WOŚP, Kontynuacja i śląski kraft

W sumie to zastanawiałem się, czy pisanie krótkiej relacji z jednego z WOŚP-owych eventów będzie w świetle ostatnich wydarzeń na miejscu. I wiecie co? Będzie cholernie na miejscu! Po prostu nie ma mojej zgody na to, aby tak fantastyczna i genialna impreza, jaką jest Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, została zaszczuta i przekreślona przez jej przeciwników. A więc na pohybel tym, którzy z potokiem śliny na pyskach starają się, aby ten najpiękniejszy dzień w roku odszedł w niepamięć! Jedziemy!

WOŚP znany jest z organizowania tryliarda najróżniejszych i zazwyczaj całkiem pomysłowych akcji w myśl zbierania hajsu na szczyny cel. Koncerty plenerowe, pokazy antyterrorystów, strażaków, baletnic czy akrobatów, aukcje i licytacje oraz wiele, wiele innych. I świat kraftu też swoją cegiełkę do tego „interesu” dokłada. Bo jak inaczej nazwać moment, w którym zarówno browary, jak i knajpa zrzekają się przychodów ze sprzedaży piwa na rzecz Orkiestry? Dokładnie tak zadziałało to w minioną niedzielę w katowickiej Kontynuacji.

W akcji wzięło udział 11 śląskich browarów rzemieślniczych, a konkretnie: Alternatywa, Brewera, Hopick, Jana, Jastrzębie, Piekarnia Piwa, ReCraft, Reden, Sir Beer, Hajer i Welders. Każdy z nich przekazał beczkę swojego piwa, zrzekając się całkowicie zapłaty. Fajnie? No pewnie, że fajnie, bo każdy, kto tego dnia pojawił się w Kontynuacji i sięgnął po piwo od tejże śląskiej załogi po prostu pomagał Orkiestrze.

Na miejscu razem z Panią Kapitan pojawiliśmy się w okolicach 19:30 i jakże miło nam było, że ledwo znaleźliśmy miejsce do siedzenia. Serio, to jeden z tych niewielu momentów, kiedy ryjek cieszył mi się z takiego faktu. Na szczęście ktoś wychodził, spełniając swój „WOŚP-owy” obowiązek, więc razem z rzeszą znajomych mogliśmy zająć jeden ze stolików.

Drugim mega pozytywnym akcentem był… stosunkowo mały wybór. I to nie dlatego, że coś się powtarzało. Po prostu już o tej godzinie spora liczba kranów została osuszona, a Kontynuacja postanowiła nie podpinać czegoś, co mogłoby odwrócić uwagę od pozycji, przeznaczonych na Orkiestrę. I ja takie podejście mega szanuje. Na szczęście znalazłem coś dla siebie i z ciekawszych tematów muszę zwrócić uwagę na świetne, klasyczne i dobrze nachmielone na goryczkę IPA z Browaru Welders oraz na bardzo przyjemne Black IPA z bytomskiego Sir Beera. Chylę czoła!

Tego dnia klimat w Kontynuacji był nie do przebicia. Wszyscy życzliwi, uśmiechnięci i zadowoleni. Nawet mocno zmęczona ekipa barmańska, ciutkę zaniedbująca klientelę, nie sprawiła że komukolwiek zszedł uśmiech z twarzy. I co prawda nie wiem, czy udało się osuszyć wszystkie beczki, ale mam nadzieję, iż tak właśnie się stało. Ku chwale Orkiestry! I niech WOŚP gra do końca świata i jeden dzień dłużej!

Wiosenny Przegląd Śląskich Browarów Rzemieślniczych, czyli szybki przegląd formy kraftowego Śląska.

Kiedy minionej jesieni katowicka Kontynuacja zorganizowała Jesienny Przegląd Śląskich Browarów Rzemieślniczych okazało się, iż ta impreza to strzał w dziesiątkę (sami sprawdźcie relację: KLIK!!!). Tłumy ludzi, kilkanaście osób, reprezentujących śląskie browary i roześmiani barmani wprowadzili taką atmosferę, jakiej nie powstydziłby się niejeden festiwal piwny. Dlatego też kiedy ogłoszono tegoroczną, wiosenną edycję Przeglądu postanowiłem ponownie zameldować się na ul. Staromiejskiej w sobotę, kiedy to przypadał kulminacyjny moment imprezy, aby znowu poczuć ten klimat. Dodatkowo pikanterii dokładało debiutujące, pierwsze piwo od beniaminka śląskiego kraftu – browaru Hopick.


Niestety atmosfera eventu gdzieś uleciała. Beer geeków przyszło niewielu, przedstawicieli browarów można było policzyć na palcach jednej ręki, z czego części całkowicie zabrakło, Hopick zdecydował się wycofać piwo z kranu ze względu na jego niezadawalającą kondycję (co szanuję w opór), a na kranach próżno było szukać perełek, przygotowanych specjalnie na to wydarzenie. Jedynie uśmiechnięta ekipa Kontynuacji starała się nadrabiać jak tylko mogła. Kto tutaj zawinił? Czynników, mających wpływ na tę sytuację było wiele, a ich idealnie „sprzężenie się” w czasie doprowadziło do tego, że o tej edycji Przeglądu wszyscy raczej szybko zapomną. Dlatego tym razem skupię się jedynie na tym, co było na kranach i czego udało mi się skosztować.

 

Sir Beer – Aborygen (Australian IPA)

Sir Beer to browar warzący w starej Piwnicy Gawronów. Fajnie, bo udało się uratować gary przed zapomnieniem, a i sam piwowar postarał się, aby piwo wyszło co najmniej przyzwoicie. Bo tak oto Aborygen raczy nasz nos nutami cytrusów, ze słodkimi pomarańczami na czele. Wszystko oplata szczypta żywicy, biszkoptów oraz subtelna słodowość. Po chwili w aromacie pojawiają się również winogrona. Jest przyjemnie. Smak piwa wtóruje jego zapachowi – jest owocowo, z wysoką i przyjemną goryczą. Całość jest niezwykle przyjemna, rewelacyjnie wyważona i solidnie nachmielona. Oby Sir Beer podążał tą ścieżką, bo to doskonały kierunek.

 

Browar Jana – Gruby Joe (American Stout)

Po zmianie piwowara w Browarze Jana temat mocno posunął się do przodu. In plus, oczywiście. Szczerze przyznam – nie pamiętam, kiedy piłem chociażby przeciętne piwo z tegoż przybytku. Sytuacji nie zmienił Gruby Joe, czyli American Stout tej zawierciańskiej załogi. Piwo jest bardzo dobre. Zapach prażonego słonecznika świetnie komponuje się z odrobiną czekolady i cytrusów, a przyjemna paloność ładnie podkreśla umiarkowaną goryczkę, wraz z akcentami typowymi dla Stoutów. Co prawda osobiście życzyłbym sobie nieco więcej ciała, ale to akurat moje prywatne widzimisię, bo sam trunek jest niezwykle stylowy.

