Dzisiaj pora na podsumowanie warzenia, na jakim byłem całkiem niedawno w browarze Alternatywa. Co uwarzyliśmy, dlaczego ważny będzie tutaj zespół J. D. Overdrive i jak to wszystko wyglądało? Tego dowiecie się z filmu poniżej:
Dzisiaj pora na podsumowanie warzenia, na jakim byłem całkiem niedawno w browarze Alternatywa. Co uwarzyliśmy, dlaczego ważny będzie tutaj zespół J. D. Overdrive i jak to wszystko wyglądało? Tego dowiecie się z filmu poniżej:
Swojego piwa (nawet tego w kooperacji) nie wypada samemu oceniać. Dlatego też będąc w Cieszynie i korzystając z okazji zwiększonej obecności blogera piwnego na metr kwadratowy poprosiłem o opinię trzech „wybrańców”. Jak wypadł Chmielobrody #2, czyli kooperacja mojej skromnej osoby oraz Browaru Dwóch Braci? Kim są „wybrańcy”? Co się stało, że na końcu filmu straciliśmy ostrość?!?! Odpowiedź na te wszystkie pytania poznacie w filmie poniżej:
Druga odsłona kooperacji Rzeki Piwa i Chmielokracji dotarła do mnie całkiem niedawno. Jak wyszło połączenie sił blogerskich i „kontraktowych”? Sprawdzam!
Jako niepoprawny amator szkockich i irlandzkich whisky, a szczególnie tych charakteryzujących się intensywnie torfowymi nutami z nieskrywaną ciekawością sięgnąłem ostatnio po Nafciarza Dukielskiego. Ten Whisky Rye Double Brown Porter powstał w kooperacji Browaru Dukla oraz Brokreacji. O ile Ci pierwsi jeszcze nie zdołali trafić w mój gust, tak ekipa Brokreacji kupiła mnie na zeszłorocznym Silesia Beer Feście doskonałymi etykietami i całkiem przyjemnymi piwami. Wychodzi więc, że na dwoje babka wróżyła, bo i różnie bywa z tymi kooperacjami. W tym przypadku kupiła mnie grafika oraz opis, widniejący na butelce. Dokładnie idzie on tak:
Nafaciarz Dukielski to piwo inspirowane wydobywaną od wielu lat, w rejonach Dukli, ropą naftową. Piwo o oleistej fakturze pochodzącej ze słodów żytnich i ciemnobrunatnej barwie nadanej przez czekoladowe i palone słody whisky. W smaku i aromacie nuty torfu i nafty przeplatają się z szlachetną ziołowością słodu East Kent Golding oraz charakterem brown portera.
Po tej króciutkiej lekturze nie mogłem przejść koło Nafciarza obojętnie, mając wobec niego jednocześnie bardzo wysokie oczekiwania. No to jak wyszła ta konfrontacja?
Z ciemnymi piwami mam tak, że ich wygląd przykuwa moją uwagę zdecydowanie bardziej, niż ich jaśniejsze odmiany i tak też było w tym przypadku. W sztucznym świetle ten Brown Porter wyszedł prawie jak ropa naftowa – czarny jak smoła, z delikatnymi, ciemnobrązowymi refleksami. Drobna i beżowa piana fajnie dopełniła całość, chociaż nie ukrywam – mogłaby troszkę lepiej „koronkować” na szkle. Nie to jest jednak istotą rzeczy. Istotne jest to, co dzieje się dalej, a wierzcie mi – dzieje się tutaj naprawdę wiele! Wyobraźcie sobie, że stoicie na polu naftowym, w towarzystwie składowanych nieopodal podkładów kolejowych. Słońce zdążyło już dość mocno nagrzać spękane drewno, z którego bardzo wyraźnie unosi się w powietrzu ten ich specyficzny zapach. Czujecie to? Bo w tym piwie takich nut nie brakuje! Parafrazując tytuł jednego z filmów braci Coen – to nie jest piwo dla słabych ludzi. Dołóżcie sobie do tego aromaty torfowe i akcenty dymne, podsypane gorzką czekoladą oraz przyjemną kawą i voila! Dla mnie to jest absolutne K. O. Co dzieje się dalej? Nafciarz Dukielski pomimo niezbyt wysokiego ekstraktu, ale dzięki zastosowaniu słodów żytnich ma przyjemną, oleistą fakturę. On naprawdę może kojarzyć się z ropą naftową w dobrym tego słowa znaczeniu. Nie brak mu też pełni w smaku. I tutaj kolejne, miłe zaskoczenie – to piwo jest delikatnie słodkie na początku, aby potem wybrzmieć ponownie nutami torfowymi i przyjemną, dość mocną goryczką. Wyczuwalna jest też czekolada, z odrobiną kwasowości w kontrze. Finisz Nafciarza też robi robotę, bo cały czas czułem się tak, jakbym siedział na tych podkładach kolejowych, nieopodal wspomnianego wyżej pola naftowego.
