Miesiące i tygodnie mijają, a na półkach sklepowych nowych pozycji kraftowych nie brakuje. I chociaż w dzisiejszym zestawieniu pojawią się piwa, okupujące już jakiś czas rynek piw rzemieślniczych, tak jeśli na nie traficie, to można zakupy przemyśleć – głównie z racji stylów, w których ultra świeżość nie jest mocno wymagana. No może poza pilsem, ale to już inna historia. Jadziem!
Szpunt – Supernova (peated pils with smoked plum)
Ci z Was, którzy uważnie śledzą moje poczynania zapewne wiedzą, iż jestem fanem piw wędzonych. Uwielbiam też solidne pilsy, a połączenie obu to już dla mnie ambrozja i miód na serce. Oczywiście o ile ktoś, gdzieś, czegoś po drodze nie spartaczy. Na szczęście w przypadku Browaru Szpunt jestem zazwyczaj spokojny o formę ich piw. Nie inaczej jest w przypadku Supernovej. Ten doskonały pils od razu atakuje nasz nos przyjemną, ogniskową wędzonką, co w połączeniu z aromatem śliwek daje naprawdę przyjemny efekt. Profil słodowy nie ucieka w krzaki, tylko dumnie stoi wespół z torfowo-owocową zgrają. Całość jest bardzo rześka, niezwykle pijalna i przyjemnie goryczkowa. W mojej ocenie to najlepszy, torfowy pils, jakiego miałem okazję pić. A umówmy się – konkurencję ma srogą 😉
Stu Mostów – Imperial Stout Nitro
Swego czasu Browaru Stu Mostów miał u mnie dość niskie notowania. Wypuszczali przeciętne piwa, a i mocniejsze wpadki się zdarzały. Na szczęście tę historię chyba możemy powoli włożyć między bajki, czego potwierdzeniem będzie Imperial Stout Nitro. Po pierwsze piwo po prostu doskonale pachnie – są orzechy, jest czekolada, subtelna nutka wanilii i paloność oraz absolutny brak alkoholu. Smak też trzyma poziom. Mleczno-czekoladowe akordy świetnie współgrają z genialną gładkością i pełnią trunku. Na finiszu pojawia się klasowe espresso, kojarzące się z najlepszymi, włoskimi kawiarniami (w których nigdy nie byłem, ale widziałem na zdjęciach i czytałem w internetach, wink, wink 😉 ). Tylko ten alkohol ciut zbyt mocno gryzł mnie w przełyk, ale kto wie – może się poukłada? W każdym razie piwo to po prostu solidny RIS, w którym azot robi genialną robotę. Zresztą zobaczcie sami:
Profesja – Pirat (Baltic Porter Porto Barrel Aged)
Podstawki profesyjnego Pirata miałem okazję kosztować na jednym z katowickich festiwali. Wtedy wypadł całkiem przyzwoicie, więc mocno zaciekawiły mnie warianty BA, których mamy aż trzy. Na pierwszy ogień poleciał trunek, leżakowany w beczce po Porto. Czekolada, kwaskowe nuty winne i czerwone owoce to aromaty całkiem przyjemne, aczkolwiek nie do końca ta kompozycja zapachowa trafiła w mój gust. W skrócie – jest ok, ale bez szału. Czas spędzony w beczce po winiaku dość mocno też piwo uwytrawnił i podniósł jego cierpkość. W połączeniu z czekoladą i orzechami daje to interesujące połączenie, ale chyba spodziewałem się czegoś bardziej tęgiego. Pirat po Porto z pewnością znajdzie swoich wielbicieli, ale ja do tej załogi raczej się nie zaciągnę.