolady, śliwki oraz nuty cherry. W zapachu alkoholu nie uświadczymy. Smak to z kolei przyjemne tematy kakaowo-wiśniowe, kojarzące się wyraźnie z pralinami, wypełnionymi subtelnym likierem. Dym jest wyczuwalny, nadając piwu przyjemnego sznytu. Jeśli miałbym sklasyfikować ten trunek, to z pewnością trafił by on na półkę piw deserowych. Świadczy o tym zarówno smak, zapach, jak i genialna, gładka faktura tegoż porteru. Brawo!
Porter Bałtycki 22°
Przyszła pora na klasykę gatunku, czyli po prostu „najzwyklejszy” porter bałtycki 22 plato. Pikanterii dodał przy nim fakt, iż piwo było rozlewane w 2016 roku. Co przez ten czas się w nim wydarzyło? Zapach to sporo orzechowej czekolady, muśniętej odrobiną śliwek i jeżyn w towarzystwie kilku kropel sosu sojowego. Nie powiem, jest przyjemnie, szczególnie iż czekolada i owoce pojawiają się również w smaku. Całości jednak brakuje nieco ciała i słodyczy. Osobiście wole nieco mniej wytrawne bałtyki. Ogólnie z pewnością jest to bardzo stylowy i smaczny porter, ale przy pozostałych „kolegach” wypada dość przeciętnie.
Imperial Baltic Porter Porto Oak Aged 28.5°
Tym razem to już nie przelewki, o czym świadczy konkretny balling, wykręcony na poziomie 28,5°. Dodatkowo piwo leżało sobie z płatkami dębowymi, macerowanymi w porto. Brzmi dobrze? I to jeszcze jak! Aromat raczy nas prawdziwym koncertem czerwonych owoców. Są tutaj wiśnie, jeżyny oraz szczypta śliwek. Całości rewelacyjnie przygrywają taniny dębowe, oplecione nutami porto oraz czekoladowymi pralinami. Alkohol? No niby jest, ale pojawia się on tutaj pod tak przyjemną postacią, że grzechem byłby jego brak. W smaku piwo jest równie złożone, co w aromacie. Pojawiają się w tym miejscu czerwone owoce oraz czekolada, co w całość przywodzi skojarzenia z czekoladkami Mon-Cheri. Faktura trunku to czysta, pełna i gładka poezja. Na podsumowanie nie można przy tym piwie użyć innego słowa, jak sztos!
Jestem ogromnym zwolennikiem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Co prawda w trakcie pierwszego finału miałem niecałe dziesięć lat, ale już wtedy wiedziałem, że tak oto tutaj, w Polsce, dzieje się coś niepowtarzalnego na skalę całego świata. Stąd też zawsze daję pełną aprobatę dla nawet najmniejszych akcji, mających wesprzeć tę szczytną fundację.
Jednym z takich właśnie przedsięwzięć była licytacja, w której można było wygrać „Gotowanie z Bukolem”. Ale moment, moment? Kim do cholery jest Bukol? No więc poza gitarowaniem w formacji Grim Orange Dice to po prostu mega pozytywny i totalnie pokręcony Jegomość, który swoim pozytywnym nastawieniem do świata zaraża każdego, kogo spotka na swojej drodze. Do tego robi zajebiste klopsiki w sosie pomidorowym. Trust me – I’ve been there.
Tylko po kiego grzyba piszę o tym na blogu, poświęconemu tematyce szeroko pojętego świata piw rzemieślniczych? Już wyjaśniam – otóż rzeczoną licytację wygrali Agnieszka i Rafał Skórkowie, czyli właściciele Browaru Śląskiego Alterantywa, którzy postanowili z Bukolem ugotować… a raczej uwarzyć piwo! Całość została połączona z fantastyczną imprezą, na którą zostałem zaproszony w roli opiekuna merytorycznego. Czytaj – miałem przekładać Bukolowi na „polski” to, co piwowarzy i ekipa Browaru ogarniali w trakcie całego przedsięwzięcia.
Akcja wystartowała kilka minut po piętnastej, kiedy na Browar wkroczył Maciek (tj. Bukol właśnie), zbijając z każdym szybkie misiaczki i szybko przebierając się w ciuchy robocze. A w zasadzie to Agnieszka czyniła honory, przyodziewając Bukola w higieniczny fartuszek, czapeczkę oraz… pokrowiec na brodę. W takim odzieniu ruszyliśmy wraz z wszystkimi na warzelnię, gdzie czekali już Daniel Lempke i Jacek Kocurek, czyli główni piwowarzy Alternatywy. W garach już dość solidnie pracowała brzeczka, czekając na chmielenie. Piwowarzy w skrócie opowiedzieli nam co nieco o browarze, po czym Bukol czynił honory, wrzucając pierwszą porcję chmielu.