 

Wąsosz – NE IPA Avenue

W sumie to nie wiem, co mnie podkusiło, aby sięgnąć po piwo z browaru Wąsosz. Jakoś nigdy nie wywarli na mnie pozytywnego wrażenia, a ich piwa kojarzę raczej z mocną przeciętnością. Tych notowań nie poprawiła NE IPA Avenue. Lichy aromat, w którym można było co prawda doszukać się szczypty cytrusów, przywoływał skojarzenia raczej z American Lagerem, niż z solidnie nachmielonym Vermontem. Smak był idealnym przełożeniem tego, czego doszukałem się w zapachu, czyli nuda Panie; nuda jak w polskim filmie. Jedynie mocno opalizujący wygląd trunku zdradzał jakiekolwiek podobieństwo do New England IPA. Powiem krótko – nie o takie „NEIPY” walczyłem.

 

Browar Na Jurze – La Bella Sicilia (Blood Orange IPA)

To piwo wywołało w sumie najbardziej skrajne opinie wśród zgromadzonych. Jedni mówili że rewelacyjny soczek, drudzy że za słodkie, więc sam postanowiłem się przekonać, cóż takiego drzemie w „Pięknej Sycylii”. Z pewnością opis stylu, jako „Bloody Orange IPA” jest trafiony w dziesiątkę, gdyż zapach i smak czerwonych pomarańczy jest tutaj wszechobecny. Dodatkowo w aromacie pojawia się odrobina grejpfrutów. Jak na swój woltaż (8% alk. obj.) muszę przyznać, iż alkohol został w tym piwie doskonale ukryty. Sam trunek faktycznie nie grzeszy dobrym balansem – ciut za wysoka słodycz mocno dominuje i nawet granulatowa, lekko szczypiąca w język goryczka nie jest w stanie się jej przeciwstawić. Niemniej jednak mnie to piwo smakowało, ale rozumiem iż może ono wzbudzać skrajne opinie.

 

ReCraft – Banany na rauszu (Rauchweizen)

Na koniec szybka weryfikacja klasyka z Browaru ReCraft – ich Banany na Rauszu to piwo, które pokochałem miłością dozgonną, więc miałem nadzieję, iż obecna warka trzyma nadal poziom. Na szczęście po raz kolejny się nie zawiodłem. Są banany, są goździki, jest wędzonka, jest dym, świetna pełnia i rewelacyjna pijalność. W mojej ocenie ta interpretacja stylu jest jedną z najlepszych (o ile nie najlepszą) w tym kraju. Nie mam uwag, można pić bez obawień i w dużych ilościach.

 

Dwie imprezy na jednym ogniu, czyli Eureka i Śląscy Piwowarzy w jednym

Czasami człowiek chciałby się rozdwoić. No bo jak inaczej podejść do tematu, kiedy jednego dnia, w podobnych godzinach masz dwa fajne eventy? W momencie, w którym jeden jest oddalony od drugiego o kilkanaście, kilkadziesiąt czy kilkaset kilometrów, to już w ogóle nie ma wyjścia. Ale gdy oba wydarzenia znajdują się dość blisko siebie, tak sprawa wydaje się prostsza. I właśnie w tej sytuacji znalazłem się, kiedy w Białej Małpie ogłoszono premierę nowego piwa z Browaru Eureka, a w Kontynuacji – Jesienny Śląski Przegląd Browarów Rzemieślniczych. Postanowiłem, że po prostu wezmę udział w dwóch imprezach na raz. Kto bogatemu zabroni, prawda?!


Wystartowaliśmy od wizyty w Białej Małpie. Na miejscu czekał już piwowar Eureki, Kamil Małochleb, od którego kilka dni wcześniej otrzymałem zaproszenie na tę premierę. Przed spróbowaniem „dania głównego”, jakim tego wieczoru w Małpie był Dry Stout Beaufort, w moje szkło powędrował rewelacyjny Berliner Weisse z owocami. Mowa tutaj o Bachu, czyli całkiem świeżym kwasie z Eureki. Musze przyznać, że to piwo po prostu mnie powaliło na kolana. Genialny aromat malin oraz subtelnych wiśni świetnie korespondował z lekką cierpkością żurawiny. No po prostu klękajcie narody przed tym kwasem. Niska goryczka, przyjemna kwaskowość na odpowiednim poziomie i fantastyczna owocowość postawiła kropkę nad „i”, wznosząc Bacha na piedestał najlepszego Berlinera z owocami, jakiego dane mi było spróbować. Dodatkowo brawa za prawilne zakwaszenie i za refermentację w butelce. Duch kraftu będzie zadowolony.

Drugim punktem podczas tego wieczoru został premierowy Dry Stout Eureki, czyli Beaufort. Pierwsze, co przykuło moją uwagę, to wyraźna orzechowość, unosząca się nad pokalem. W połączeniu z czekoladą i kawą stworzyło to idealne połączenie, jakiego można oczekiwać od tego stylu. W smaku również te tematy zagrały pierwsze skrzypce, ale jak na Dry Stout w mojej ocenie mogłoby być nieco mniej słodko i bardziej wytrawnie. Również wysycenie winno wskoczyć o poziom wyżej, ale to naprawdę drobiazg. Generalnie Beaufort to całkiem udane piwo, z maleńkimi szczegółami do poprawy.


W międzyczasie okazało się, iż Kamil zajmuje się również sztuczkami karcianymi. Połączenie dobrego piwa i rozrywki, pod postacią magika, czarującego nas talią kart wyszło całkiem zgrabnie. Niestety – wszystko co dobre szybko się kończy i tak opróżniliśmy nasze szkło, i skierowaliśmy swoje kroki w stronę katowickiej Kontynuacji.

Na miejscu czekało już większość przedstawicieli z dwunastu śląskich browarów, których piwa tego wieczoru gościły na kranach multitapu. I tak oto w kolejności alfabetycznej mogliśmy spróbować pomysłów, przygotowanych przez:

Browar Brewera
Browar Cameleon
Browar Hajer
Browar Jana
Browar na Jurze
Minibrowar Majer
Browar Rzemieślniczy Piekarnia Piwa
Browar ReCraft
Minibrowar Reden – Chorzów
Browar Śląski Alternatywa
Browar Wąsosz
Browar Wrężel

Ja postanowiłem wystartować od dzikiego Born To Be Wild Pale, autorstwa Browaru Jana. Piwo lekkie, dzikie, owocowe. Co prawda wolę wariant „ciemniejszy”, ale nie ma co „gadać” – ten też jest bardzo przyjemny. W międzyczasie Michał Pactwa odpalił imprezę na całego, czego dowodem były krótkie wystąpienia przedstawicieli browarów, opowiadających o aktualnie podpiętych pozycjach. Co chwile odpalano różnej maści konkursy, co fajnie zaktywizowało niemałą gawiedź, zebraną w Kontynuacji.


