Cechą dużych festiwali piwnych, do jakich z pewnością zaliczają się Poznańskie Targi Piwa, jest wręcz monstrualny wybór piw. No zwyczajnie nie ma szans, aby wszystko ogarnąć. Dlatego przed wyjazdem przygotowałem sobie listę 30 pozycji, jakich będę chciał spróbować. Jak się okazało zmierzenie się z tak dużym wyborem było również nie do końca możliwe. Na szczęście prawie się udało, a mój szeroki uśmiech okazał się przepustką do pojemności poniżej 300 mililitrów per sztuka, co okazało się niezwykle pomocne, żeby nie powiedzieć zbawienne. I nie mam tutaj na myśli jedynie mojego portfela, if you know what I mean 😉 W skrócie – skosztowałem blisko 30 piw, z których wybrałem dla Was dziesiątkę, nad jaką chciałbym się skupić nieco bardziej.
- Golem – Lilith (RIS)

Lilith okazała się moim wstępniakiem do tej wielkiej, poznańsko-piwnej przygody. I wiecie co? Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego startu. Tak oto w moje ręce wpadł pokal wypełniony smoliście czarnym trunkiem, ozdobionym ciemnobeżową pianą. Pianą co prawda szybko redukującą, ale umówmy się – w przypadku RISów jest to drobiazg. Mocno palony zapach, z wtórującą mu kawą i przyjemną czekoladą okazał się przemiłym preludium, do tego co w tym piwie drzemie. I nawet na delikatny alkohol można było przymknąć oko wiedząc, iż ten imperialny stout ma dopiero 3 miesiące. Smak Lilith to już prawdziwa symfonia nut palonych i kawowo-czekoladowych. Piwo jest gęste, likierowe i słodkie. Niech Was jednak ta słodycz nie zmyli, bo ekipa Golemów tak wykręciła goryczkę, aby była ona doskonałą przeciwwagą. OK, niektórzy powiedzą, że powinno być jej mniej, ale dla mnie jest idealnie. Sama gorycz długo się utrzymuje, ale nie męczy, przywołując jednocześnie skojarzenia z wybitnym espresso. W mojej opinii Lilith jest jednym z najlepszych polskich RISów i basta. 8/10
- Brokreacja – Wheat Wine

W sumie to nie bardzo wiedziałem, czego powinienem spodziewać się po tym piwie. Co prawda Mateusz słabych trunków nie wypuszcza, ale czy aby na pewno akurat ten będzie mi pasował? Duży plus należy się za aromat, jaki dostałem w trakcie degustacji. Piwo jest wyraźnie owocowo-słodkie i estrowe. W tle pojawia się też odrobina lukrecji i subtelna ziołowość. Całość muska lekki, likierowy alkohol. A im bardziej Wheat Wine nabierał temperatury, tym robiło się ciekawiej. Faktura tego trunku to dla mnie kolejny plus – jest gładko, z delikatnym nagazowaniem i sporym ciałem. Estry ponownie pojawiają się w smaku, a ich słodycz dobrze ripostuje stosunkowo średnia gorycz. Jest przyjemnie, fajnie się pije, nie ma wyraźnych wad, niemniej jednak brakuje mi tutaj jakiegoś konkretnego charakteru i punktu zaczepienia. 6.5/10
- Browar Zakładowy – Przerwa Kawowa (Coffe Extra Stout)

Z tego browaru nie miałem jeszcze okazji pić słabego piwa i ja to szanuję. Dlatego z dużą dozą spokoju sięgnąłem po Przerwę Kawową. Wizualnie dostajemy czarny, nieprzejrzysty i lekko zmętniony płyn, w którym niestety zawodzi piana. Redukuje ona w zastraszającym tempie, pozostawiając lichy krążek. No mogłoby być w tym miejscu nieco lepiej. Na szczęście reszta szybko nadgania stracone punkty. Przyjemny zapach kawy miksuje się z czekoladą oraz subtelną nutką paloności. To wszystko dostajemy również po kilku łykach Przerwy Kawowej. Szkoda jedynie, że zabrakło odrobiny ciała i słodyczy, jakiej ja oczekuję od Extra Stoutów. Szczególnie ta druga cecha mogłaby być bardziej uwydatniona, gdyż gorycz tego piwa byłaby idealną dla niej kontrą. Żeby nie było – piwo jest smaczne, dobrze się je pije, ale brakuje tej przysłowiowej kropki nad „i”. 6.5/10
- Brokreacja – The Blogger (Cherry Smoked Pepper Rye Wood Aged Strong Ale)