Po tych atrakcjach ruszyliśmy w stronę leżakowni, gdzie każdy miał możliwość spróbowania specjałów, dojrzewających w tankach Browaru Alternatywa. Agnieszka roznosiła szklanki, Jacek opowiadał o tym, co kryje się w kolejnych zbiornikach, a każdy ze zgromadzonych cmokał z zachwytu i rzucał okiem na kilka dębowych beczek, leżących nieopodal i skrywających w sobie „alternatywne” piwa, poddawane procesowi nabierania charakteru tych drewnianych baryłek.
Ta krótka wycieczka spowodowała zwiększenie się apetytu na kolejne porcje piw wprost z kranu, obsługiwanego przez Rafała. W tym miejscu muszę przyznać, iż ekipa Browaru solidnie przygotowała się do tego eventu, bo oprócz piwa czekała na nas cała masa specjałów, z wędlinami i kiełbasami autorstwa właściciela Browaru na czele, o własnoręcznie wypiekanym chlebie z młóta nie wspominając. No po prostu palce lizać.
I w tym miejscu, kiedy cała impreza dopiero zaczęła się rozkręcać ja musiałem zwinąć żagle i odpłynąć w stronę Katowic, gdzie tego wieczoru prowadziłem konferencję podsumowującą działania Śląskiej Szlachetnej Paczki. Oczywiście wróciłem na miejsce późnym wieczorem, kiedy event nabrał tak srogo pozytywnego rozpędu, że aż żałowałem zostawienia aparatu w domowych kątach. Chociaż z drugiej strony może to i dobrze? Co dzieje się w Alternatywie, niech zostanie w Alternatywie? A przynajmniej niech tak będzie z częścią nieoficjalną tej imprezy.
Ważne jest, iż „Gotowanie z Bukolem” nie dość, że przyniosło same pozytyw WOŚPowi, tak nam dostarczy z pewnością fantastyczny Porter Bałtycki, na jaki co prawda będziemy musieli jeszcze trochę poczekać, ale na jaki warto i po prostu trzeba czekać. Brawa Bukol, brawa Alternatywa. Oby więcej takich akcji w polskim krafcie!
Kiedy pewnego pracowitego popołudnia do mojego biura dotarła paczka wprost z Browaru Jana od razu wiedziałem, że jedną z butelek zabiorę ze sobą w góry. Wybór padł na Porter Bałtycki 22°, bo jakoś tak idealnie ten styl pasował mi do monumentalnych widoków, jakie serwują nam Tatry. Przed wyruszeniem w drogę do plecaka powędrowało szkło i rzeczona butelka, którą postanowiłem otworzyć na Wielkiej Polanie Małołąckiej. Czy forma piwa sprostała wybornym okolicznościom przyrody? Sprawdźmy.
Na pierwszym planie w zapachu pojawiły się wyraźne nuty śliwek, skąpanych w delikatnym likierze. Do tego po chwili doszła przyjemna czekolada, co w całości przywołało skojarzenia z wybornymi pralinami. I wszystko byłoby idealnie w tym punkcie, gdyby nie jeden drobiazg – po chwili do mojego nosa dotarły subtelne nuty aldehydu octowego. Na szczęście nie były one na tyle intensywne, aby popsuć zabawę z degustacji, ale nie zauważyć się ich niestety nie dało. Po kilku łykach aldehyd odszedł w niepamięć, a ja mogłem cieszyć się wybornym trunkiem, o niesamowicie przyjemnej, gładkiej fakturze. Ponownie na pierwszym planie pojawiły się praliny, którym wtórował smak czerwonych owoców. Delikatny, likierowy alkohol nadał piwu przyjemnego charakteru, absolutnie nie wpływając negatywnie na odbiór całości. Średnio-umiarkowana słodycz szła w parze z umiarkowaną goryczą. I nim się nie spojrzałem, a tu już szkło poczęło świecić pustkami.
