Szybki Strzał – Odc. 12

Ręka do góry, jeśli ktoś pamięta, kiedy na bogu pojawił się ostatni odcinek „Szybkiego Strzału”? Tak myślałem, że nie będzie takiej osoby, bo nawet ja nie pamiętam, kiedy to było. Ale czy to ważne? Absolutnie nie, bo tak oto już teraz pora na dwunasty odcinek cyklu, w którym jedno piwo zmiotło mnie totalnie. Ale po kolei.

Harpagan – Mizianie Mamuta (AIPA)

Mimo iż Harpagan to młody browar, tak ja oczekuję od nich zawsze piw najwyższych lotów. W końcu za garami stoi tutaj m.in. Krzysztof „Josefik” Juszczak, znany z „piwowarzenia” w Janie Olbrachcie. Klątwa Mastalerza czy Mroczny Organista to już dla mnie klasyki, więc jak będzie tym razem? Zapach „Mamuta” to przede wszystkim białe owoce, połączone z akordami grejpfruta i akcentami trawiastymi. Jest słodko, przyjemnie z odrobiną subtelnych biszkoptów. Owocowość gra również pierwsze skrzypce w smaku, w czym pomaga delikatnie zaznaczona słodycz. Piwo jest pełne, idealnie wysycone, aczkolwiek mogłoby być ciut bardziej goryczkowe. Mizianie Mamuta to z pewnością stylowe i smaczne American IPA, aczkolwiek nie do końca trafiające w mój osobisty gust. Jednakowoż z pewnością znajdzie swoich fanów.

Browar Jana – Pan Grodzin (Grodziskie)

Nie macie pojęcia, jak ja strasznie cieszę się z tego, że styl grodziski nie został całkowicie pogrzebany. Po prostu lubię tę lekkość, połączoną z nutami wędzonymi oraz z wysokim wysyceniem. I Pan Grodzin spełnia te wszystkie wymagania. Szynkowość aromatu jest tutaj trafiona w punkt, a jej połączenie z fajną słodowością i zbożowością maluje szeroki uśmiech na mojej twarzy. Piwo jest lekkie, rześkie, mocno nagazowane, z wyczuwalnymi nutami pszenicznymi. Nie zapomniano też o goryczce, która co prawda nie zadowoli wysokich wymagań hop headów, ale dla mnie jest wręcz perfekcyjnie dopasowana do stylu. Więcej takich grodziszy, proszę Państwa, więcej!

Hoppy Beaver – Don’t Stop Me (Freedom IPA)

Nie bardzo wiedziałem, czego się spodziewać po tym piwie. No bo co to za styl Freedom IPA? I jeszcze jakieś francuskie chmiele? Dodatkowo kolor trunku, wpadający w ciemny bursztyn wzbudzał moje „karmelowe” zaniepokojenie. Natomiast to, co się wydarzyło później, to, proszę ja Was, jakiś kosmos. Ze szkła buchają subtelne nuty malin i truskawek, oplecione delikatną słodowością. Karmelu nie stwierdzono. W smaku Don’t Stop Me jest wytrawne, z solidną goryczką i przyjemnymi akordami czerwonych owoców. I być może to piwo nie jest jakieś turbo-złożone, ale w kategorii „pijalne i aromatyczne IPA” zwyczajnie mam nowego faworyta. To zdecydowanie najlepsze piwo browaru Hoppy Beaver i jeśli ekipa utrzyma tę tendencję, to będziemy mieli kolejnego twardego zawodnika na polskiej scenie kraftowej.