Ja postanowiłem dalej kosztować nieznanych mi dotąd tematów. W ten sposób do mego szkła powędrował Dubbel z Browaru Majer. Przyjemny, fenolowy i taki, jaki Dubbel być winien. Aczkolwiek można było bardziej poszaleć. Następnie zdecydowanie światowy poziom zaprezentował redenowy Kosmodrom. Złoty medal na KPR 2017 w kategorii Imperialny Stout/Porter za to piwo jest zdecydowanie zasłużony. Na koniec poszalałem z Brett Porterem. Ten genialny trunek, autorstwa Łukasza Łazinki z Browaru Recraft to pozycja „must-drink” dla każdego beer geeka.

A skoro już o Łukaszu mowa… zachęcił mnie do wspólnego testu klasycznego, niemieckiego Pilsa 12° z browaru Reden. Wyraźnie słodowy, z konkretnymi akcentami chmielowymi trunek okazał się w mojej opinii nieco za „tęgi”, jak na niemieckiego klasyka. Oczywiście smaku i sznytu nie można mu było odebrać, ale gdyby był on nieco lżejszy… Ciekawy eksperyment z dolaniem odrobiny „mineralnej” pokazał, iż to piwo faktycznie mogłoby zyskać, gdyby było odrobinę smuklejsze.

Finalnie cała impreza wypadła śpiewająco. Możliwość zamiany kilku zdań z każdym z przedstawicieli browarów to naprawdę doskonała okazja nie tylko do pogłębienia swojej wiedzy, ale też do zwykłej, dobrej zabawy. W końcu piwo to trunek mocno socjalizujący i cały ten wieczór właśnie tę cechę mocno uwidocznił. Oby więcej, oby częściej.

—> ZOBACZ PEŁNĄ GALERIĘ ZDJĘĆ <—

Wiosna po śląsku w katowickiej Kontynuacji

Nie jest sztuką znaleźć w dużym mieście miejsce, w jakim można napić się dobrego piwa. Co raz więcej przybytków sięga po rodzimy i zagraniczny kraft, tym samym szerząc i głosząc dobrą nowinę piwnej rewolucji. Tylko czy to wystarczy, aby wybić się z pośród wszelkiej maści pijalni piw i multi tapów? A może chodzi o zrobienie knajpy z konkretnym klimatem? Muzyka na żywo? Dobre jedzenie? Kilkanaście kranów i lodówka, wypełniona butelkami? To wszystko z pewnością pomoże, ale w mojej ocenie nie będzie wystarczające. Tutaj trzeba czegoś więcej. Tutaj potrzeba zaangażowania całego środowiska w konkretny event, premierę czy spotkanie właśnie w takim miejscu. Całe szczęście, że w Katowicach to się najzwyczajniej w świecie dzieje. Jakiś czas temu Browar Pinta odwiedził Klub Namaste z premierą swojego Rye Wine’a i opowieściami z ich podróży po Argentynie (KLIK!). Innym razem Browar Szpunt oraz Olimp wpadli do Białej Małpy na kranoprzejęcie (KLIK!). To pokazuje, że się da i że można. Prym w liczbie przeprowadzanych tego typu eventów wiedzie jednak Kontynuacja. Tym razem ekipa ze Staromiejskiej poszła o krok dalej, organizując „Wiosenny przegląd śląskich browarów rzemieślniczych”, zapraszając do siebie piwowarów i browarników z niemal całego Śląska.

Całe wydarzenie zaplanowano na trzy dni, podczas których na kranach lały się wszelkiej maści lokalne, piwne specjały. Kulminacyjnym momentem był sobotni wieczór, kiedy na miejscu pojawiły się ekipy m. in. Browaru ReCraft, Browaru Jana, Browaru na Jurze, Browaru Brewera, Browaru Hajer, Piekarni Piwa, Minibrowaru Reden, Browaru Cameleon czy nowopowstałego Browaru Alternatywa.

Wraz z Panią kapitan pojawiliśmy się na miejscu chwilę po 19tej, przybijając piątki i gaworząc z powoli gromadzącym się towarzystwem. Musze przyznać, że tak przyjacielskiej atmosfery właśnie oczekiwałem. Aby jeszcze przyjemniej dyskutować do mojego pokalu na start trafił Hopernik, czyli AIPA z chorzowskiego Redenu. No i muszę przyznać, iż wybór był trafiony w dziesiątkę. To doskonale zbalansowane piwo, przechylające się mocno w stronę Zachodniego Wybrzeża raczyło nozdrza przyjemnym aromatem chmielowym, w którym iglaki i cytrusy grały pierwsze skrzypce. Pojawiła się też delikatna nutka nafty, co zdaniem Pawła Fityki (piwowar w Minibrowarze Reden) jego osobiście nie dziwi, bo „taki akurat był zbiór”. Smak to już genialna wytrawność, delikatna żywica i wysoka, przyjemna gorycz. Świetne piwo, zasługujące na 8.5/10.

W międzyczasie cała załoga zebrała się za barem, a Grzegorz Malcherek (szef katowickiej Kontynuacji) wprowadził wszystkich zebranych w temat, zachęcając jednocześnie do rozmów z załogami browarów i do uczestniczenia w zaplanowanych konkursach. Dla mnie minusem tej formuły było to, iż ekipa siedziała w ostatniej sali, mocno oddalonej od baru, co raczej nie zachęcało do wycieczek, a tym bardziej nieśmiałym całkowicie uniemożliwiło przybicie piątki z zaproszonymi gośćmi. Szkoda, ale może następnym razem? Na szczęście od czasu do czasu za barem pojawiali się przedstawiciele browarów – a to ktoś mógł wygrać recraftowego Mentora, a to koszulkę Hajerów czy też inny gadżet z Alternatywy. Dodatkowo „wodopoju” nie dało rady już przenieść, więc aby uzupełnić szkło trzeba było po prostu pofatygować się do baru, co dawało kolejną okazję do podyskutowania z gośćmi.

Ja postanowiłem skupić się zarówno na niepróbowanych do tej pory piwach, jak i na rozmowach. Do pierwszego celu posłużyła mi znienawidzona przez niektórych deseczka degustacyjna, w jakiej znalazło się pięć różnych piw.

Jako pierwszy na tapet powędrował American Pils 4#1 z Alternatywy. Niestety jest tutaj nad czym pracować. Aromat mokrego kartonu i mokrego zboża nieco przykrył cytrusowy charakter amerykańskich chmieli. Smak z kolei wypadł zdecydowanie lepiej, ukazując piwo o dość czystym profilu, z delikatnie zaznaczoną, chmielową goryczką, acz z odrobiną nut kwaskowych – 5.5/10.

