Browar ReCraft – New England (Session IPA)

Nie jestem fanem sesyjnych IPA. Po pierwsze wolę piwa o bardziej zdecydowanym charakterze. Po drugie lubię, kiedy w kontrze do wyraźnej goryczy (o ile takowa w Session IPA jest obecna) pojawiają się mocniejsze akcenty słodowe. Po trzecie – kiedy swego czasu sięgnąłem po pewną sesyjną „ipę” celem leczenia „suchot dnia kolejnego”, natknąłem się na taką, której gorycz była na tak wysokim poziomie, po wypiciu jakiej moje lekko wysuszone usta zamieniły się co najmniej w Pustynię Gobi, smaganą rozgrzanym do czerwoności wichrem. Szczególnie to ostatnie zdarzenie spowodowało pojawienie się delikatnej niechęci do tego stylu. Oczywiście są wyjątki potwierdzające regułę, jak na przykład Ace of Equinox z Brewdoga, ale ogólnie mając wybór sięgam raczej po inne tematy. Z drugiej jednak strony jestem fanem piw w stylu Vermont, a że ostatnio Browar ReCraft wypuścił sesyjną „ipę” o nazwie New England, tak też postanowiłem sprawdzić, co wyjdzie z tego, kuriozalnego dla mnie, połączenia.

Być może zacznę od „czterech liter” strony, ale patrząc na ekstrakt na poziomie 11,5% w życiu nie spodziewałbym się tak krągłego w odbiorze piwa. I za to właśnie uwielbiam styl New England IPA – takiej gładkości to i czasem w RISach brak. No ok, piwo ma dość solidną fakturę, ale co dalej? Weźmy na warsztat to, co trafia do naszych nozdrzy. Na pierwszy plan wychodzi grejpfrut i pomarańcza, ładnie opleciona ziołowymi akcentami chmielu. To wszystko daje nam wrażenie niezwykłej rześkości. Można się poczuć niczym na spacerze po pomarańczarni, skąpanej w promieniach letniego, porannego słońca. Słodowość uciekła całkowicie poza horyzont, dzięki czemu recraftowy New England raczy nas niezachwianym aromatem wakacji. Bo tak mi się ten zapach właśnie kojarzy. W smaku jest lekko i soczyście owocowo. Delikatnie zaznaczona goryczka z chmielu przyjemnie kontruje solidne akordy pomarańczowo-grejpfrutowe. OK, tej goryczy mogłoby być ciut więcej, ale zdecydowanie wolę taki poziom, a niżeli ten znany mi np. z alebrowarowego Roo Ride’a. Cytując klasyka – z dwojga złego lepiej w tę stronę.

Browarowi ReCraft udało się stworzyć piwo, jakie jest w stanie przełamać mój wewnętrzny stereotyp sesyjnej „ipy” – lekkiej, gorzkiej i bez wyrazu. Oczywiście lekkości New England nie brakuje, ale cała reszta jest już zaprzeczeniem tego, z czym Session IPA mi osobiście się kojarzy. Ze swojej strony jednakowoż dołożył bym do opisu stylu jeden wyraz: Vermont. Wtedy mój wewnętrzny duch pedantyzmu byłby zaspokojony. Niemniej jednak taka pierdoła absolutnie nie ma znaczenia i nie wpływa na finalną ocenę tego, co drzemie w tej niepozornej butelce. A drzemie tutaj całkiem sporo dobroci. 8,5/10

Szybki Strzał – odc. 5

Nie wiem, jak Wy, ale ja strasznie lubię niespodzianki. Oczywiście tylko te z gatunku pozytywnych, a jakżeby inaczej. Gorzej, kiedy czekamy na coś z wypiekami na twarzy, a finalnie okazuje się, iż wypieki te zastępuje żal, smutek i gorycz zawodu. Niczym u małego dziecka, czekającego na wymarzonego X-boxa, a dostającego zamiast niego bogato ilustrowaną Encyklopedię PWN. Tyle wygrać! Bardzo podobnie miałem w miniony weekend, o czym szerzej w piątym odcinku wielowątkowego cyklu „Szybkie Strzały”. Zapraszam serdecznie.

