Chmielobrody poleca – odc. 6

W zeszłym tygodniu miałem pić same koncerny i polecać Wam Tyskie 14-dniowe oraz Książęce IPA. Na szczęście los się nade mną zlitował i mogłem skosztować nieco ciekawszych, piwnych propozycji. A która z nich wypadła najlepiej? Jakie piwo uratowało mi życie na scenie? I w końcu czy piwo, uwarzone w kooperacji z blogerem może być smaczne? Tego wszystkiego dowiecie się z najnowszego filmu na moim kanale YouTube.

A bohaterami filmu zostali:

Browar Jana
Browar Widawa
Browar Artezan

Ze specjalnym udziałem Browaru Absztyfikant oraz Piwnej Zwrotnicy.

Gospoda Pod Czarnym Kurem vel. Browar Widawa

Wiecie, gdzie na mapie Polski odnaleźć miejscowość Chrząstawa Mała? Wielbiciele dobrego piwa, a szczególnie wybitnych Porterów, powinni mieć tę wiedzę w małym paluszku. Bo to właśnie w Chrząstawie Małej mieści się siedziba Browaru Widawa, będąca jednocześnie Gospodą Pod Czarnym Kurem. O kunszcie Wojtka Frączyka, czyli właściciela i głównego piwowara Widawy, rozpisywać się nie będę – za rekomendację niechaj zrobią liczne medale, jakie Wojtek zdobył chociażby na tegorocznym Konkursie Piw Rzemieślniczych. Będąc ostatnio w okolicy wykorzystaliśmy okazję i razem z Panią Kapitan, i w towarzystwie ekipy Brokreacji wpadliśmy do Wojtka na szybki rekonesans.

Dla niewtajemniczonych – Chrząstawa Mała to niewielka miejscowość, mieszcząca się kilkanaście kilometrów pod Wrocławiem. Ot typowa noclegownia dużego miasta, w którym nowoczesne domki jednorodzinne mieszają się z tradycyjnym budownictwem rolniczym. Szczerze powiedziawszy kiedy tak mknęliśmy do celu, to nie spodziewałem się jednego – pod Gospodą nie było praktycznie ani jednego wolnego miejsca parkingowego. Z drugiej zaś strony kiedy trafiłbym wcześniej na odcinek Kuchennych Rewolucji, prowadzonych przez pewną krągłą „gwiazdę” polskich kulinariów, w którym to knajpa Wojtka postawiona była za wzór do naśladowania, to zapewne moje zdziwienie byłoby mniejsze.

Pierwsze, co przykuwa wzrok, to porozstawiane po kątach beczki, w których dojrzewają piwa, uwarzone przez Wojtka. Sama knajpa jest bardzo przestronna i dość przytulna. Co prawda nic w wystroju nie powala na kolana, ale jest bardzo schludnie. Sznytu całości dodają dwie kadzie warzelne oraz pięknie oświetlony bar.

Ogromnym plusem Gospody Pod Czarnym Kurem będzie z pewnością obsługa. Kelnerki zwyczajnie znają się na swojej robocie, dbają o gości przy stolikach i zawsze mądrze doradzą. I to nie tylko w zakresie kulinariów. O trunkach, obecnych na kranach również mają solidną wiedzę. Idąc tym tropem zamówiłem zalewajkę oraz camembert z żurawiną i frytkami, a Pani Kapitan postawiła na polędwiczki w sosie kurkowym. Za aperitif posłużył mi wyborny Tropical Storm, a jako napój główny – Origen, czyli rewelacyjny Porter Bałtycki, uwarzony w kooperacji z hiszpańskim Jakobsland Brewers. Oba piwa wypadły śpiewająco i nad wyraz wybornie. Szczególnie druga pozycja ponownie mnie zachwyciła. Tak to już jest, kiedy mamy do czynienia z najlepszym piwowarem od Porterów w tym kraju.

A jak z kolei wypadły dania? Zalewajka przywołała w mojej pamięci skojarzenia z prawie identyczną zupą, jaką bardzo często przygotowywał mój świętej pamięci dziadek. Warto zaznaczyć, że był on mistrzem w tym zakresie, więc skojarzenie owe zaliczam na ogromny plus. Frytki z camembertem również dały radę i jedynie delikatnie przeciągnięte polędwiczki można było odrobinę wcześniej ściągnąć z ognia, ale hej – sos kurkowy zrobił taką robotę, że klękajcie narody.