Nie ukrywam – na to piwo czekałem z niecierpliwością, gdyż sam dorzuciłem do niego swoje trzy grosze. A co dostałem w zamian? Hmmmm, na pewno piwo zbyt grzeczne, jak na gargantuicznie opisany styl i zbyt spokojne, jak na blogerski wkład. Ale hej, czy nie może być ono smaczne? Okazuje się, że może. Dla mnie wygrywa tutaj użyty słód wędzony wiśnią. Nie wiem, czy to zasługa tego, że obżarłem się tym słodem podczas warzenia czy tak jest, ale zarówno w smaku, jak i w aromacie ja te nuty dość wyraźnie czuję. Poza tym The Blogger kojarzy mi się nieco z Belgią. Dlaczego? Z pewnością za sprawą wyraźnych fenoli, brzoskwiń i lekkiej pieprzności. Samo piwo jest dość wytrawne, z odrobiną wędzonki, goździków i ze zbyt małą jak dla mnie goryczką. OK, być może The Blogger dupy nie urywa, ale mnie piło się je nad wyraz przyjemnie. 7/10
- Golem – Grin Sove (Black IPA z rozmarynem)

Grin Sove’a miałem okazję skosztować tuż po golemowym RISie, ale przeskok z wysoko ekstraktywnego piwa na 14,1° BLG raczej nie pomagał w jego ocenie. Jednakowoż rozmaryn w tym trunku utkwił w mej pamięci, więc dzień później ochoczo pognałem do chłopaków po dolewkę. I w tym miejscu ostrzegam – nie lubisz rozmarynu, to absolutnie nie sięgaj po to piwo, bo jest on wszędzie. W zapachu dodaje lekkich nut świerkowych, a w smaku czyni Grin Sove’a mocno rześkim i pijalnym. Fajnie też wyszło połączenie charakteru tego zioła z palonością Black IPA. No i nie zapominajmy o cytrusach pod postacią grejpfruta i pomarańczy. Nawet delikatny brak ciała mi tutaj nie przeszkadza, a wręcz podbija chęć sięgnięcia po kolejny łyk. Dla mnie bomba. 7.5/10
- Piwne Podziemie – Cascade-Chinook Wet Hop (Wet Hop Pale Ale)

Piwne Podziemie nie robi słabych piw. Kropka. Przynajmniej ja nie trafiłem na słabeusza od tej załogi. Stąd też bez obawień sięgnąłem po ich propozycję podania Cascade i Chinooka. Mowa tutaj o tzw. „mokrych” chmielach, jakich piwowar zdecydował się użyć. Pierwsze, co przykuwa uwagę, to wygląd – prawie klarowny, subtelnie opalizujący, złoty trunek pięknie zdobi drobniutka piana. Aż chce się je pić. To piwo wręcz atakuje nasz nos chmielowością. Jest niezwykle przyjemnie, z owocami egzotycznymi i mango na czele. Sznytu całości dodaje subtelna nuta nafty. Dla mnie rewela. Egzotyka pojawia się również w smaku, ale nie podbija ona słodyczy. Piwo jest wytrawne z umiarkowaną goryczą i lekko zaznaczoną słodowością. To wszystko czyni ten Pale Ale trunkiem niezwykle pijalnym i przyjemnym. I ponownie ekipa Piwnego Podziemia potwierdziła swoją klasę. 7.5/10
- Raduga – RIS 28 BLG

O tym RISie w zasadzie miałem nie pisać. No bo jak tu recenzować piwo, które ekipa Radugi zabrała ze sobą jedynie na skosztowanie, a jakie nie ma nawet nazwy, gdyż jeszcze 2 miesiące będzie leżakować w tanku? Po kilku łykach zmieniłem zdanie, bo to piwo już teraz urywa cztery litery. Po pierwsze prezentuje się jak rasowy likier kawowy. Patrząc na szkło widać jak jest ono gęste i likierowe. Bukiet tego RISa to prawdziwa 5 Symfonia Beethovena – czekolada i lekka, kawowa paloność pięknie przygrywają nutom śliwki, moczonej w likierze i szlachetnym akordom alkoholu. Już sam aromat pokazuje, jak ten trunek jest złożony. Smak tylko te wrażenia podkręca. Jest gładko, słodko i likierowo. Czekolada, kawa i czerwone owoce ze śliwką w tle tańczą tak, jak nie śniło się nawet jurorom Tańca z Gwiazdami. Zerowe wysycenie temu tańcowi nie przeszkadza. Zresztą kiedy dzień później ponownie próbowałem tego RISa, a samo piwo poleżało podpięte pod CO2, nabrało już odpowiedniego nagazowania. RIS 28 BLG już teraz jest piwem rewelacyjnym, a co będzie za te dwa miesiące? Oj bójcie się kraftowcy, bójcie się, bo nadchodzi solidny kontratak. 8.5/10
- Pracownia Piwa – Devil Pact (Imperial Saison)