Fabrica Rara i ich sour APA Egzotic w mojej ocenie miał być pewniakiem i to właśnie to piwo wybrałem jako następne. Oprócz delikatnego utlenienia w stronę miodu i owoców egzotycznych, kwaśności w zapachu nie odnotowałem, ale na szczęście w smaku już się pojawiła. Egoztic to zdecydowanie pozycja dla początkujących „sour-headów” i mimo niewysokiego poziomu „kwachu” i tak chętnie, i sprawnie osuszyłem szkło. 6.5/10

Kolejny w kolejce stał Browar Majer z ich Wędzonym APA. I o ile początkowo kupiło mnie to piwo przyjemnie dymionym, lekko szynkowym aromatem, tak po chwili okazało się, że nie ma ono zbyt wiele więcej do zaoferowania. Trunek ten okazał się dość pustym, w którym wędzonka grała solo, mając za podkład nieprzyjemną i męczącą gorycz. Szkoda, bo pomysł był fajny. 4/10

Na szczęście humor po tej małej wpadce poprawił mi leżakowany w beczce po Jacku Daniel’sie Oktavio z Browaru Jana. Dębowe taniny, czerwone owoce, subtelna wanilia, delikatna słodycz i szczypta estrów namalowały bardzo szeroki uśmiech na mojej twarzy. I okej, być może całości brakowało nieco ciała, być może w smaku pojawiło się nieco za dużo alkoholu, ale i tak wyszło smacznie. 7.5/10

 Na koniec tej sesji w szkle pojawiło się De Facto, czyli Belgian Gold Strong Ale z Browaru Na Jurze. Tematem przewodnim tego piwa został kandyzowany ananas, któremu elegancko przygrywała dość wysoka estrowość. Mimo iż piwo powinno sprawiać wrażenie stosunkowo lekkiego, tak niestety zbyt wysoki poziom alkoholu, pojawiający się zarówno w smaku, jak i w aromacie, nieco ten koncept popsuł. Ogólnie jest nieźle, ale szału ni ma. 6/10

Po tej krótkiej, acz intensywnej sesji Grzegorz zaprosił mnie do stolika ekipy Browaru Jana na degustację ich Zajcewa (RIS), leżakowanego w beczce po Jacku Daniels’ie. Nie powiem, ale takie RISy to ja zawsze chętnie i w dużych ilościach. Było pysznie! Nie to jednak było najważniejsze – w trakcie rozmowy ustaliliśmy, że koniecznie musimy spotkać się w browarze, bo takich ciekawostek mają więcej. Jak wszystko dobrze pójdzie, to niebawem sami zobaczycie, co planuje ta zawierciańska załoga.

I jak się ponownie okazało – w zacnym towarzystwie czas szybko mija, co wpisuje jedynie na plus tego wieczoru. Fajnie było spotkać się z ekipami śląskich browarów; fajnie było pogadać i pośmiać się w takim towarzystwie; fajnie było spróbować kilku nowych mniej lub bardziej ciekawych piw; i w końcu fajnie, że takie eventy organizowane są co raz częściej. Brawo Śląsk, brawo Kontynuacja!

Katowicki Komitet Zakładowy, czyli o dwóch pieczeniach na jednym ogniu słów kilka.

Dobrze mieć w swoim miejscu zamieszkania kilka multitapów, rozlokowanych parę minut spacerem od siebie. Dzięki temu w sytuacji, kiedy są zorganizowane w tym samym czasie różne eventy można wziąć we wszystkich udział. Tak też było w miniony weekend – w Kontynuacji wszystkie krany przejął Browar Zakładowy, a w Białej Małpie pojawiła się ekipa Browaru Komitet ze swoim premierowym RISem „Mroczne Widmo”.

Pani Kapitan zdecydowała, iż na pierwszy ogień pójdą propozycje piwowarów z Poniatowej, w związku z czym chwilę po 20:00 zameldowaliśmy się w Kontynuacji. W oczekiwaniu na pełne kranoprzejęcie oraz na dalsze wydarzenia postanowiliśmy przetestować Tropikalne Ryżowe IPA, czyli „Wniosek Urlopowy”.

Browar Zakładowy – Wniosek Urlopowy (Tropical Rice IPA)

Po recenzji Tropicala z Browaru Wrężel, jaką „popełnił” Tomasz Kopyra, można zaobserwować dość spory hype na ten styl (no może niekoniecznie z ryżem w tle.) I ja się w sumie nie dziwię, bo faktycznie stopień „soczystej owocowości” w tych piwach może zachwycić. I tak też było w przypadku Wniosku Urlopowego, którego aromat tropikalnych owoców, w połączeniu z wyraźnymi akordami chmielu po prostu rozkładał na łopatki. Smak to już doskonałe połączenie mocnej i przyjemnej goryczy ze słodyczą i tropikalną soczystością ananasa i mango. Dodanie płatków ryżowych spowodowało dodanie rewelacyjnej gładkości fakturze piwa, dzięki czemu całość okazała się niezwykle pijalnym i bardzo smacznym trunkiem. Panie i Panowie, takie Wnioski Urlopowe to ja mógłbym wypisywać codziennie! 8.5/10

W między czasie „kontynuacyjna” ekipa uwijała się ze zmianami na tablicy, czego efektem była całkowita dominacja Zakładowego w knajpie. I tutaj chylę czoła przed ekipą tego browaru – biorąc pod uwagę ich staż i obecność na rynku można im pozazdrościć liczby wypuszczonych piw. A umówmy się; szesnaście proponowanych tego wieczoru trunków to nie wszystko! Robi wrażenie, co? Dodatkowo ja osobiście nigdy nie piłem słabego piwa od tej załogi, więc ochoczo przystąpiłem do dalszej weryfikacji tego stwierdzenia, co zaowocowało pojawieniem się przede mną Kolektywu.

Browar Zakładowy – Kolektyw (Imperial Smoked Robust Porter)

Nie wiem, co takiego mają w sobie ciemne piwa, że mocno przykuwają moją uwagę swoją aparycją, ale tak już mam. I nie inaczej było w tym wypadku – ciemnobrązowy, nieomal czarny trunek ozdobiła piękna, drobna korona ciemnobeżowej piany. No palce lizać! Samo piwo już na starcie przywołało u mnie skojarzenia z dobrym espresso. Czy to przez przewijające się tematy gorzkiej czekolady, delikatnych nut opiekanych, lekkiej kwasowości czy szczyptę akordów palonych… w każdym razie wyszło smacznie. Jak do tego dołożymy pojawiający się aromat czerwonych owoców i subtelną karmelowość, tak otrzymamy niezwykle przyjemne piwo. Co prawda mogłoby być nieco pełniejsze i płyciej odfermentowane, ale nie marudzę, bo Kolektyw zniknął ze szkła w mgnieniu oka. 8/10

Siedząc przy barze zastanawialiśmy się, kiedy i czy w ogóle ekipa browaru zawita w knajpie. W tym miejscu przywołam wspomnienia z trzecich urodzin Browaru Birbant, na jakich gościliśmy w tym samym miejscu tydzień wcześniej. Załoga Birbantów od początku była w klubie, mocno angażując się w całe „zamieszanie”, co zdecydowanie poprawiało humory i nastrój zgromadzonych. Tymczasem oczekując na dalsze wydarzenia postanowiłem przetestować Bumelanta.