Zaprawdę powiadam Wam – jeśli kiedykolwiek będziecie w okolicy, to koniecznie zahaczajcie o Gospodę Pod Czarnym Kurem. Nie dość, że dobrze zjecie, to jeszcze spróbujecie naprawdę wybornych piw. To jedno z tych miejsc na piwowarskiej i kulinarnej mapie Polski, które zwyczajnie trzeba odwiedzić. Jeśli moja rekomendacja nie wystarczy, to zawsze pamiętajcie o Pani Gessler; ona z pewnością nie stawiałaby za wzór miejsca, jakie na to zwyczajnie nie zasługuje.

Krakowski Bottle Sharing, czyli jak połączyć przyjemne z przyjemniejszym. Cz. 1

Nigdy wcześniej nie miałem okazji brać udziału w tak zwanym bottle sharingu. Dla niewtajemniczonych – zbiera się grupa osób w umówionym miejscu i czasie na wspólne dzielenie się i degustację swoich piwnych dóbr. Idea bardzo prosta, mądra i umożliwiająca test wielu piw, jednego dnia, bez konieczności osiągania stanu upojenia alkoholowego. Do tego dochodzi możliwość wymiany doświadczeń i wrażeń, co w przypadku mniej doświadczonych sensorycznie piwoszy jest w mojej ocenie nad wyraz pożądane.

Okazja do nadrobienia tej zaległości pojawiła się w miniony weekend. Razem z Panią Kapitan wybraliśmy się do naszego dobrego kumpla Miłosza, gdzie w towarzystwie gospodarza, jego dziewczyny oraz pewnego znanego, małopolskiego blogera, o ksywie Jerry, mogliśmy oddać się przyjemności smakowania łącznie siedemnastu różnych piw. Ja na tę sposobność wybrałem cztery butelki wraz z niespodzianką. Konkretnie postawiłem na:

  • Imperial Wild Black Kiss R z Browaru Widawa
  • The Gravedigger z Brokreacji (bodaj pierwsza, albo druga warka; w każdym razie mocno po terminie ważności)
  • Pożegnanie Korporacji z Piwowarowni (pierwsza warka; również po terminie)
  • Imperium Prunum z Browaru Kormoran („leżakowa” perełka; oczywiście z  pierwszej warki)

Moją niespodzianką dla pozostałych okazało się Grillowe Mocne z Browaru Głubczyce, a więc niezwykły okrutnik spod szyldu FHP, jaki na moment miał nas sprowadzić na ziemie, gdybyśmy za bardzo odlecieli. Będzie on oczywiście bohaterem oddzielnego wpisu, gdyż jego „walory” z pewnością nie dadzą rady zawrzeć się w krótkiej multirecenzji.

Po przyjeździe i szybkim ogarnięciu się przystąpiliśmy do „pracy”. W tym miejscu warto nadmienić, iż Miłosz wraz ze swoją Martą okazali się gospodarzami w pełnym tego słowa znaczeniu – poza swoją „paczką” piw przygotowali przekąski, które przez cały wieczór umilały nam spotkanie i nie pozwoliły nawet na chwilę zgłodnieć. Szanowni – chylę czoła i jeszcze raz bardzo dziękuję. Przed otwarciem pierwszej butelki ustaliliśmy kolejność degustacji, zgodną z kluczem od najlżejszych do najcięższych, po czym wystartowaliśmy z imprezą.

Tym samym oddaję w Wasze ręce pierwszą część moich wrażeń z tego sobotniego spotkania. Kolejność nie jest przypadkowa, gdyż rozpoczynamy od najniżej ocenionego tego wieczoru piwa.