Chmielobrody kontra Głos Avasta

Każdy użytkownik programu antywirusowego Avast zna ten głos. Będzie on także rozpoznawalny dla osób, korzystających z odkurzaczy Roomba. Jednakowoż to nie wszystkie i na pewno nie najważniejsze „miejsca”, w jakich usłyszycie mojego dzisiejszego gościa – dziennikarza, lektora i voice coacha Katarzynę Juszkiewicz. O sprawach lekkiej oraz ciężkiej wagi porozmawiamy w kolejnym odcinku „Chmielobrodego kontra…”

Piaseczyńskie – wielki mały przegląd

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma morzami i jeziorami powstał browar BeerLab. Jego właściciele postanowili, iż będą warzyć piwo ekskluzywne, przeznaczone dla najdelikatniejszych podniebień dworu królewskiego, opakowane w butelki niezwykłej urody i kształtu, a markę swoją krzewić będą w najdostojniejszych kuchniach, dworach i gospodach. Jak postanowili, tak też uczynili i żyli długo, i szczęśliwie. Niestety życie to nie bajka, a każdy podmiot, warzący piwo podlega twardym regułom wolnego rynku. Przez co ciągle trzeba myśleć o rozwoju, o nowych pomysłach i kombinować. I w sumie ja jestem za, dopóki ma to ręce i nogi oraz przekłada się na jakość. A że ostatnio otrzymałem przesyłkę z BeerLabu z zestawem piw, wypuszczonych pod marką „Piaseczyńskie”, tak też postanowiłem sprawdzić, czy jest to zwykły skok na kasę czy przemyślana strategia, podparta solidnym produktem.

Pierwsze co przykuło moją uwagę, to style, na jakie Piaseczyńskie stawia. Nie ma tutaj ani jednego piwa zahaczającego chociażby minimalnie o wybredne gusta hop headów. Nie znajdziecie trunku suto nachmielonego albo o wysokim ekstrakcie czy leżakowanego sto lat w beczce po rumie, wydobytej z zatopionego w XVII w. galeonu. APA, Pils czy Pszenica… to wszystko standardy, jakich pełno na rynku. Z drugiej zaś strony taki zestaw może być doskonałym setem dla ludzi chcących rozpocząć swoją przygodę z kraftem, a jakich nie chcemy zrazić zbyt „wybujałymi” eksperymentami piwnych rzemieślników. Trzecia strona z kolei jest taka, że piwna rewolucja zatacza powoli koło i beer geecy zaczynają wracać do klasycznych styli. Pod warunkiem utrzymania stosownego i wysokiego poziomu tychże. Jak by tematu nie analizować, tak konkluzja nasuwa mi się jedna – piwo musi być dobre. Kropka. A jak to ma miejsce w przypadku Piaseczyńskiego?

Piaseczyńskie – Pszeniczne

Na start poszła Pszenica. Po prostu chciałem mieć to za sobą, bo jakoś ostatnio na Weizeny zwyczajnie nie mam ochoty. Aromat? Na pierwszy plan wychodzi zdecydowana słodycz, goździki i banany. W tle rysuje się delikatna słodowość. Fajnie i typowo dla pszenicy, tylko czy znowu będę się męczył ze słodkawym trunkiem? Otóż co to, to nie! Czuć fajną owocowość, minimalną goryczkę, a słodycz schodzi na trzeci, a nawet czwarty plan. I takie Pszenice to ja szanuję. Do tego przyjemna faktura, fajna gładkość i niezwykła pijalność. Chmielobrody vs Piaseczyńskie – 0:1.

Piaseczyńskie – Jasny Pils

Trzeba nie lada umiejętności, aby uwarzyć solidnego Pilsa. Niby proste piwo, niezobowiązujące, bardzo pijalne, a jednak łatwo się na nim wyłożyć. Zapach tej piaseczyńskiej interpretacji stylu z pewnością trzyma odpowiednio wysokie standardy. Jest wyraźnie słodowo, z nutami ziemistymi i ziołowymi, pochodzącymi od chmielu. Dwuacetylu nie zaobserwowano. Niestety w smaku jest już nieco gorzej. Piwo jest ciut za słodkie i zbyt zapychające. Brakuje mu lekkości i zwiewności, jakiej ja od Pilsa oczekuję. Niemniej potencjał jest; mam nadzieję że w kolejnych warkach temat zostanie poprawiony.