Browar Zakładowy – Bumelant (Dark Polish Ale)

Po dwóch mocniejszych tematach zdecydowałem się nieco wyluzować, serwując sobie lekkie, ciemne Ale, którego naczelny temat stanowiły w całości polskie chmiele, z cascadem wyhodowanym w naszych granicach na czele. Zapach Bumelanta to przede wszystkim czerwone owoce, kojarzące mi się z fajną, kwaśną, czerwoną porzeczką. To wszystko świetnie miksuje się z nutami czekolady oraz wyraźnej, palonej kawy. Jak dla mnie – fajnie! W odbiorze ten Ale jest zdecydowanie lekki, ze sporą, acz nieprzesadzoną goryczką i ponownie pojawiającymi się czerwonymi owocami i kawą. Co prawda fanem tego typu piw nie jestem i wolę zdecydowanie mocniejsze klimaty, ale Bumelant wypadł nad wyraz udanie i niezwykle smacznie. 7/10

W międzyczasie okazało się, iż ekipa z Poniatowej już dawno w knajpie siedzi, zajmując jeden ze stolików i niezbyt wyróżniając się na tle pozostałych gości. Niby po półtorej godziny od startu imprezy załoga Kontynuacji krótko zaanonsowała wydarzenie i wspomniała o możliwości pogawędzenia z piwowarami, ale mimo wszystko zabrakło mi większego zaangażowania załogi Zakładowego. Trochę szkoda, bo patrząc na inne tego typu imprezy miałem wrażenie, jakbym po prostu wpadł do multitapu na piwo bez większej okazji.

Czas powoli zaczął nas gonić, bo w planach mieliśmy przecież jeszcze wizytę w Białej Małpie, więc przyszła pora na ostatnie piwo tego wieczoru w miejscówce na Staromiejskiej. Co prawda wybrałem temat, jaki już był mi znany z wersji butelkowanej, ale po prostu nie mogłem go sobie odmówić.

Browar Zakładowy – Pan Kierownik (Russian Imperial Stout)

Biorąc pod uwagę krótki staż rynkowy Browaru Zakładowego można było spodziewać się po nich co najwyżej poprawnego RISa. Oj, jakże takie podejście może być złudne. Bo Pan Kierownik to konkretny gość, który w tańcu się na cacka, tylko od razu wskakuje na najwyższe obroty. I tak w aromacie daje nam popis pod postacią fantastycznego, gniecionego i słodkiego ciasta drożdżowego, cudownych pralin i czerwonych owoców. W tym miejscu miałem bardzo mocne skojarzenia z kooperacyjnym piwem DeMolena i Piwoteki, jednak pozbawionego na szczęście wyraźnego alkoholu. Po tym świetnym wstępie Pan Kierownik raczy nas smakiem gorzkiej, wiśniowej czekolady, w której słodycz pięknie gra z akordami palonymi. Całość jest pełna, gładka i po prostu przepyszna. A jak to piwo poleży, to już w ogóle pewnie zerwie papę z dachu. Dla mnie jeden z mocniejszych RISów na polskim rynku. 9/10

Kilka minut później znaleźliśmy się już w Białej Małpie, gdzie przy barze przywitała nas zgrana ekipa Browaru Komitet. Zamieniliśmy kilka zdań, po czym Gosia z Marcinem (czyli Komitet właśnie) szybko udali się na piętro, aby przeprowadzić nie pierwszy tego dnia konkurs, w którym do wygrania były koszulki z logo browaru. Chwilę później pojawili się na dole z podobnym zamiarem, dzięki czemu stałem się szczęśliwym posiadaczem wyżej wymienionego fantu.

Gosię i Marcina mieliśmy okazję poznać podczas Poznańskich Targów Piwnych, więc wiemy, iż ta ekipa to doskonali kompanie do rozmów. Dowodem tego była konieczność zamówienia przeze mnie drugiej kolejki Mrocznego Widma, bo tak nas  pochłonęły rozmowy, że nie zdążyłem nic sobie zanotować na temat tego premierowego RISa. Na szczęście z drugim pokalem tego błędu nie popełniłem.

Browar Komitet – Mroczne Widmo (Russian Imperial Stout)

Ten pierwszy mocarz autorstwa Komitetu, to 24° BLG i 10,5% alkoholu. Parametry się zgadzają, więc czy reszta dotrzyma im kroku? Duży plus za brak alkoholu w aromacie, bo to nie zawsze bywa oczywiste. Dzięki temu zapach słodkich, czerwonych owoców oraz delikatnej czekolady fajnie nęci nasz nos i zostawia miejsce na szczyptę paloności. Faktura Mrocznego Widma co prawda mogłaby być nieco pełniejsza i bardziej gładka, ale „gańby niy ma”. Moją uwagę przykuła bardzo wysoka gorycz, która przy dość umiarkowanej słodyczy może niektórym przeszkadzać, ale ja takie tematy szanuję. W smaku ponownie pojawiają się czerwone owoce, czekolada, delikatna paloność i kawowa, subtelna kwasowość. I wielka szkoda, że to piwo trafiło jedynie w beczki, bo czuć tutaj ogromny potencjał  na leżakowanie. Więc jeśli traficie na tego RISa, to koniecznie go spróbujcie, bo zwyczajnie warto. 7/10

W międzyczasie dołączyła do nas Ania (szefowa Białej Małpy), racząc Panią Kapitan rewelacyjnym kwasem z Mikkekllera – Spontanorange. Reszta wieczoru upłynęła nam w nad wyraz rewelacyjnej atmosferze – no bo umówmy się; jak ekipa jest fajna, to i czas upływa niepostrzeżenie. Oby więcej takich okazji i takich eventów.

Silesian Multitap Crawl, czyli gdzie i jak w Katowicach leją na bogato?

Oficjalnie możemy sobie powiedzieć, iż tegoroczne lato na dobre odeszło w siną dal. Już raczej ciężko będzie usiąść na dworze w promieniach słońca, przy delikatnie muskającym nas letnim wietrze, ze szklanką smacznego piwa w dłoni. Nastał czas, kiedy najlepszym przyjacielem w wieczorne dni będzie koc, kaloryfer, rozpalony kominek czy też grube, wełniane skarpety (niepotrzebne skreślić… chyba że bierzemy wszystko na raz). To również czas, w którym z ulic oraz rynków miast znikają ogródki piwne, a imprezowy klimat przenosi się do wnętrz restauracji, pubów oraz barów. Z tej okazji postanowiłem przeprowadzić przegląd katowickich multitapów, i w towarzystwie Pani Kapitan oraz mego bdb kolegi Miłosza przeciorać się po (chyba) wszystkich knajpach, mających na stanie więcej, niż 6 kranów z kraftami.