Miejsce 16

Berliner Kindl Schultheiss Brauerei – Berliner Kindl Weisse (Berliner Weisse)

Na pierwszy strzał poszedł dość znany kwas z browaru Berliner Kindl Schultheiss Brauerei. Ważna informacja – nie była to świeża warka, a piwo leżakowane rok w piwnicy. Ten styl jednak chyba do tych celów się nie nadaje, czego wyrazem było dość wyraźne utlenienie pod postacią mokrego kartonu w aromacie. Poza tym w zapachu można było uchwycić dość wyraźną kwasowość, połączoną z subtelnymi akcentami… apteki. Smak to już spodziewany kwas, połączony z witaminą C. Szału nie było, ale nie powiem żeby było źle. 5.5/10

Miejsce 15

Tempest Brewing Co. – Unforgiven Red Rye (Smokey Red)

To piwo ma dość ciekawą historię. Otóż Pani Kapitan nabyła je na podstawie opisanego stylu przez portal Ratebeer, klasyfikującego Unforgiven Red Rye jako… sahti. No cóż, koło sahti to nawet nie stało, ale co tam ja się znam. Skupmy się jednak na konkretach. Wiodącym zapachem w tym piwie była wyraźna, bukowa wędzonka, z delikatnymi melanoidynami (przypieczona skórka od chleba) i czerwonymi owocami w tle. Z kolei po kilku łykach miałem wrażenie, jakbym pił chrupki Peppies Bekon w płynie. I nie było to wcale takie złe. Całości smaku dopełniły subtelne akcenty drewniane. I tylko tego żyta szkoda, bo poza lekką wytrawnością w aromacie nie nadało ono piwu spodziewanej, gładkiej faktury. 6/10

Miejsce 14

De Struise Brouwers – Tsjeeses Reserva PBA (Belgian X-mas Ale Port Barrel Aged) (2013)

Człowiek to ma szczęście, że od czasu do czasu może trafić na rzeczy już raczej niedostępne. Bo właśnie do tej kategorii należy Tsjeeses Reserva PBA z rocznika 2013. To zdecydowanie likierowe i niezwykle pełne piwo oprócz wyraźnej słodyczy raczyło nas solidną, owocową podbudową, w której czerwone porzeczki wiodły prym. Nie wiem czy to zasługa porto czy pozostałych składników, niemniej zrobiło się wyraźnie deserowo. Aromat niestety okazał się trochę słabszy od smaku, gdyż na najwyższym stopniu pudła uplasowało się miodowe utlenienie, jakie nie do końca fajnie grało z akordami borówek i jagód. Na szczęście pojawiła się tutaj charakterystyczna „ciasteczkowość”, jaką bardzo szanuję. Tsjeeses Reserva PBA to z pewnością piwo smaczne, ale w tym przypadku nieco zbyt utlenione w stronę miodu. 6.5/10

Miejsce 13

Browar Widawa – Imperial Wild Black Kiss R (Imperial Stout Rum BA)

Widawa ma to do siebie, że lubi zaskakiwać nas kiszonką w swoich leżakowanych w beczkach piwach. Nie jest to rzecz do końca pożądana. W każdym razie kiedy kilka dni wcześniej testowałem wersję bourbonową na szczęście nic się w niej nie zakaziło. W związku z tym wziąłem to za dobry omen i na bottle sharing zabrałem wersję z beczki po rumie. I o ile na pierwszym planie w zapachu pojawiły się nuty brettowe, tak zaraz za nimi wyszła średnio przyjemna, kiszona kapusta. Pod spodem można było wyczuć fajną paloność i gorzką czekoladę. Smak okazał się o wiele lepszy, niż aromat. Czekolada fajnie współgrała z lekko kwaśnymi, czerwonymi porzeczkami i umiarkowaną goryczą. Ciało tego RISa być może nie powalało pełnią, ale było zdecydowanie bardziej krągłe, niż w wersji po Bourbonie. Byłoby bardzo dobrze, gdyby nie ta kapucha. 6.5/10

Miejsce 12

Brokreacja – The Gravedigger (Russian Imperial Stout – warka do 30.06.2016 r.)

To piwo trochę poleżało u mnie w piwniczce i liczyłem na jego sporą poprawę w stosunku do świeżej warki, którą wspominam jak bardzo nudną i bez szału. Na szczęście Grabarz popracował i poprawił swoje notowania. Oczywiście nie obyło się bez lekkiego utlenienia, objawiającego się poprzez sos sojowy, ale na szczęście po chwili aromat ten ustąpił miejsca czerwonym, leśnym owocom, suszonym śliwkom i czekoladzie. W smaku też się polepszyło, chociaż liczyłem na więcej, szczególnie jeśli chodzi o pełnię tego piwa. Dość wysoka popiołowa gorycz mogłaby być bardziej skontrowana poprzez słodycz, ale nie jest źle. Duży plus ponownie za czerwone owoce i w tym miejscu. Wyszło całkiem smacznie. 6.5/10

Miejsce 11

Piwowarownia – Pożegnanie Korporacji (Russian Imperial Stout – warka do 12.2016 r.)