  1. Kraftwerk/Reden – Zabobon (Imperial Smoked India Brown Ale)

Człowiek spokojnie idzie sobie na konwent tatuażu, a tu nagle i niespodziewanie w jego rękach ląduje butelka półtorarocznego, przeterminowanego Zabobona (dzięki Paweł!). I wiecie co? Ależ to przeterminowanie dobrze zrobiło temu piwu! Nasze nozdrza atakują fantastyczne akcenty dymne, podbudowane  wyraźnymi nutami winnymi i owocowymi (wiśnie, suszone śliwki). Po prostu czuć, iż to piwo leżało w płatkach dębowych po sherry. Po kilku łykach leżę znokautowany. Zabobon świetnie się ułożył, nabrał pełni oraz lekkiej słodyczy, którą doskonale kontruje dość wysoka goryczka. Niesamowicie udana niespodzianka. Jak ktoś ma w piwniczce, to polecam bez obawień. 8/10

  1. Browar Wąsosz – Whisker A1 (Sour Milk Saison)

Tutaj wiedziałem, czego się spodziewać, gdyż tydzień wcześniej miałem okazję spróbować wariantu A2. A1, w odróżnieniu do czerwono-porzeczkowo-hibiskusowych nut swojego brata, to temat obudowany wiśniami i hibiskusem. I to właśnie wiśnie grają tutaj doskonałe, pierwsze skrzypce, niczym w Czterech Porach Roku Vivaldiego. Hibiskus wtóruje im delikatnie w smaku i ładnie finiszuje całość. Whisker A1 jest niezwykle rześki, orzeźwiający, z nienachalną kwaskowatością i subtelną słodyczą, pochodzącą z dodanej laktozy. Nad wyraz udane piwo. 7.5/10

  1. Browar Spółdzielczy/Fabrica Rara – Skrótowe (APA + Nepal Illam)

Łączenie piwa z herbatą to jeden z bardziej wdzięcznych tematów w naszym rodzimym piwowarstwie. Dlatego chętnie porwałem Skrótowe jakiś czas temu do domu. A co kryje się w tej niepozornej butelce? Zdecydowanie cytrusowy i rześki aromat, z lekką estrowością. Karmelu i słodowości nie wyczułem. W smaku jest wytrawnie, z przyjemną, herbacianą goryczką. Cytrusy cały czas lekko muskają nasze podniebienie i fajnie współgrają z całością. Jest jednak coś specyficznego, chyba troszkę kwaśnego w tym piwie, co mnie lekko niepokoi. Tak, jakby mały York niepostrzeżenie szarpał moją nogawkę. A kiedy już się na niego spojrzy, tak ten udaje niewiniątko. Niemniej Skrótowe dobrze wspominam, bo piło się je całkiem przyjemnie. 6.5/10

  1. Browar Ciechan – Porter Wielkanocny

W tym miejscu chciałbym napisać „last, but not least”, gdyż na degustację tego piwa czekałem z wspomnianymi wypiekami na twarzy. Niestety, nie ma takiej opcji – zawiodłem się srogo na tym pomyśle piwowarów ciechanowskich. Z jednej strony jest nieźle – ładnie się prezentuje w szkle, w aromacie dostajemy suszone śliwki, mleczną czekoladę, a w smaku dość wyraźną słodycz oraz średnio intensywną goryczkę. Zapytacie, co w takim razie tutaj nie gra? Po pierwsze cena, tzn. 50 zł za litrową butelkę. Po drugie czas, jaki ten porter leżakował. Mowa tu o 12 miesiącach. Serio, 12 miesięcy, 50 zł i dostaję piwo, które stoi na poziomie porteru żywieckiego? „Szkoda strzempić” klawiaturę. 4.5/10

Browar ReCraft – Bourbon Bock (Smoked Weizen Bourbon Doppelbock)