Piaseczyńskie – APA

APA to dla mnie cytrusowy odpowiednik pilsa górnej fermentacji. Żeby nie zostać źle zrozumianym – od tego stylu oczekuję lekkości, pijalności, podkręconej typowo amerykańskimi aromatami chmielowymi. I dokładnie takie piwo dostałem. Nuty chmielu, żywicy, nafty i cytrusów przyjemnie mieszają się z akcentami lekko trawiastymi. Widać, iż chmiel gra tutaj pierwsze skrzypce. Piwo jest raczej wytrawne, ze średnią goryczką, z fajnie podkreślonymi smakami pomarańczy i grejpfruta. Delikatna biszkoptowość dodaje nieco pełni, co w finalnym rozrachunku czyni tę „APĘ” naprawdę bardzo solidną pozycją w portfolio browaru.

Piaseczyńskie – Polskie Żyto

Polskie Żyto to piwo, która najmniej zapadło w mojej pamięci. Nie zrozumcie mnie źle – to nie jest propozycja niesmaczna. Aromat raczy nas akordami kwiatowymi, brzoskwiniami i szczyptą nut ziemistych. Fajnie, ale szału nie ma. Na szczęście w smaku jest ciut więcej charakteru. Od razu czuć, że mamy tutaj do czynienia z żytem, przez co pełnia trunku jest o wiele dla mnie przyjemniejsza i wyższa. Pojawiają się nuty ziemiste, a całość opleciona została wyraźną goryczą. Przyjemne piwo, niby wszystko się tutaj zgadza, ale mimo wszystko brakuje mi konkretów. Niemniej na pewno znajdzie ono swoich fanów.

Piaseczyńskie – Ciemny Lager

Schwarzbier to ten przedstawiciel lagerów, po który lubię od czasu do czasu sięgnąć. I nie inaczej będzie zapewne w przypadku Piaseczyńskiego Ciemnego Lagera. No bo jak tu przejść obojętnie koło przyjemnie lekkiego i bardzo pijalnego piwa, które serwuje nam w aromacie orzechy, delikatną kawę i czekoladę, ze szczyptą czerwonych owoców? Te same historie przewijają się w smaku. Piwo jest wytrawne, z ziołową, umiarkowaną goryczką. Jest dość złożone jak na ten styl, ale mi takie rozwiązania zdecydowanie pasują.

Patrząc całościowo – Piaseczyńskie to rodzina piw, które spełniają wszystkie trzy kryteria wymienione we wstępie: nie są to piwa mocno skomplikowane; będą fajnym starterem dla tych, którzy chcą rozpocząć swoją przygodę z Kraftem; i w końcu zaspokoją w większości beer geeków, chcących sięgnąć po bardziej klasyczne style. Ja temu przyklaskuję i trzymam kciuki przede wszystkim za Jasnego Pilsa, bo żal byłoby nie wykorzystać takiego potencjału.

Chmielobrody poleca – odc. 9

Dzisiaj Chmielobrody poleca na bogato. Dlaczego i o co z tą bogatością chodzi? O tym szerzej w samym filmie, natomiast resztę zdradzą browary, jakie zostały bohaterami tego odcinka. A są nimi:

Browar Baladin
Browar Jan Olbracht
Browar Wild Beer
Browar Golem
Browar Spółdzielczy
Browar Domowy Szaman & Piwne Podróże

PS
Tak wiem, ostrzenie w kamerze nie działa jak trzeba 😦 Następnym razem się poprawię się