Tę butelkę otrzymałem bezpośrednio od Łukasza Gustkiewicza (piwowara Piwowarowni – przyp. aut.) podczas drugiej edycji Silesia Beer Festu (dzięki Łukasz!). Jako iż była to pierwsza warka Pożegnania, tak też postanowiłem zachować ją na lepsze czasy. Ten wybór okazał się nad wyraz trafiony, bo tak dzięki temu w nos zebrałem konkretnego liścia z czekolady, śliwki i rewelacyjnych, leśnych owoców, a w gardło przyjemną słodycz, dobrze skontrowaną przez znaczną gorycz tego piwa. Co prawda mogłoby być nieco pełniejsze, ale i tak jest dobrze. Za rekomendację niech posłuży fakt, iż ta wyleżakowana wersja smakowała mi o wiele bardziej, niż świeża, druga warka. 7/10

C. D. -> KLIK!

Szybki strzał – odc. 1

kwartet

Nie samym pisaniem o piwie człowiek żyje i w swoim życiu musi znaleźć czas również na inne obowiązki. A zaległości niestety się zbierają i same się nie opiszą. Dlatego też zdecydowałem się na szersze wpisy o piwach wybitnych oraz tragicznych, tym samym tworząc nową przestrzeń dla tzw. „szybkich strzałów”. Ale o co w tym chodzi? Ano o krótkie, zwięzłe informacje o kilku piwach w jednym wpisie bez zbędnego zaangażowania literackiego. No to jedziemy!

1. Red Roeselare Ale – Browar Zamkowy
Piwo nietypowe, kwaśne, wpisujące się w styl tzw. flandersów. Aromat wiśniowo-porzeczkowy z dębowymi taninami w tle. W smaku rześkie, lekko cierpkie i wytrawne, przyjemnie kwaskowe; fajnie wyczuwalne czerwone owoce. 6.5/10, bo to nie do końca mój styl (much to learn I still have)

2. Ale Cocones – Artezan + Alebrowar
Bardzo smaczne Double IPA z dodatkiem płatków kokosowych. Pomysł fajny, ale nie do końca udany. Jako DIPA wyszło rewelacyjnie – zapach tropikalnych owoców (mango, ananas) świetnie dogaduje się z intensywną goryczką tego piwa. Tylko gdzie ten kokos, ja się pytam?! Ni ma, po prostu ni ma. Niemniej 7/10, bo jest ono po prostu smakooowe.

3. Smoked Baltic Porter Bourbon Barrel Aged – Browar Widawa
W odróżnieniu do Miss Evy, gdzie trafiłem na zakwaszony „model”, tutaj wszystko się zgadza. Piwowarzy świetnie schowali alkohol w delikatnym aromacie dymu, połączonym z nutami bourbona, dębiny, żurawiny i suszonej śliwki. Szczególnie ten bourbon mi tutaj pasuje. W ustach też jest na bogato – kawa i czekolada doskonale dogadują się z suszoną śliwką. Wszystko jest podane w wytrawnej, wyraźnie goryczkowej formie. 7/10

4. Koniec Świata – Pinta
Sahti to jeden z tych stylów, które się kocha lub nienawidzi. Ja należę do tych pierwszych, więc jak mam możliwość, to sięgam po tę butelkę. Ale o co tutaj chodzi? O proces „tworzenia” tego piwa (bo nie do końca można go nazwać warzeniem)! Po pierwsze zamiast drożdży piwowarskich używa się drożdży piekarskich. Po drugie brzeczka nie jest gotowana, a jedynie podgrzewana. Po trzecie filtrowane jest ono przez gałązki jałowca. And how cool is that? Poza tym mamy tutaj wysoki zasyp, mocną słodowość piwa i IBU bliskie zeru. Nagazowania brak! Czy taki trunek może być dobry? Ależ oczywiście, tylko próbujecie na własną odpowiedzialność. Koniec Świata to Sahti dość przystępne. Jeśli Wam zasmakuje, to sięgnijcie po Jelonki z Bazyliszka – tam już jest ostra jazda bez trzymanki. A ten egzemplarz oceniam na mocne 8/10.