Multitap Beer Crawl w Katowicach jest dość ułatwiony. Wszystkie miejsca tego typu znajdują się w odległości maksymalnie 7 minut spacerem od siebie, a więc w jeden wieczór można na spokojnie zaliczyć całość, bez zbędnego zmęczenia i tracenia czasu.

Biała Małpa
Solidna liczba kranów w Białej Małpie robi wrażenie

Na pierwszy ogień poszła Biała Małpa (ul. 3 maja 38). Ten najstarszy na piwnej mapie Śląska multitap działa nieprzerwanie od kwietnia 2012 roku, oferując piwa lane z 21 kranów oraz solidnie zaopatrzoną lodówkę. Był  taki czas, kiedy omijałem szerokim łukiem to miejsce za sprawą pięterka, na którym dym papierosowy wykręcał łzy z oczu. Sala dla niepalących, mieszcząca się na parterze i tak przesiąkała tytoniem, więc po prostu nie było opcji. Na szczęście od jakiegoś już czasu palarnia mieści się przed wejściem, a wnętrza Białej Małpy nie noszą nawet najmniejszego śladu po tym niechlubnym epizodzie. Sama knajpa jest dość duża, fajnie urządzona i przyjemnie spędza się tam czas. Jak do tego dołożymy szeroki wybór zarówno na kranach, jak i w lodówce, tak też dostaniemy miejsce, jakie śmiało mogę polecić każdemu.

Browar Hopium – Ryan Goseling (Cherry Sour)

A co powędrowało do szkła w Małpie? Wybór padł na kwaśne, wiśniowe gose – Ryan Goseling z Browaru Hopium. Dodatek w postaci owoców wiśni zdradza już sama barwa piwa, a kilka pociągnięć nosem potwierdza tylko zgodność towaru z opisem. Mamy tutaj fantastycznie owocowy bukiet, jaki bardzo wyraźnie kojarzy mi się z… Visolvitem. I nie powiem – jest to skojarzenie bardzo pozytywne. Kto pamięta, ten zapewne się ze mną zgodzi. Na szczęście to nie jedyna, dobra rzecz w Ryanie. No bo hej, jeśli do fajnego zapachu dorzucimy przyjemną i nieprzesadzoną kwaskowość, owocowość wiśni, subtelne landrynki oraz szczyptę soli, to czy nie zrobi się już całkiem miło? Wybór tego Cherry Sour na start uznaję za udany, a Ryan dostaje ode mnie notę 8/10

Upojeni

Drugim przystankiem podczas sobotnich harców zostali Upojeni (ul. Św. Jana 10). Jest to najmłodszy multitap na katowickiej scenie kraftowej, działający zaledwie kilka miesięcy. Od wejścia widać, że ktoś wpakował tutaj niemało kasy i nie oszczędzał na niczym. Dla mnie jest to najbardziej „exclusive” knajpa z wszystkich pięciu z tej kategorii. I nie mam tutaj na myśli cen, bo te nie odbiegają poziomem od pozostałej czwórki. Chodzi o wystrój i klimat. Być może, jak i mnie, nie będzie on wszystkim pasował, ale nie można zabrać temu miejscu smaku i wyważenia. Przestrzeni jest sporo, kranów 14, a do tego lodówka z butelkami i świetne jedzenie. Masz ochotę na smaczny obiad z IPA w tle – wbijaj do Upojonych.

Inne Beczki – Zissou APA

Drugim piwem tego wieczoru została Zissou APA z Innych Beczek. W zasadzie można byłoby je podsumować dwoma  słowami – cytrusowe landrynki. Czy to źle? No nie, ale brak rozwinięcia będzie dla Zissou APA krzywdzące. Obok wszędobylskich, wyżej wspomnianych cukierków w zapachu można wyczuć akordy chmielowe, cytrusy, a po ogrzaniu do całości dochodzi przyjemny karmel. W smaku jest rześko, lekko słodkawo z odrobiną kwiatowości, a przy trzecim łyku pojawiają się owoce egzotyczne. Duży plus za gorycz, jaka pojawia się od samego początku degustacji. Na szczęście gorycz ta nie zalega zbyt długo i nie ściąga. Piwo jest przyjemne, pijalne, chociaż jak dla mnie tych landrynek mogłoby być odrobinę mniej. 6.5/10, a dla Upojonych dorzucam plusa za bardzo fajne szkło do piw 0,3 l. No czyż ten mini-nonic nie jest uroczy?

Kontynuacja Katowice
Za duży wybór? Deseczka degustacyjna będzie świetnym rozwiązaniem

Po landrynkowym epizodzie swoje kroki skierowaliśmy do miejsca, które śmiało mogę nazwać moim drugim domem. I nie dlatego, że jestem tu często, lecz ze względu na klimat, atmosferę i załogę. Mowa o katowickiej Kontynuacji (ul. Staromiejska 8). W tym miejscu warto wspomnieć, iż ul. Staromiejska to druga lokalizacja tego multitapu. Wcześniej mieściła się ona blisko kościoła Mariackiego, co też było powodem w/w zamiany miejsc vel. krótkiego jej uśmiercenia. Long story short – powstali z popiołów niczym mityczny feniks i zrobili to w doskonałym stylu. Sama knajpa jest bardzo przytulna, ze świetnie dobranym wystrojem oraz z ogromnymi, szklanymi witrynami, dodającymi sporo wizualnej przestrzeni. No po prostu chce się tutaj siedzieć. Do wyboru mamy piwa z 16 kranów. I niech mnie licho, jeśli są to przypadkowo wybierane pozycje. Zawsze można tutaj znaleźć coś dla siebie, a brak wariantów butelkowych zupełnie nie przeszkadza. Klimat tego miejsca budują przede wszystkim ludzie, dlatego też w 90% wypadków siadamy przy nalewakach, żeby móc pogaworzyć z ekipą zza baru. I pomimo tego,  że czasem pewnie mają nas dość, tak jeszcze nigdy tego nie pokazali (wink, wink 😉 ). Dla mnie Kontynuacja to no. 1, tyle. Aaaa i nie zapomnijcie spróbować doskonałych adziowych past i smalczyku babci Pactwy. Polecam, Robert Makłowicz.