Saison z reguły powinien być piwem lekkim, rześkim i pijalnym. Więc czy jest sens robić z tego stylu wariant imperialny? A kto bogatemu zabroni? Poza tym ja takie pomysły szanuję, ot co! Więc wyobraźcie sobie klasyczny, fenolowy, przyprawowy i słodki Saison wykręcony do likierowego poziomu piw imperialnych. Pasuje? No mnie jak najbardziej. Co prawda alkohol mógłby być nieco bardziej ukryty zarówno w zapachu, jak i smaku, ale czy jakoś bardzo mi on przeszkadza? Mimo lekkiego szczypania w język – nie. Devil Pact jest piwem przyjemnym i degustacyjnym. Jak ktoś lubi Saisony, to niech koniecznie go spróbuje. 7/10
- Browar Okrętowy – Langskip (Gotlandsdricka)

Tego piwa nie miałem na swojej liście. Ba, było to moje pierwsze spotkanie z tym browarem. Jak wypadła ta randka? Najpierw zerknijcie na styl. Gotla-co? O co tutaj chodzi? O Gotlandsdricka, czyli piwo fermentowane Kveikami z użyciem słodów Sahti i wędzonych… brzozą. Nie powiem – użycie brzozy w naszym kraju, to dość odważne posunięcie (wink, wink 😉 ). Połączenie tego wszystkiego dało piwo o melanoidynowym charakterze, z lekką rześkością iglaków i subtelną słodyczą miodu. Tylko czy aby ten miód nie wynika z utlenienia? Hmmm, ciężko mi ocenić, bo pierwszy raz spotykam się z Gotlandsdricka, ale mi ta miodowość akurat pasuje. W ustach Langskip jest pełny, delikatnie słodki, z wyczuwalnymi nutami rodzynek, chleba i czerwonych owoców. Lekka kwaskowość miesza się fajnie ze średnią i krótką goryczką. Całkowicie subiektywnie – dla mnie jest smacznie, fajnie i przyjemnie. 7/10
- Westbrook – Mexican Cake (Imperial Stout)

Na finał wybrałem pewniaka, który miał mi dostarczyć wiele radości i przyjemności z degustacji. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Mexican Cake to piwo, jakie najlepiej wypić siedząc przy kominku w wygodnym fotelu i z dobrą książką w rękach. Aromaty ciasteczek czekoladowych, pralin, wanilii oraz lekko podbitej pikantności powodują, że nie chcemy, aby zbyt szybko to piwo wyparowało nam ze szkła. Zresztą to samo dzieje się po kilku łykach. Mexican Cake jest niesamowicie pełne, wyklejające, słodkie, z idealną goryczą w kontrze. I do tego ta bardzo przyjemna pikantność. Wszystko się tutaj zgadza. Wszystko. 9.5/10
W tym miejscu kilka słów należy się także innym piwom, jakie zrobiły na mnie wrażenie. I niestety nie zawsze były to wrażenia pozytywne. Zacznijmy jednak od tych przyjemniejszych doznań.
- brawa dla Browaru Recraft za Cherry Ridera; połączenie brettów, stylu sour i wiśni zrobiło robotę.
- Brokreacja dorzuciła oliwy do ognia Imperialnym Nafciarzem Dukielskim. I pomyśleć, że to nie koniec, bo Nafciarz jeszcze będzie sobie chwilę leżakował.
- na Kwas Eta z Pinty ludzie marudzili, a wyszło niezwykle lekkie i przyjemne piwo. Dla mnie bomba.
- Widawa ze swoim Imperial Black Kiss Cherry BA rozdała tak, że zerwało mi papę z dachu
- podobnie zresztą było w przypadku Korda Quintuple’a z browaru Jan Olbracht
- nagroda za Kawko i Mlekosza dla PiwoWarowni należała się po stokroć – wspaniałe piwo
- a co powiedzie o Whiskerze B z Wąsosza, czyli dymionym, słonym stoucie? Dla mnie było przesmacznie, aczkolwiek mam nadzieję, że ekipa następnym razem trochę przykręci chłodziarkę. Przywierająca skóra do szkła to nie była rzecz przyjemna 😉
- Chmielokrata z Piwnego Podziemia ponownie podkreślił klasę i niezwykle równy, wysoki poziom piw z tego browaru.
- na koniec jeszcze raz największe brawa dla Browaru Szałpiw za Bubę Extreme, leżakowaną w beczce po Jacku Daniel’sie – dla mnie to było najlepsze piwo festiwalu.
Na koniec jedynie przestrzegę przed piwami z Osowej Góry – RIS i Imperialna IPA to zło wcielone i nic nie ratuje tych piw. Mam nadzieję, że piwowarzy mają tego świadomość i popracują nad recepturami oraz samym procesem warzenia, bo szczególnie w tym drugim dopatruję się ich porażki.