Jakiś czas temu, przy okazji wpisu o Mentorze opowiedziałem historię o dwóch braciach (całość możecie przeczytać TUTAJ). Nie będę się więc dublował, a przypomnę jedynie, iż życzyłem Browarowi ReCraft otwarcia nowej historii w swoich dziejach. Niestety pierwsze karty tej historii nie zapowiadały się najlepiej. Browar wypuścił kilka znanych warek, w których zmieniło się jedynie logo na butelce. Dlatego z nieskrywaną radością powitałem na ich pokładzie dwa zupełnie nowe piwa – Imperialny IPA oraz Bourbon Bocka. I to ten drugi przykuł moją baczną uwagę podczas spontanicznego spotkania w krakowskim Weźże Krafta, gdzie miałem okazję po raz pierwszy spróbować tego wynalazku. Oczywiście nie z kranu (niestety), ale też się liczy!

Pierwsze, co przykuwa uwagę, to etykieta. Oszczędna, schludna i bardzo estetyczna. Z pewnością wyróżnia się ona na tle innych i o to chyba chodziło. Mnie się podoba. Samo piwo to też rzecz nieczęsto spotykana – mówimy tutaj o  Smoked Weizen Bourbon Doppelbocku, z 19% ekstraktem, blisko 8% alkoholu, chmielonym dwoma odmianami chmielu, a konkretnie Simcoe (USA) oraz Hallertauer Blanc (DE) i leżakowanego z płatkami z beczki po bourbonie. Wszystko wskazywałoby na to, że powinno być bogato, kolorowo i w ogóle w dechę. Czy aby na pewno? Ale od początku. Bourbon Bock prezentuje się nienagannie – ot jest ciemno bursztynowe, mętne, z drobną, choć szybko opadającą pianą, która zostawia niewielki pierścień, jaki pozostaje do samego końca degustacji. A co Łukasz Łazinka (piwowar Browaru ReCraft – przyp. aut.) serwuje nam w bukiecie? Na pierwszy plan wychodzi rewelacyjna, dymna wędzonka, aby za chwilę pierwsze skrzypce przejęły aromaty estrowe, z odrobiną bananów w tle. Aromat jest dość złożony, a alkohol przyzwoicie ukryty, wręcz ledwo majaczący. Natomiast połączenie dymności i akordów estrowych to dla mnie absolutny winner. Oj, w tym miejscu mocno trzymałem kciuki, aby nic się dalej nie spartoliło. Kilka łyków, parę mlaśnięć i co? No cóż… wyszło to piwo temu ReCraftu! W ustach cały czas prym wiodą estry, mieszające się z delikatną palonością i skórką spieczonego chleba. Gorycz Bourbon  Bocka jest bardzo przyjemna i nie męczy. Samo piwo jest dobrze ułożone, przyjemne i cieszy swoją złożonością.

Jak już wcześniej napisałem – po etykiecie i zapoznaniu się z kontrą spodziewałem się fajerwerków i fajerwerki dostałem. OK, być może to piwo nie ma z typowym Koźlakiem zbyt wiele wspólnego, ale to akurat duży plus. Dla mnie to jedno z najlepszych piw, jakie wypuścił Reden/ReCraft do tej pory i Bóg mi świadkiem, że będę do niego wracał często. A że jesień tuż tuż, tak i zapas tego piwa trzeba zrobić większy. Ciekaw też jestem, co się zadzieje, kiedy poleży ono do końca terminu ważności. Jedna butelka już leży w piwniczce i z pewnością podzielę się wrażeniami, kiedy przyjdzie czas. Mam ponadto nadzieję, iż to piwo będzie stałą pozycją w katalogu ReCrafta, czego sobie i Wam życzę. 8.5/10

Browar ReCraft – Mentor (Porter Bałtycki)

Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami i za siedmioma lasami żyli sobie dwaj bracia bliźniacy. Obaj trudnili się warzeniem piwa, dzieląc nawet identyczne herby, a czasem i nazwy swych trunków. Szkopuł w tym, iż gawiedź nie bardzo kumała, który brat warzy jakie piwo, bo przecież ten Jaśko i ten Jaśko. Czy jakoś tak. Przez czas pewien braciom ten stan rzeczy nie przeszkadzał. Jednakowoż czara goryczy i w tym wypadku nie pozostała bez dna. Pewnego dnia wylała się z impetem, bryzgając tym samym buty jednego z braci. A że buty dzień wcześniej były pastowane i świeciły się jak… diamenty w koronie królowej, tak i ten brat postanowił, iż czas najwyższy zmienić imię, aby lud całego królestwa w końcu przestał mylić jednego brata z drugim. Bardzo podobnie do powyższej historii wyglądała historia browarów Reden – tego mniejszego z Chorzowa i większego ze Świętochłowic. Większy z braci również postanowił zmienić imię i od Wrocławskiego Festiwalu Dobrego Piwa roku pańskiego 2016 zaczął on nosić nazwę ReCraft. Z tej okazji Łukasz Łazinka wraz z resztą załogi postanowili uwarzyć coś specjalnego. Wybór padł na „czarne złoto polskiego piwowarstwa”, czyli Porter Bałtycki. Dodatkowo Porter ów leżakował sobie spokojnie w browarze przez 10 miesięcy przed rozlewem. And how cool is that? Ale moment, moment. Czy browar, warzący w opinii wielu osób piwa przeciętne, może nagle wystrzelić z tak tęgiego kalibru i nie wypalić ślepakiem? Ja osobiście znajdę kilka pozycji w katalogu Redena/ReCrafta, które mi pasowały, kilka które faktycznie były słabe, ale ani jednej, wybitnej. Wszystko stało się jasne wczoraj, kiedy do kielicha nalałem Mentora.

Nim jednak o zmysłach smaku i aromatu pomówmy o stronie wizualnej. No nie powiem, ale Panowie się postarali – śliczną, ciemnozieloną butelkę, przypominającą kształtem szkło bardziej na miód pitny, niż na piwo, opatrzyli sznurkiem z wybitą pieczęcią, uwidaczniającą logo browaru i zapakowali w gustowny, przezroczysty kartonik. Jest moc, a tak zaprezentowane piwo z pewnością będzie przykuwało wzrok każdego, kto na nie trafi. Miało być jednak o zawartości, więc pora na pierwsze kilka pociągnięć nosem. I co? Wyobraźcie sobie polanę, przepełnioną aromatami leśnych owoców oraz dojrzałych śliwek przeplatającą się z akordami czekolady i delikatnej kawy. No po prostu cios! Wyraźnie można wyczuć nuty, charakterystyczne dla piw leżakowanych, czyli subtelne aromaty winne. Być może nie jest to poziom Imperium Prunum, ale jest całkiem niedaleko. Alkohol został skrzętnie ukryty i w tym miejscu nie czuć go ani grama. W ustach ten Porter także robi robotę. Jest aksamitny, lekko zalepiający i przyjemnie rozgrzewa. Subtelne wysycenie sprzyja degustacji i w moim odczuciu jest wręcz idealnie dobrane pod ten trunek. Słodycz Mentora została bardzo dobrze skontrowana przez stosunkowo umiarkowaną goryczkę. To wszystko w połączeniu z fantastycznym smakiem czerwonych owoców, czekolady i delikatną palonością kawy powoduje uniesienie się kącików ust po każdym łyku w bardzo szeroki uśmiech. Nawet delikatny alkohol tutaj nie wadzi. Jak do tego dołożymy nienaganną prezencję trunku w szkle, którego ciemnobrązową, prawie czarną toń rozjaśniają bursztynowe refleksy, otrzymamy piwo nad wyraz udane, przyjemne i po prostu – solidne.

Browar ReCraft w mojej opinii Mentorem powinien otworzyć nowy rozdział w swojej historii. I nie powiem – jest on napisany z kunsztem, polotem i rozwagą, godną najlepszych piwowarów w tym kraju. Może jedynie cena, jaką trzeba za tę małą butelkę zapłacić, jest odrobinę zbyt wysoka, niemniej jednak ja nie żałuję i liczę na kolejne rozdziały w historii tego browaru, napisane z taką samą pieczołowitością. 9/10