Browar Bazyliszek – Wyścig (Brett Biere de Garde)

A cóż ciekawego wpadło mi do szkła w tym miejscu? Postanowiłem zaszaleć i postawić na Browar Bazyliszek i ich Wyścig. Ten brettowy Biere de Garde to przede wszystkim stajnia. Jak ktoś nie lubi dzikich drożdży, to niech lepiej do tego piwa nie podchodzi. Po chwili przyzwyczajenia nosa do „dzikusów” dodatkowo dostaniemy elegancką porcję świeżych, leśnych poziomek. No po prostu czyste szaleństwo. Bretty grają pierwsze skrzypce także w smaku. Wyścig jest rześki, orzeźwiający, delikatnie słodki i owocowy, z minimalną goryczką. Można to piwo pić hektolitrami z szerokim uśmiechem na twarzy. 7/10

Absurdalna

Przedostatnim punktem na piwno-kraftowej mapie Katowic była Absurdalna (ul. Dworcowa 3). To drugi bezbutelkowy multitap w stolicy Śląska, w którym 12 kranów i pompa jest obsadzonych przez skrzętnie dobrane pozycje – od lekkich pilsów, przez aromatyczne ale’e, po ciężkie i intensywne Stouty. Tutaj także można całkiem nieźle zjeść, co przy dłuższej, wieczornej posiadówie nie pozostaje bez znaczenia. Załoga knajpy ponadto organizuje różne, dodatkowe eventy, jak jam-session czy konkurs dla piwowarów domowych Beer Cup. No dzieje się, a polem do tych wydarzeń jest knajpa o dość absurdalnym charakterze. I nie odbierzcie mnie źle, bo ten absurd ja kupuję i wpisuję na listę plusów tego miejsca.

Waszczukowe – Yggdrasil (Malt Øl)

Skoro miało być absurdalnie, tak i wybór musiał paść na coś niestandardowego. W ten sposób do pokala polano mi Yggdrasil z Browaru Waszczukowe. Nie miałem zielonego pojęcia, czym charakteryzuje się styl Malt Øl, ale brzmiało fajnie, więc czemu nie? Samo piwo okazało się mocno chlebowe w aromacie, z wyraźną nuta spieczonej, chlebowej skórki. Dodatkowo pojawiły się akordy kwaskowe, jakie w połączeniu z chlebowością Yggdrasila skojarzyły mi się mocno z… korniszonami (nie rozumiem, więc nie pytajcie dlaczego 😛 ). Po ogrzaniu pojawiły się także aromaty iglaków. W ustach to piwo jest wyraźnie pełne, z subtelnie zaznaczoną słodyczą oraz znikomą goryczką. Ponownie można wyczuć iglaki i lekką kwaskowość. Yggdrasil jest specyficzny i chyba nie do końca wpasowuje się w moje upodobania. Wad nie ma, ale dla mnie pozostanie ono raczej w sferze ciekawostek. 6/10

Browariat

Przed Grande Finale, jaki miał odbyć się w Browariacie (ul. Francuska 11) skierowaliśmy nasze kroki na szarpaną wołowinę w Bułkęsie (ul. Plebiscytowa 10). Z tego miejsca serdecznie polecam, propsuję i w ogóle chylę czoła. Serio, jedna kanapka z tymi cudami, bez żadnych dodatków w postaci frytek czy surówek i ledwo dałem sobie z nią radę. Do tego na kranie mieli nawet Atak Chmielu. And how cool is that? Posileni, z wypełnionymi po brzegi brzuchami dotarliśmy w końcu do Browariatu. W odróżnieniu od pozostałej czwórki Robert (właściciel) postawił na piwa zagraniczne. Oczywiście znajdziecie tutaj także kilka rodzimych propozycji, ale na większości z 8 kranów zwykle leje się zagranica właśnie. Do tego dochodzi spory wybór butelek (zagranicznych oczywiście), dobra muza z winyla i równie ogarnięta obsługa. Całość mieści się w piwnicy i poza „główną” salą z barem jest utrzymana w takich klimatach. Dla mnie rewelacja i jeśli jeszcze tutaj nie dotarliście, to zdecydowanie zachęcam.

Brew by Number – 21/04 (New Zealand Motueka Pale Ale)

Mój wybór padł na browar, którego nie miałem jeszcze okazji próbować. Chodzi tutaj o londyński Brew by Numbers. W ich firmowym szkle pojawił się New Zealand Motueka Pale Ale o niewiele mówiącej mi na ten czas nazwie 21/04 (nr warki / nr stylu z danej warki… czy jakoś tak). Pierwsze, co przykuło moją uwagę, to barwa – no spójrzcie sami na zdjęcie. Nie wiem, jak Wam, ale mi taki kisiel robi robotę. Samo piwo też okazało się strzałem w dziesiątkę. Bo oto mój nos zaczęły raczyć pomarańcze o lekko jogurtowym charakterze i wyraźnym, chmielowym profilu. 21/04 to także świetne doznania smakowe – genialna i gładka faktura tego piwa to dopiero początek. Im dalej w las, tym więcej… cytrusów, z pomarańczą na pierwszym planie. Do tego piwo jest wytrawne, z wysoką i długo utrzymującą się oraz niezwykle przyjemną goryczką. Idealne podsumowanie wieczoru i solidne 8/10

Dobrze jest mieć na miejscu 5 solidnych knajp, z takim wyborem piw na kranach. Jasne, takie miasta jak Warszawa, Kraków czy Wrocław mogą poszczycić się zdecydowanie większą ilością multitapów, ale czy jest to istotne? No nie jest, bo w jakości siła! Ponadto, jeśli nawet w którejś z lokalnych miejscówek zabraknie wolnego stolika czy krzesła przy barze, to zawsze swoje kroki możecie skierować np. do Namaste (ul. Sobieskiego 27) lub do Pana Majstra (ul. 3-go Maja 19). Tam też znajdziecie krafty w liczbie niemałej, a u Majstra zmontują Wam dodatkowo zajebistego shota. Katowice dają radę!

iPhone + krafty = beer geek!

V Warszawski Festiwal Piwa na „Kontynuacyjnych” salonach

Kiedy kilkanaście tygodni temu pojawiła się informacja dot. terminu organizacji V Warszawskiego Festiwalu Piwa od razu wiedziałem, że moje uczestnictwo w tym wiekopomnym wydarzeniu będzie raczej niemożliwe. No bo jak to festiwal z piwem, który startuje w czwartek? Pracując w korpo o urlop nie jest łatwo, szczególnie w moim wypadku. Pozostało obejść się smakiem i czekać spokojnie na Poznańskie Targi Piwne. Na szczęście katowicki multitap Kontynuacja postanowił nieco osłodzić tę gorycz, organizując zamiejscowy oddział WFP w stolicy Śląska właśnie. Ok, być może premierowych sztosów, dostępnych tylko na stadionie Legii nie było, ale nie ma tego złego! Na kranach pojawiło się parę tematów, jakich z pewnością skosztowałbym w stolicy, więc plan na sobotni wieczór był prosty. A cóż takiego udało się wykoncypować w trakcie degustacji? Zapraszam na krótką relację i kilka moich skromnych przemyśleń.