Browar Jana ze swoim Porterem Bałtyckim nadal pokazuje, że Polacy potrafią w ten styl. OK, być może do ideału trochę brakuje, ale jeśli damy temu piwu nieco czasu, chowając je do piwniczki, to powinniśmy otrzymać Porter kompletny i genialny. Czy tak będzie? Sprawdzę za rok, może za dwa, bo jedna buteleczka powędruje na leżak. A na ten moment wystawiam Browarowi za to piwo notę 7/10
Tej rozmowy miało nie być. Po prostu wyszła przypadkiem, przez szczęśliwy zbieg okoliczności, a także dzięki wybitnemu kunsztowi, jaki ma swoich rękach Wojtek Solipiwko (ale o tym za chwilę). Tej rozmowy nie byłoby także, gdyby nie ogólnokrajowy hajp na kraftowe sztosy i przekraczające granice absurdu akcje windowania cen czy marketingowe pomysły w stylu „kup Pan/Pani karton piwa i uzyskaj możliwość zakupu jednej sztuki sztosu”. Na szczęście pojawiłem się na premierze Baltic Abyss – Porteru Bałtyckiego, leżakowanego w beczkach po whisky, którego autorem jest Browar Solipiwko właśnie. I z pełną odpowiedzialnością za swoje słowa stwierdzam, że to piwo jest sztosem! Oj jakże mi ono urwało! Co więcej – wartość butelki 0,33 ml, zapakowanej w gustowny kartonik nie przekracza 20 zł w detalu, a sklepy i klienci nie muszą się o nią zabijać, jak w przypadku Samca Alfa czy pewnego sławnego Porteru ze Szwestką. Mając to wszystko na uwadze postanowiłem poruszyć ten i kilka innych tematów z Wojtkiem – głównym piwowarem i właścicielem Browaru Solipiwko.
Chmielobrody i Wojtek Solipiwko
Chmielobrody: Dlaczego uwarzyłeś akurat Porter Bałtycki? To była potrzeba biznesowa, bo panuje hajp na wszelkiej maści ciemne i mocarne piwa czy nie patrzysz na to, jakie mamy mody w piwowarstwie?
Wojtek Solipiwko: Po pierwsze nie miałem Porteru w swojej ofercie. Po drugie chciałem zrobić piwo, które będzie ludziom smakować i fajnie wyjdzie w moim wydaniu. Dobrze czuje się w ciemnych piwach i one nieźle mi wychodzą. Począwszy od Sweet Nygusa, po mocarnie chmieloną Czarną Pitch czy Waligórę. W związku z tym postanowiłem zmierzyć się tym razem z Porterem Bałtyckim. Jak każdy klasyczny styl jest on trudny do uwarzenia, a ja wychodzę z zasady, że jak już robić piwa, to takie, które nie są tzw. „bezstylowcami” i mają wiele uznanych wzorców na świecie. Wiesz, nie sztuką jest zrobić „bezstylowe” piwo i dodać do niego takich składników, które sprawią, że będzie ono jedyne w swoim rodzaju, przez co ciężko będzie je porównywać do innych przedstawicieli gatunku. Porter Bałtycki do takich piw nie należy, co czyni jego uwarzenie dość sporym wyzwaniem.
CHB: I dodatkowo postanowiłeś wlać Baltic Abyss w beczki po whisky.
WS: Dokładnie taki był plan.
CHB: Jak dużo tego piwa powstało?
WS: Około 30 hektolitrów, czyli 8500 butelek.
CHB: Samca Alfa zrobiono 2000 butelek, Deep Dark Sea z Brokreacji – ok. 1500-2000 butelek, Imperium Prunum wyparowało w dziwnych okolicznościach. I nagle Browar Solipiwko wypuszcza na rynek rewelacyjne piwo, poniżej 20 zł za butelkę, którego nie trzeba sobie wyrywać nawzajem z gardeł. Jak to zrobiłeś? Dopłacałeś do tego biznesu?
WS: Absolutnie nie. Owszem całą kasę, jaką zarobiłem wcześniej na Barrel Nygusie przeznaczyłem na beczki, aby móc zrobić więcej Porteru Bałtyckiego leżakowanego w drewnie. Fakt, w mojej kieszeni nie zostało nic ze sprzedaży wcześniej wspomnianego Nygusa, ale dzięki temu mogłem zrobić więcej Baltic Abyssa. To była świadoma inwestycja, ale nie spowodowała ona znaczącego wzrostu ceny finalnego produktu.
CHB: Mimo takiej ilości piwa ja już wiem, że Baltic Abyss rozejdzie się na pniu. Co dalej?
