Cześć Brat, Opiwatele i Biorę w Ciemno faktycznie brane w ciemno

Jak tam moi Drodzy minął Sylwester, hmmmm? Liczę że każdy z Was jest co najmniej w przyzwoitej formie 😉 Tak czy siak pod ten Nowy Rok mam dla Was świeżutki materiał, którego głównym bohaterem jest kooperacyjne piwo Browaru Cześć Brat i bloga piwnego Opiwatele (by Łukasz Anczyk). Mowa o black IPIE „Biorę w Ciemno”. Nie będzie to jednak degustacja solo, a pozbawiona jakiegokolwiek sugerowania się degustacja w ciemno, zestawiona z dwoma innymi przedstawicielami stylu oraz z… american stoutem. Zapowiada się pysznie? No ja mam nadzieję!

Black IPA na ślepo

Zainspirowany przez Bartka Nowaka (Małe Piwko Blog) postanowiłem również podjąć się tematu ślepego testu piwa. Ja wiem, Kopyr robił to już n-razy, ale ja jeszcze nie miałem okazji, w związku z czym wjeżdżam (prawie) cały na biało i pod lupę, ale bez patrzenia na etykiety, biorę pięciu przedstawicieli stylu black IPA z browarów: Harpagan, Za Miastem, Stu Mostów, Trzech Kumpli oraz Ale Browar.

Jest wygrany oraz jedno w sumie niemiłe zaskoczenie. Zresztą zerknijcie sami:

Szybki Strzał – Odc. 14

Lubię dostawać dary losu od browarów, których nie miałem okazji testować. Dla mnie to zawsze nowe doświadczenie, a dla browaru możliwość zasięgnięcia opinii. Oczywiście inna kwestią jest to, czy browar z tą opinią będzie się liczył, ale to już inna para kaloszy (chociaż w serduszku liczę, iż ktoś tam ceni sobie moje zdanie 😉 ). Stąd też dzisiaj na tapet lecą po dwie pozycje z katalogów browarów Jastrzębie i Incognito. Jedziemy!

Browar Jastrzębie – Jastrzębska Pszenica (Sorachi Ace Single Hop Weizen)

Lubię Sorachi Ace. Jeśli zbiory są trafione, a chmiel nie pójdzie w stronę koperku, to doda on do piwa sporo aromatów kokosowych. I jak tak sobie pomyślałem, że kokos połączy się z typowymi zapachami, jakimi dla pszenicy są goździki i banany, tak w mojej głowie pojawił się całkiem przyjemny obraz. Niestety, mimo iż wspomniane wyżej goździki i banany wyczujemy w tym piwie, tak Sorachi Ace tutaj po prostu nie istnieje. W smaku też nic, co mogłoby kojarzyć się z tym daleko wschodnim chmielem nie odnotowałem. Samo piwo jest co prawda całkiem przyzwoitą pszenicą, z fajnie jak na ten styl zarysowaną goryczką, ale liczyłem na więcej. No i do tego te białkowe farfocle. A fe! Mogło być lepiej.

 

Browar Jastrzębie – Jastrzębska Mozaika (American India Pale Ale)

Z kolei Mosaic to chyba mój ulubiony chmiel. Nie dość, że wykręca w piwie sporo cytrusów, to jeszcze do tego ten aromat nafty. No miód na moje nozdrza. I o ile nut pomarańczy w zapachu Jastrzębskiej Mozaiki są całe wiadra, tak nafty mi jednak trochę zabrakło. Niemniej całość ładnie komponuje się z delikatną słodowością, więc finalnie aromat zapisuję na plus. A jak wypadają doznania organoleptyczne? Piwo jest umiarkowanie wytrawne i umiarkowanie goryczkowe, z fajną owocowością, podbijającą wrażenie sporej rześkości trunku. Niestety pojawia się też alkohol, który dość nieprzyjemnie podbija goryczkę. Jastrzębska Mozaika ma ogromny potencjał, ale w mojej ocenie trzeba popracować nad kilkoma detalami – mniej alko, wincy nafty!

 

Browar Incognito – American Wheat

Oesu jak ja się nudzę przy American Wheatach. To jeden z tych stylów, po które nie sięgam, jeśli nie jestem do tego zmuszony (wink, wink 😉 ). Niemniej jeśli już w paczce przychodzi butelka z tymże specyfikiem, tak otwieram z nadzieją. Nadzieją, iż ktoś może w końcu kupi mnie American Wheatem. Niestety nie w tym wypadku. Tylko nie zrozumcie mnie źle, bo zgodnie z wytycznymi BJCP samo piwo mieści się w ramach i jest stylowe. W zapachu mamy trochę ciasteczek, lekką zbożowość i minimalną ilość cytrusów, które w smaku już jawią się nieco wyraźniej. Całość jest płaska, z lekko łodygową goryczką i szczyptą nut zbożowych. No nuda Panie, nuda jak w polskim filmie (niemniej ciągle stylowym).