  1. Nepomucen – Smoked Pear (Single Smoked Pale Ale)

Na start wybrałem lekkie piwo, które mocno przykuło moją uwagę za sprawą słodu wędzonego  gruszą. Bo ja gruszki to bardzo, ale to bardzo lubię, a więc i grusza w moich oczach znajduje uznanie. W aromacie niestety trochę tej gruszy zabrakło. Tzn. nie samej gruszy, a wędzonki z tego drzewa pochodzącej. Na szczęście nie samą gruszą żyje człowiek. Czy jakoś tak. Poza tym mój nos wyczuł delikatne zioła, subtelną słodowość i lekkie nuty chlebowe. Liczyłem, iż wędzonka pojawi się przynajmniej w smaku. Niestety, tutaj też była ona na granicy wyczuwalności. Samo piwo okazało się dość pełne, wytrawne i wyraźnie nachmielone, co objawiało się również w stosunkowo wysokiej goryczce. Smoked pear to piwo bardzo przyjemnie, ale szału nie odnotowano. 6.5/10

  1. Browar Stu Mostów – Art. +10 (Coffee Milk Amber Ale)

Co prawda Amber Ale nie jest moim ulubionym stylem, ale za to kawa z mlekiem już robi mi robotę. I chociaż wybitnym smakoszem tego pochodzącego z Etiopii trunku nie jestem, tak aromat przyzwoitej małej czarnej mój nos dość dobrze wyczuwa. Szczególnie wrażliwy jestem na ten zapach w piwie. Niestety – Art. +10 zamiast porządnego espresso serwuje naszym kubkom zapachowym solidną porcję aromatów, kojarzących się z tanim ekspresem przelewowym. Wrażenie to spotęgowało porównanie do Maczjato z Browaru Artezan (Pani Kapitan tym razem wybrała o wiele lepiej), gdzie kawa prezentowała się jak należy. I trochę smutno, że seria Art. swoim dziesiątym piwem tak obniżyła loty. Na szczęście całkowitej tragedii nie ma, bo da się też tutaj wyczuć trochę czerwonych owoców i lekki karmel. W smaku ponownie pojawia się ta nieszczęsna, przelewowa kawa, odrobina laktozy i delikatna owocowość. Goryczka mogłaby być nieco wyższa, a ciało pełniejsze. Nie jest źle, ale Browar Stu Mostów przyzwyczaił mnie do wyższego poziomu swoich piw z tej serii. 5.5/10

  1. Warsztat Piwowarski – Mokra Marynka (Single Wet Hop Pale Ale)

Czy wpakowanie do kotła świeżutkiego, mokrego, polskiego chmielu to dobry pomysł? Niestety, Warsztat Piwowarski pokazuje, że chyba nie do końca. Owszem – początkowo piwo uwodzi swoim wyglądem, niczym Ursula Andress, wyłaniająca się z morskiej piany w bondowskim „Dr No”, aby następnie całe to wrażenie zatopić śladem pewnego brytyjskiego transatlantyku. A czy wspominałem, iż transatlantyk ten po brzegi wypakowany był kartonami? Ich przemoczony charakter mocno psuje wrażenia zapachowe tego piwa, przykrywając wszystko, co dobre. Na szczęście Mokra Marynka próbuje nieco nadgonić swoje wady w smaku, serwując nam wyraźny charakter tego chmielu oraz średnią i przyjemną goryczkę. Piłoby się fajnie i lekko, gdyby nie wszędobylskie utlenienie. Szkoda. 4.5/10

  1. Browar Zakładowy – 100% Normy (Belgian IPA)

Wybory, jakich do tej pory dokonywałem objawiały się niepokojącą tendencją do pogarszania się z piwa na piwo. Miałem naprawdę szczerą nadzieję, iż Browar Zakładowy uratuje dzień i sprawi, że los się w końcu odmieni. Dokonać tego miało 100% Normy, czyli Belgijska IPA. Zapach tego piwa wskazywał na mądry wybór – mocno cytrusowe nuty mieszały się fantastycznie z lekkimi goździkami i subtelną naftą z użytego Mosaica. No skoro w nosie to piwo mi robi, to chyba można je pić bez obawień, prawda? Prawda! Cytrusy zagrały tutaj jak Marlon Brando u Coppoli. Doskonale wtórowała im wyraźna gorycz, będąca świetną kontrą do lekkiej słodyczy tej Belgijskiej IPY. 100% Normy to piwo bardzo rześkie i niesamowicie pijalne. Do tego poprawiło mi humor po poprzednich, piwnych wtopach. 7.5/10

  1. Browar Zakładowy – Kolektyw (Imperialny Wędzony Robust Porter)

Skoro w końcu strzeliłem gola, tak też postanowiłem pozostać w barwach tej samej drużyny i wybór padł na ich Kolektyw. Ten Imperialny Wędzony Robust Porter mocno przykuł moją uwagę już samym wyglądem – czarne piwo, z piękną, jasnobeżową i drobną pianą po prostu zachwyca i nakręca kubki smakowe. Kolektyw jest wyraźnie palony, z gorzką czekoladą, kawą, karmelem i akordami chlebowymi w tle. Dla mnie rewelacja. Średnie ciało pasuje tutaj w 100%, tak samo jak subtelna kwaskowość i wyraźna, palona goryczka. To piwo po prostu się zgadza i chociaż nie urywa czterech liter, tak pozostaje bardzo solidną pozycją w katalogu Browaru Zakładowego. 7/10

  1. Bazyliszek – Truskaczka (Strawberry Belgian Ale)

Na sam koniec postawiłem na sprawdzonego gracza, który prawie nigdy mnie nie zawiódł (chociaż do dzisiaj sosnowa kostka do WC ze Świdermajera nieco mnie prześladuje 😛 ). W ten sposób do szkła powędrowała Truskaczka.  Bazyliszek nie szczypie się z tym, co wrzuca do kotła, co widać i czuć. Zmętnione, bursztynowo-czerwone piwo raczy nas bardzo przyjemnym, lekko kwaskowym aromatem truskawek, mieszającym się z fenolami, typowymi dla stylów belgijskich. Wrażenia smakowe podkręcają całość swoją pełnią i owocowością. Ależ te truskawki tutaj robią robotę. Ich skuteczność jest na poziomie Milika grającego w Napoli (bo wiadomo, gdzie Arek widzi bramkę podczas występów w barwach narodowych). To był perfekcyjny wybór na zakończenie wieczoru. 8/10

Pomysł na organizację takiego eventu, jak ten z minionego weekendu to dla mnie strzał w dziesiątkę. Nie dość, że dla beer geeków jest to nie lada gratka i możliwość „liźnięcia” tego, co debiutuje na odbywającym się równolegle festiwalu, tak dodatkowo cassualowi bywalcy tego miejsca mogą jeszcze bardziej wkręcić się w to, co dzieje się w naszym rodzimym, kraftowym świecie. Co prawda można było to zrobić z nieco większą pompą, poopowiadać szczegółowo o tym, co będzie na kranach z WFP i ściągnąć większe sztosy, ale i tak wyszło śpiewająco! Liczę, iż ta tradycja będzie kontynuowana, a jej forma mocno się rozrośnie. Za to trzymam kciuki!

A czy Ty jesteś Hop Headem?
Jak widać t-shirty mogą przydać się nie tylko przy wyborze garderoby.
Pani Kapitan i Chmielobrody we własnej osobie!

Ekipa Kontynuacji na posterunku.
I świeża krew na nalewaku.
Conrad Kissling czuwa.