WS: Druga warka już leży w beczkach i będzie gotowa na święta. Próbując piwa bazowego ja już wiedziałem, że to piwo będzie zajebiste, więc opróżniając beczki z pierwszej warki miałem już gotową kolejną, aby móc ponownie tych beczek użyć.
CHB: Tobie wyszło, więc z jakich powodów inne browary nie potrafią zaplanować tego w podobny sposób?
WS: Na to składa się wiele czynników. Po pierwsze pojawia się kwestia leżakowania. Po drugie nie zawsze będzie można interesujące nas beczki zdobyć. Po trzecie musisz zabezpieczyć odpowiednie środki finansowe na czas leżakowania. Zresztą moim zdaniem cena takiego Samca Alfa czy Imperium Prunum, za jaką sprzedawał je browar hurtownikom, nie była znacząco wyższa od ceny Baltic Abyss. To rynek i szał na te piwa stworzył tak zaporowe ceny.
CHB: To czy teraz, jeśli jakiś znany bloger zacznie wykrzykiwać na forum „Wojtek, tak nie może być. Ty musisz to piwo sprzedać drożej. Za 100, 150 zł minimum. Bo sztosy muszą być drogie!”, to Baltic Abyss w święta powtórzy los Samca i Imperium?
WS: Ja nie chcę wpływać na cenę. Moim celem jest to, aby każdy zarobił na tym piwie uczciwe pieniądze. A być może obecna cena Baltic Abyssa jest efektem właśnie tego, że wspomniany Samiec czy Imperium były tak mocno wywindowane?
Baltic Abyss w pełnej okazałości
CHB: Co dalej, poza drugą warką Porteru Bałtyckiego?
WS: Przy tych mocach produkcyjnych, które mam w Zarzeczu nie planuję w najbliższym czasie szaleć z nowymi piwami…
CHB: W związku z tym, idąc śladem Kingpinów może warto pomyśleć o współpracy z dodatkowym browarem?
WS: Dla mnie od zwiększenia podaży ważniejsze jest zaufanie do browaru i do ludzi tam pracujących. Poza tym gdybym wybrał nowe miejsce, to musiałbym się go na nowo uczyć; musiałbym zdobyć zaufanie pracowników, sprawdzić jak dba się tam o higienę i czystość, itd. Bez tej stu procentowej pewności spędzałbym w browarze 24 godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu, co obecnie jest poza moim zasięgiem.
CHB: Czym w takim razie zaskoczysz nas w najbliższym czasie?
WS: Pojawi się owsiana IPA oraz tropikalna Vermont IPA, do której planuję dodać mango i ananasa. W kwietniu powinniśmy wypuścić kolejną warkę Waligóry, pod warunkiem że wszystko z nią będzie ok.
CHB: A co z serią Nomono? Zamierzasz powtarzać któreś tych piw?
WS: Plan na Nomono był taki, że to będą jednorazowe strzały. Niemniej jednak mam wiele zapytań o te piwa, przez co stoję przed dylematem – czy utrzymać swoją linie piw i uwarzyć kolejną wariację Nomono czy na przykład wrócić do pierwszego. Jest szansa, że pod koniec roku zwiększą się moje moce produkcyjne, więc wówczas będę mógł się nad tym głębiej zastanowić.
CHB: Co masz na myśli mówiąc o zwiększeniu swoich mocy?
WS: Nic więcej Ci nie powiem (śmiech). Coś się dzieje, ale o konkretach będę mówił, jak już wszystko wypali.
CHB: W takim razie ja trzymam kciuki i czekam na kolejne wieści. Dzięki za rozmowę!
Nie wiem, jak Wy, ale jeśli chodzi o piwne degustacje, to najlepsze wrażenia i najintensywniejszy odbiór mam najzwyczajniej w świecie w domowym zaciszu. Wiecie – cisza, spokój, wygodny fotel, dobry film albo książka i szkło wypełnione jakimś sztosem… i to niejednym. A że ostatnio trochę się nam tych sztosów nazbierało, tak postanowiliśmy z Panią Kapitan zorganizować sobie dwuosobowy mini panel degustacyjny. Jak wyszło? Lecimy po kolei.