 

Browar Incognito – Blakc IPA

Wiecie, jaki jest podstawowy problem z Black IPAmi? Otóż bardzo często powinny być określane na butelce mianem American Stoutów, niźli Cascadian Dark Ale’ami (Cascadian Dark Ale – pierwotna nazwa stylu – przyp. aut.). I tak też jest w przypadku tej propozycji browaru Incognito. Przynajmniej jeśli chodzi o zapach piwa. Czy to źle? Dla mnie absolutnie nie, bo lubię oba style; ot przytyk formalny. Wróćmy jednak do naszego bohatera, raczącego nasze nozdrza wyraźną palonością i prażonym słonecznikiem. Na szczęście cytrusy też tutaj są, a w tle dodatkowo subtelnie przygrywają orzechy włoskie. No jest fajnie. Smak z kolei przechyla się już mocniej w stronę napisu na butelce. Jest o wiele więcej owoców cytrusowych, niż nut palonych, a umiarkowanie pełne ciało fajnie koresponduje z wytrawnością piwa. Jest smacznie, jest fajnie, jest przyjemnie, więc pewnie z chęcią sięgnę po tę Black IPĘ ponownie. Czy raczej winienem napisać ” ten American Stout”? A zresztą – kogo to obchodzi? 😉

Beer Cup Kato 2017 i bitwa o Czarne IPA

Środowisko piwnego kraftu to nie tylko beer-geecy, hop-headzi, browarnicy czy blogerzy. To również, a może przede wszystkim, piwowarzy domowi. Bo to właśnie od nich zaczęła się piwna rewolucja. I nie mam tutaj na myśli tylko naszego grajdołka. Piwowarzy domowi są odpowiedzialni za boom kraftu na świecie! Dlatego z nieskrywaną przyjemnością dopinguję wszelkim inicjatywom, w jakich to grono może pokazać się szerszej publiczności. A właśnie takim eventem jest organizowany w katowickim multitapie Absurdalna przez Śląski Oddział PSPD (Polskie Stowarzyszenie Piwowarów Domowych – przyp. aut.) – Beer Cup Kato.

O co tutaj chodzi? Zgromadzona w klubie gawiedź wybiera anonimowo, przygotowane przez pięciu piwowarów domowych, dwa najlepsze piwa w konkretnej kategorii (styl piwa). Całość rozgrywana jest w formie pucharowej i we wcześniej zaplanowanych terminach. I tak zwycięzcy każdej z bitew przechodzą do kolejnych etapów, których zwieńczeniem jest finał i możliwość uwarzenia zwycięskiego trunku w warunkach komercyjnych. Fajnie? No fajnie!

Sam od dłuższego czasu planowałem wybrać się na jedną z bitew, ale z racji terminów, przypadających każdorazowo na czwarty dzień tygodnia, nie bardzo było to możliwe. Na szczęście układ planet, gwiazd i wszelkich okoliczności doprowadził do sytuacji, kiedy to mogłem pojawić na dwóch piwnych starciach fazy eliminacyjnej. Pierwszym był pojedynek w kategorii Amber Ale. Niestety brak dwóch piwowarów, mało ciekawy styl i niezbyt liczna publika trochę zaniżyły loty całego przedsięwzięcia. Co innego kolejna bitwa, rozgrywająca się pod szyldem Cascadian Dark Ale.

Tuż przed planowaną godziną startu bitwy, główna sala Absurdalnej zapełniła się niemal do ostatniego miejsca. W międzyczasie do stołów „konkursowych” zasiedli piwowarzy w składzie:

Grzegorz Ruciński – Browar Domowy Czarna Szabla
Piotr Góra – Browar Domowy Dwie Twarze
Michał Mutryn, Rysiek Pieczyk – Browar Domowy 41 103
Andrzej Globisz – Browar Domowy Łysa Żmija
Daniel Śledzikowski – Browar Domowy Venom

Szybkie omówienie głównych cech Black IPA i już piwowarzy poczęli lać swoje piwo zgromadzonym gościom. Chętnych było tak wielu, że aż w pewnym momencie zabrakło deseczek degustacyjnych i kart do głosowania. Na szczęście w miarę sprawnie nadrobiono braki i każdy, kto chciał, mógł poczuć się jak sędzia i samodzielnie ocenić wyroby konkursowe.