Muszę przyznać, że kompozycja piwna, jaką stworzyli piwowarzy z Dukli i Brokreacji jest dla mnie niezwykle udanym strzałem. Wszystko się tutaj zgadza i nie ma się nawet za bardzo do czego przyczepić (chociaż nie ukrywam, iż dość intensywnie szukałem jakichś wad). Nafciarz Dukielski zasługuje na pokłony w pas. Niemniej jednak trzeba pamiętać – nie jest to trunek, jaki przypadnie do gustu wszystkim. Z pewnością jest on wymagający i dla amatorów piwnych wrażeń może być zbyt radykalny. Ja natomiast takie tematy uwielbiam i z czystym sercem daję 9/10
Przyszła pora na kolejny odcinek Szybkiego Strzału, w którym na tapecie mamy aż dwa piwa kooperacyjne, jedną sztukę z browaru Raduga i jedną (chociaż w zasadzie drugą) od Baby Jagi. A więc bez zbędnego przeciągania jedziem:
Canis Lupus (w tłum. wilk szary) faktycznie w smaku jest… szary. Co prawda w aromacie mamy ogromne ilości kawy, lecz niestety tej słabszego sortu, kojarzącej się z tanimi ekspresami przelewowymi. Temat nieco ratuje delikatna i przyjemna paloność. W smaku kwaskowe, ze zbyt małą ilością ciała, z nutami kawowymi w tle. Całość psuje długo utrzymujący się finisz małej czarnej z kiepskiego, przydrożnego baru. Da się wypić bez zbytniego skupiania się na zawartości szkła. 5/10
Mam słabość do Radugi, bo jeszcze nigdy mnie nie zawiedli. I po raz kolejny wyszło im całkiem zgrabnie. Zapach tego trunku przywołuje na myśl skojarzenia z egzotycznymi owocami, słodami, nutami chmielowymi oraz lekkim i przyjemnym karmelem. Takie aromatyczne nawiązania do Imperial IPA to ja propsuję! Po wychyleniu szkła też jest całkiem, całkiem – piwo jest pełne w smaku, owocowe z wysoką i lekko ściągającą goryczką. Niewysokie wysycenie sprzyja pijalności. Niestety nie jest tak całkowicie różowo, bo całość jest jednak odrobinę za słodka. Dlatego daję „jedynie” 6.5/10
Z kolei z tym browarem mam problem, bo jakoś żadne z ich piw do tej pory nie trafiło w mój gust. A jak jest z tym RISem? Piękny, hebanowy kolor, ciemnobeżowa, drobnopęcherzykowa piana dodają mu niewątpliwego uroku. Aromat też trzyma poziom – nuty czekoladowe mieszają się z kawą, orzechami i delikatną wiśnią; alkohol został perfekcyjnie ukryty; pojawia się fajna paloność. W smaku znajdziemy orzechy, kawę i gorzką czekoladę, a także nuty torfowe oraz lekką kwasowość. Całkiem nieźlem, pomyślicie? No właśnie – tylko nieźle, bo Elixirowi brakuje trochę ciała, jak na ten styl. Podsumowując – niezłe piwo, zasługujące na 6.5/10
Od kooperacji oczekuję wiele. No bo skoro spotyka się dwóch różnych piwowarów, to łącząc swoje doświadczenia powinni uwarzyć całkiem niezły trunek. Właśnie – od powinni do uwarzyli jest daleka droga, w trakcie której coś może pójść nie tak. I tak chyba było w tym wypadku. Niby czuć nosem trochę moreli, trochę cytrusów, ale czuć też diacetyl i to wcale nie tak słabo. IBU niby „tylko” na poziomie 50, a jednak gorycz tego piwa tłumi wszystkie inne smaki. Wysycenie też mogłoby być wyższe, ale powiedzmy że tutaj to już się czepiam. Pijąc Wiedźmy miałem skojarzenia English Bitterami, ale np. do takiego Goldi Basset sporo brakuje. 5/10, szału ni ma.
Kooperacje piwowarskie to moda zataczająca co raz szersze kręgi w polskim piwowarstwie (i nie tylko). I chwała za to, bo z takich romansów często wychodzą świetnie dobroci. Na arenie międzynarodowej za przykład niech posłuży Mills And Hills od Fyne Ales i De Molena, a na rodzimym podwórku This Is Kraft, Bitch! od ekipy Kraftwerka i Wąsosza. Dlatego też z nieskrywaną radością sięgnąłem po Double Trouble, czyli Imperialny Milk Stout od Kraftwerka i Piwoteki.