Browar Kormoran – Imperium Prunum 2017 (Porter Bałtycki)
Nie będę rozpisywał się w szczegółach o kolejnej aferze porterowej, której bohaterem został tym razem Browar Kormoran. Co prawda nie było to strzał centralnie w krocze, jak to uczynił Browar Zamkowy, ale kolano po ich pomysłach z dystrybucją Imperium Prunum raczej zbyt szybko sprawności nie odzyska. Na szczęście samo piwo ponownie pokazało klasę najwyższych lotów. Wyraźnie śliwkowy i lekko wędzony aromat doskonale uzupełniają akcenty czekolady i szlachetnego alkoholu. Leżakowanie doprawiło zapach tego Porteru wyraźnymi nutami ciemnych, czerwonych owoców. To wszystko pojawia się również w smaku, kojarząc się jednoznacznie pysznymi pralinami z likierem. Sporą słodycz kontruje fajna goryczka, a niezbyt wysokie wysycenie tylko pomaga w zatraceniu się w tym piwie. I jedynie szkoda, że tak mało osób będzie miało okazję spróbować tego czarnego złota polskiego piwowarstwa. 9.5/10
Brasserie dOrval – Orval (Belgian Ale)
Orval do najtańszych piw nie należy. A kiedy dodatkowo podczas otwierania 1/3 zawartości butelki wyskakuje z niej niczym Kamil Stoch z progu skoczni, lądując na blacie stołu, tak i można się trochę na to piwo zezłościć. Na szczęście złość ta szybko mija, kiedy tylko przysuniemy szkło z Orvalem pod nos. Ten Belgian Ale raczy nas doskonałym zapachem końskiej derki, agrestu i czerwonej porzeczki, świetnie połączonej z ziołowymi akordami szałwii. No po prostu rewelacja. Bretty doskonale spisują się także w smaku, podbijając przyjemne nuty owocowe i szampańskie. Szałwia ponownie świetnie dopełnia całość. Orval na pewno nie jest piwem słodkim – to zdecydowanie wytrawny i głęboko odfermentowany trunek, a przy tym niezwykle złożony i kompleksowy. Z pewnością do niego wrócimy i tym razem zapamiętamy, aby otwierać go delikatniej. 8.5/10
Fear No Beer (browar domowy) – HiperEnigmatic Stuff of Porter Baltic (Porter Bałtycki)
Ten uwarzony w październiku 2015 roku Porter trafił w moje łapy dzięki Marcinowi Martinezowi Przybylskiemu (piwowar domowy Fear No Beer). Poleżał sobie troszkę w piwniczce i czekał na stosowną okazję. A do takiej z pewnością należał nasz dwuosobowy mini panel degustacyjny! Znając inne piwa spod szyldu tego browaru byłem raczej spokojny o jego formę. Tylko czy aby na pewno wszystko tutaj zagrało? Sam trunek nalewa się czarny, nieprzejrzysty, z grubą czapą jasnobeżowej piany. I ja taki wygląd Porteru szanuję! Po lekkim zakręceniu pokalem nasze nozdrza zostają uraczone nutami czerwonych, ciemnych owoców, lekkiej czekolady, zmieszanej z subtelnym sosem sojowym. W tle pojawiają się akordy, kojarzące się z cukierkami karmelkowymi. Oj świetnie to piwo popracowało i utleniło się dokładnie tak, jak powinno. Smak to już poezja nut porterowych, z czerwonymi owocami i czekoladą na czele. Piwo jest pełne, likierowe, słodkie, acz niewyklejające nadmiernie, z idealnie dopasowaną goryczką. Alkoholu w zbyt dużych ilościach nie odnotowano. I jeszcze gdyby przenieść tę recepturę na jakiś kontraktowy browar… byłoby pięknie! 8.5/10
Nie powiem, ale tego piwa trochę się bałem. Po niezbyt udanej przygodzie z aromatami naturalnymi w Nut Crackerze (drugie piwo z tej serii i w tej kooperacji – przyp. aut.) do Crackera podchodziłem z dość dużą dozą sceptycyzmu. Na szczęście obawy te okazały się niepotrzebne. Ten Imperialny, Kawowo-Mleczny Stout raczy nas aromatami bardzo intensywnej, palonej kawy oraz mlecznej czekolady. W tle pojawia się lekka kwasowość, kojarząca się z mocnym espresso. Kawa gra także pierwsze skrzypce w smaku, idealnie komponując się czekoladą i delikatną orzechowością tego trunku. Jedyny minus w mojej opinii, to zbyt wysoka słodycz Crackera, skontrowana za małą goryczką. Być może właśnie taki zamysł mieli piwowarzy, ale ja jednak życzyłbym sobie nieco głębszego odfermentowania. Na szczęście ten drobiazg nie popsuł ogólnych wrażeń z degustacji, a świetnie użyta kawa, niczym Bruce Willis w Szklanej Pułapce, uratowała dzień! 7.5/10