Sam również postanowiłem sprawdzić, cóż ciekawego mają do zaoferowania butelki, wypełnione domowym Cascadian Dark Ale’em. Jedno z piw od razu wybiło się na pierwszy plan, pokazując iż uwarzenie poprawnej i smacznej „czarnej ipy” w warunkach domowych jest jak najbardziej możliwe. Zgryz miałem z drugim miejscem. Jeden z trunków cechował się o wiele lepszym aromatem, w jakim nie wyczułem obecnych w drugiej próbce estrów. Z kolei smak spowodował nieoczekiwaną zamianę miejsc. Finalnie postawiłem na piwa oznaczone cyferkami 4 oraz 2. Szybkie skreślenie numerków na karcie do głosowania i już można było spokojnie czekać na ogłoszenie wyników.

W tym miejscu ponownie zwrócę uwagę na frekwencję, przez którą liczenie głosów zajęło o wiele więcej czasu, niż przy poprzedniej bitwie. To zdecydowanie duży plus tej odsłony Beer Cup Kato. Na szczęście chwilę po godzinie dwudziestej na scenie Absurdalnej pojawił się prezes Śląskiego Oddziału PSPD z wynikami, jakie prezentowały się następująco:

1 miejsce – piwo nr 4 – Michał Mutryn, Rysiek Pieczyk – Browar Domowy 41 103
2 miejsce – piwo nr 1 – Piotr Góra – Browar Domowy Dwie Twarze

3 miejsce – piwo nr 2 – Andrzej Globisz – Browar Domowy Łysa Żmija
4 miejsce – piwo nr 5 – Daniel Śledzikowski – Browar Domowy Venom
5 miejsce – piwo nr 3 – Grzegorz Ruciński – Browar Domowy Czarna Szabla

Taki rozkład miejsc absolutnie mnie nie dziwi. Mimo iż sam głosowałem na piwa nr 4 oraz 2, tak piwo nr 1 również wypadło smacznie i stylowo. A sam event oceniam bardzo pozytywnie i mam nadzieję pojawiać się na kolejnych odsłonach częściej. O ile oczywiście czas i okoliczności pozwolą. Poza tym dodatkową zachętą dla mnie są co raz to ciekawsze style, które pojawią się już w fazie pucharowej. Natomiast jeśli Wy zastanawiacie się, czy warto, to nie róbcie tego dłużej, tylko wbijajcie do Absurdalnej już dzisiaj – na polu bitwy pojawią się kolejni piwowarzy i zmierzą się w kategorii White IPA.

Browar Hoppy Lab – Cascadian Dark Ale (Black IPA)

Przepraszam, że zacznę z grubej rury, ale chyba ciężko nie zgodzić się ze stwierdzeniem, iż polski przemysł piw rzemieślniczych okrutnie zap***dala. W zeszłym roku zostałem powalony kolejnym rekordem piwnych premier, wynoszącym ponad 1600 nowych pozycji, wypuszczonych w ciągu 365 dni. W tym roku nie zanosi się, aby ta liczba miałaby być mniejsza. Cegiełkę do tego dorzucają co raz to nowe przedsięwzięcia, rosnące w naszych granicach niczym grzyby po deszczu. I o ile do tak wielu nowych piw, pojawiających się na półkach sklepowych mam pewne wątpliwości, tak każdej nowej, piwnej inicjatywie przyklaskuję z ochotą. Tym bardziej, jeśli jest to otwarcie pełnoprawnego (pełnowymiarowego?) browaru. Tak się składa, iż całkiem niedawno, nieopodal Świdnicy wystartował browar Hoppy Lab. Ponadto przyciągnął moją uwagę mocno odjechanymi etykietami, więc postanowiłem sprawdzić, cóż takiego drzemie w butelkach, sygnowanych logiem tegoż przybytku.