BLG na poziomie 25 stopni oraz 10% alkoholu od razu mówi nam, że nie będzie to spacerek po leśnej polance. Tak przynajmniej mi się wydawało. Eeeee błąd! Nie tylko książek nie powinniśmy oceniać po okładce – piwo jak widać też zalicza się do tej kategorii. Ale od początku. Degustacja wystartowała ze zbyt niską temperaturą, w której aromaty dopiero po chwili wyszły na jaw. Dlatego też w pierwszej kolejności zaatakowała mnie mega intensywna słodycz, aby po przełknięciu zamienić się w przyjemną goryczkę. W końcu zaczęły pojawiać się i aromaty – słodkie praliny, mleczna czekolada, a na finiszu delikatny alkohol. Z tym alkoholem to niby wada, ale jakoś mi pod te praliny pasował idealnie. Kolejne wychylenia szklanki pozwoliły wyłapać w smaku lekką nutę orzechów włoskich, fajnie podkreślających słodycz tego piwa. Double Trouble nie można też odebrać pijalności; jak już wcześniej napisałem – niby parametry wskazują na cios, a jednak jest bardzo przyjemnie. Niemniej jednak piwo nadal jest pełne w smaku, kremowe i zalepiające. Męczyć może pojemność butelki, czyli 0,5 l. W mojej ocenie 0,33 l byłaby idealna. Większa ilość jest już zbyt słodka i zbyt intensywna. Może leżakowanie rozwiązałoby ten temat? Chyba skuszę się na taki zabieg! A cóż można rzec o barwie, jaka w piwach typu Stout mocno przykuwa moją uwagę? Jest dobrze – trunek jest hebanowy, z twardą, drobno-pęcherzykową, jasno-brązową pianą, świetnie pokrywającą szklankę (tzw. lacing). Zazwyczaj nie przywiązuję dużej wagi do tego elementu, ale tutaj po prostu fajnie się to prezentuje.
Double Trouble to nie jest piwo dla każdego. Może przeszkadzać zbyt wysoka słodycz, może drażnić duża zawartość alkoholu, ale z drugiej strony ktoś może to odebrać jako zaletę. Mnie osobiście to piwo bardzo smakuje i z czystym sumieniem wystawiam mu notę 8/10.
Nie samym pisaniem o piwie człowiek żyje i w swoim życiu musi znaleźć czas również na inne obowiązki. A zaległości niestety się zbierają i same się nie opiszą. Dlatego też zdecydowałem się na szersze wpisy o piwach wybitnych oraz tragicznych, tym samym tworząc nową przestrzeń dla tzw. „szybkich strzałów”. Ale o co w tym chodzi? Ano o krótkie, zwięzłe informacje o kilku piwach w jednym wpisie bez zbędnego zaangażowania literackiego. No to jedziemy!
1. Red Roeselare Ale – Browar Zamkowy
Piwo nietypowe, kwaśne, wpisujące się w styl tzw. flandersów. Aromat wiśniowo-porzeczkowy z dębowymi taninami w tle. W smaku rześkie, lekko cierpkie i wytrawne, przyjemnie kwaskowe; fajnie wyczuwalne czerwone owoce. 6.5/10, bo to nie do końca mój styl (much to learn I still have)
2. Ale Cocones – Artezan + Alebrowar
Bardzo smaczne Double IPA z dodatkiem płatków kokosowych. Pomysł fajny, ale nie do końca udany. Jako DIPA wyszło rewelacyjnie – zapach tropikalnych owoców (mango, ananas) świetnie dogaduje się z intensywną goryczką tego piwa. Tylko gdzie ten kokos, ja się pytam?! Ni ma, po prostu ni ma. Niemniej 7/10, bo jest ono po prostu smakooowe.
3. Smoked Baltic Porter Bourbon Barrel Aged – Browar Widawa
W odróżnieniu do Miss Evy, gdzie trafiłem na zakwaszony „model”, tutaj wszystko się zgadza. Piwowarzy świetnie schowali alkohol w delikatnym aromacie dymu, połączonym z nutami bourbona, dębiny, żurawiny i suszonej śliwki. Szczególnie ten bourbon mi tutaj pasuje. W ustach też jest na bogato – kawa i czekolada doskonale dogadują się z suszoną śliwką. Wszystko jest podane w wytrawnej, wyraźnie goryczkowej formie. 7/10
4. Koniec Świata – Pinta
Sahti to jeden z tych stylów, które się kocha lub nienawidzi. Ja należę do tych pierwszych, więc jak mam możliwość, to sięgam po tę butelkę. Ale o co tutaj chodzi? O proces „tworzenia” tego piwa (bo nie do końca można go nazwać warzeniem)! Po pierwsze zamiast drożdży piwowarskich używa się drożdży piekarskich. Po drugie brzeczka nie jest gotowana, a jedynie podgrzewana. Po trzecie filtrowane jest ono przez gałązki jałowca. And how cool is that? Poza tym mamy tutaj wysoki zasyp, mocną słodowość piwa i IBU bliskie zeru. Nagazowania brak! Czy taki trunek może być dobry? Ależ oczywiście, tylko próbujecie na własną odpowiedzialność. Koniec Świata to Sahti dość przystępne. Jeśli Wam zasmakuje, to sięgnijcie po Jelonki z Bazyliszka – tam już jest ostra jazda bez trzymanki. A ten egzemplarz oceniam na mocne 8/10.