Sebix od życia nigdy wiele nie wymagał. Byleby robota była na zakładzie, wypłata w terminie, a od czasu do czasu jakiś grill z kumplami albo dancing na mieście. No i piwo. Wieczorem do meczu, do wiadomości, do serialu, do filmu, do teleturnieju, do Kuchennych Rewolucji czy innego Big Bradera. Bo na grillu to wiadomo, że wódka, a na dancingu lepiej Walkiera z colką machnąć, bo dupeczki z większym szacunkiem na Ciebie patrzą. A piwo to mocne; żeby bańka była i humor trochę lepszy. I nie za drogie, bo na zakładzie ostatnio mniej roboty i wypłaty już nie takie dobre. A jak niedrogie, to z dyskonta najlepiej, i to tego niemieckiego. Niemiec przecież to jakość i solidność, jak w BMW, jak w Mercedesie – nie ma sobie równych. Ostatnio nawet promocję zrobili na to drogie piwo, co to Sebix na nie czasem zerkał. 2.99 zł za puszkę żal było wydać, bo jeszcze kilka groszy i zamiast jednego będą dwa, a dwa to lepiej niż jedno, wiadomo. 2.19 zł brzmi lepiej, a przy tym 8 woltów mocy i niby jakiś porter, co to nazwę taką widział raz w knajpie na wakacjach w Juracie. Argusa też pija regularnie, więc co tam – kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana… czy tam portera.
Sebix na kwadrat dotarł dość późno, a że meczyk już się zaczął, to i na chłodzenie piwerka nie było czasu. Szybkie „tssssst” i już Argusik leje się do szkła, co to mu je kumpel przywiózł z jakichś targów. Tylko co tu się wyprawia w tym kolorze? Jakieś takie ciemno-brązowe, z pianą jasno-beżową. Zupełnie nie jak piwo normalnie, więc może popsute? Piana w sumie szybko znika, ale browarek koloru zmienić chyba nie zamierza. Powąchać trzeba przed wypiciem, bo jeszcze się zatruje, a na L4 wypłata słabsza. Pachnie też nie jak piwo, ale chyba ładnie. Trochę jakby popcorn maślany, ale za chwilę niby wiśnie w likierze. Normalnie czekoladki Mon-cheri gdzieś, ktoś tutaj utopił. Masełko, jak masełko, na bułce z dżemem dobre, to i może pod te wiśnie ktoś to wymyślił? W każdym razie pić można, bo nie śmierdzi. Kilka głębokich łyków i znowu te wiśnie tu są, a do tego szczypta czekolady się pojawia. I jakieś takie pełniejsze, niż tradycyjne jasne pełne. OK, może nalewka od babci to to nie jest, ale czuć że piwerko mocarne i słodkie. To już na pewno nie może być popsute, bo takie rzeczy ponoć tylko w tych dobrych piwach mają. Tak słyszał kiedyś w markecie, jak dwóch krawaciarzy o tym przy kasie gadało. A jaki posmak czekolady zostaje w ustach; normlanie takiej gorzkiej, jaką ostatnio w paczce na święta z zakładu dostał. Droga pewnie nie była, ale że takie cuda w piwie?! Tylko chyba to masło nie do końca tutaj pasuje, ale nie przeszkadza aż tak bardzo. Puszka zeszła przed pierwszym kwadransem meczu, humor wyraźnie się poprawił, a w drodze do lodówki już w nogach czuć wirowanie. Cuda jakieś Panie i to po 2.19 za sztukę!
Sebix już zaplanował, że szybko musi zapasy na Święta tego piwa uzupełnić, zanim promocja się skończy. Przecież takie cymesy nie mogą się zmarnować! Nawet by i trójkę peelenów dał za ten Porter od czasu do czasu, bo przecież i jemu odrobina luksusu się należy. Rozmarzył się Sebix i nawet przez chwilę pomyślał, że mógłby stać się zwykłym Sebastianem, ale gol w meczyku szybko przywołał go do porządku. Te Portery to on jutro kupi, ale teraz pora na najlepsze jasne pełne, 1.89 zł za puszkę i niech w końcu te patałachy wezmą się za granie, a nie takie badziewie na boisku wyprawiają! 4/10 w skali FHP