Do testów wybrałem jeden z moich ulubionych stylów, a więc Black IPA. Trochę szkoda, że ekipa Hoppy Lab zrezygnowała z nazw własnych dla swoich produktów i piwo to nazywa się po prostu Cascadian Dark Ale, ale w życiu nie można mieć wszystkiego, prawda? Sam trunek, mimo iż na zdjęciach prezentuje się na całkowicie czarny i nieprzejrzysty, w rzeczywistości jest ciemno brązowy, z rewelacyjną koroną jasnobeżowej piany. Zapowiada się smakowicie, a aromat zdaje się potwierdzać to przypuszczenie. Nasz nos raczony jest przez rewelacyjną paloność, z fajnie zaznaczonym charakterem cytrusów, pochodzących z użytych do produkcji amerykańskich chmieli. Do tego w tle majaczy subtelna, „mała czarna”, co podkręca jedynie apetyt na wzięcie pierwszego łyka. Pierwsze, drugie, trzecie uniesienie szkła i jakże mnie nie strzeli w potylicę genialny smak palonego słonecznika. Normalnie jakbym cofnął się w czasie do okresu końca podstawówki, kiedy z kumplami okupowaliśmy osiedlowe ławki, skubiąc słonecznik i snując plany podboju wszechświata. Do tego ta niezwykle przyjemna gorycz, długo utrzymująca sie w ustach, ale na szczęście zbytnio nie zalegająca. Dodatkowo Cascadian Dark Ale jest niezwykle pełny i gładki w odbiorze, z subtelnie zaznaczoną kwaśnością i żywicznością, co tylko dodaje całości finalnego sznytu. Kilka chwil i finisz, jakiego nie powstydziłby się Lewis Hamilton w ostatnim wyścigu minionego sezonu F1.

Nie jest standardem, iż nowo startujący browar od razu zaskoczy i uwarzy takie piwo, jakie nie wymaga dopracowania. Na szczęście ekipie Hoppy Lab ta sztuka się udała, czego potwierdzeniem jest ta rewelacyjnie ułożona i dopracowana Black IPA. W tym miejscu od razu przypominają mi się początki Browaru Zakładowego, który wszedł na rynek totalnie bezkompromisowo i do dzisiaj nie wypuścił słabego piwa. I właśnie tego życzę piwowarom z Żarowa, a sam powoli szykuje się do otwarcia ich American IPA. Tymczasem Cascadian Dark Ale dostaje zasłużone 8.5/10

Browar Roch – Fryz (Black IPA)

Na Browar Rocha nigdy jakiejś specjalnej uwagi nie zwracałem. Najpewniej było to spowodowane brakiem ich asortymentu w mojej okolicy + docierało do mnie niewiele informacji na ich temat. Wszystko zmieniło się pewnego kwietniowego wieczoru, kiedy to rezydując w jednym z wrocławskich multitapów znajomi namówili mnie na Baliosa. Piwo skategoryzowane jako Forest Bomb Black IPA skomentowałem krótko: „o żesz kur**”. I musze przyznać, że była to kur*a mocno pozytywna! Dlatego z wielką radością powitałem na półkach mojego sklepu szerszy wybór piw spod szyldu Browaru Rocha. Z tej okazji na tapetę wziąłem ich bazową wersję czarnego „ajpieja” o niewiele mówiącej mi nazwie Fryz.

No właśnie – nazwy (przynajmniej niektóre), jak i etykiety z Rocha można podsumować jednym słowem – są. Niby nie rażą, niby jest estetycznie i schludnie, ale umówmy się – koncerny na tym polu nie ustępują Rochowi nawet na krok. Dodatkowo brak na kontrze szczegółów, dotyczących użytych słodów i chmieli to też nie do końca trafiony koncept. Ale ok, czepiam się okładki, a to zawartość książki jest najistotniejsza. No to jedziemy… tzn. lejemy! Rzut oka na szklankę i od razu gęba mi się uśmiecha – prawie hebanowy trunek z bursztynowymi refleksami, ozdobiony grubą czapą twardej piany prezentuje się wybornie. Parę pociągnięć nosem i już wiem, że preludium do smaku to arcydzieło na miarę Chopina! Delikatne nuty czekolady mieszają się z wytrawnością palonej kawy. Przyjemne akordy owoców egzotycznych fantastycznie podkręcają całość. I w tym miejscu moje obawy wobec tego piwa wzrosły. Bo jeśli tutaj jest tak dobrze, to czy ten poziom zostanie utrzymany w smaku? Kilka łyków i… uffffff, ten koncert w wykonaniu Browaru Rocha wyszedł popisowo! Jest tutaj wszystko, czego można oczekiwać od dobrego, klasycznego Black IPA. I tak mamy w tym piwie akcenty palone, czekoladę, nuty dobrej, czarnej kawy i świeżość owoców egzotycznych. Do tego Fryz jest niezwykle pełny, a przy tym rześki. Da się? Da się!

Nie ukrywam – po przygodzie z Baliosem miałem wobec Fryza dość spore oczekiwania i na szczęście nie zawiodłem się ani trochę. Browar Rocha uwarzył jedno z najlepszych (o ile nie najlepsze) Black IPA, jakie było mi dane do tej pory spróbować. Jeżeli reszta ich piw trzyma tak wysoki poziom, to rośnie nam na rynku czarny koń polskiego kraftu. Acha, Fryz to rasa koni właśnie, o czym dowiedziałem się z kontretykiety 😉 A samo piwo dostaje zasłużone 9/10