Bromaniack (Leszek Jasiński) i historia dwóch RISów

Kiedy parę miesięcy temu wybrałem się w odwiedziny do Browaru Piekarnia Piwa, jednym z przyjemniejszych akcentów tej wizyty był prezent, jaki dostałem od Leszka Jasińskiego, czyli piwowara Piekarni. Mowa tutaj o jego dwóch domowych Imperialnych Stoutach. Ci, którzy znają Leszka nieco lepiej wiedzą, że jego domowe wyroby to często bardzo odważne i przede wszystkim smaczne „eksperymenty”, stąd tym bardziej zacieszałem na możliwość spróbowania tych specjałów. Mowa tutaj o potężnym Imperialnym Stoutcie z płatkami whisky o mocy 11,5% alkoholu i 25% ekstrakcie oraz o RISie z płatkami po Ginie, Rumie Jamajskim, Metaxie i Bourbonie. W drugim przypadku mówimy już o mocarzu, jakich niewiele można spotkać w obrocie detalicznym. No bo ileż browarów rzemieślniczych wypuściło piwo o 36% ekstrakcie? 14,2% alkoholu być może już tak nie zaskakuje, ale ten pierwszy parametr zrobił na mnie dość duże wrażenie. Dodatkowo stwierdziłem, że na degustację poczekam, bo ich zabutelkowanie odpowiednio w czerwcu i sierpniu 2017 roku zwyczajnie wymagało nieco dłuższego leżakowania. I tak oto przed Silesia Beer Festem postanowiłem odpalić temat i skosztować tego, co kryły w sobie te dwie butelki.

Imperial Stout Płatki Whisky Blend

Na pierwszy ogień poszedł lżejszy z braci, chociaż o lekkości możemy tutaj zapomnieć. Potężne 29° Plato i wykręcone z nich 11,5% alkoholu mocno podkręciły moją wyobraźnię jeszcze przed otwarciem butelki. Aromat zdawał się potwierdzać moje nadzieje, racząc mnie wyraźnymi nutami wiśni, tanin dębowych, czerwonych owoców, czekolady i likierowego alkoholu. Płatki zrobiły tutaj solidną robotę i ich aromat mocno górował w całości, nie dominując jednak trunku zbyt przesadnie. Podobne odczucia pojawiły się w smaku, co w połączeniu z niezwykłą głębią i przyjemną gęstością piwa mogłyby uczynić tegoż RISa jednym z najwybitniejszych, jakie piłem. No właśnie – mogłoby, ale niestety całość nieco rozłożył zbyt wyraźny w smaku alkohol. Podbijał on gorycz, która i tak przez dość wysoką paloność piwa pozostawała na relatywnie wysokim i lekko przesadzonym poziomie. Obawiam się, że czas w tym miejscu by nie pomógł. I tak trunek bardzo złożony oraz niezwykle degustacyjny odrobinę obniżył swój lot, chociaż i tak potrafił cieszyć.

Imperial Stout Płatki Gin/Rum Jamajaski/Metaxa/Bourbon

Drugi z braci jeńców na placu boju już nie pozostawił. Najpierw powalił mnie na kolana bardzo przyjemnym aromatem kokosu, wanilii, czerwonych owoców i delikatnych tanin dębowych, aby przy próbie powstania znokautować mnie genialną pełnią. Dodatkowo smak rewelacyjnych, słodkich wiśni i czekolady, połączonych z wyważoną palonością nie pozwalał mi dojść do siebie. I to wszystko w jak najbardziej pozytywnym klimacie. Co prawda gorycz mogłaby być ciut wyższa, ale mając na uwadze całą resztę i naprawdę ogromną przyjemność z degustacji, nie ma co się czepiać tak drobnego szczegółu. Fakt jest jeden – to piwo to jeden z przyjemniejszych RISów, jakich kiedykolwiek próbowałem. A jeśli ktoś zastanawia się, jak wygląda sprawa alkoholu w tym mocarzu, to odpowiadam, że w zasadzie nie ma tematu. Koniec, dziękuję, można się rozejść 😉

Chmielobrody On Tour – Silesia Beer Fest IV

I wtem, kiedy wszyscy myślami podążali już w stronę wrocławskich Zaklętych Rewirów, gdzie w najbliższą sobotę wystartuje Beer Geek Madness, Chmielobrody wyskoczył jak Filip z konopii z zaległą relacją z Silesia Beer Festu. No bo skoro obiecałem że będzie, to być musi! Dlatego zapraszam Was na „kilka” słów o tym, jak było na pierwszej w tym roku na Śląsku piwnej fieście.