Kiedy kontraktowiec otwiera swój browar, to wiedz, że coś się dzieje. W końcu sam zostaje on sobie panem i sługą, sam odpowiada za sprzęt, wpadki i błędy wszelakie. Brzmi strasznie, co? No nie do końca. W mojej ocenie warzenie na własnych „dużych garach” to zdecydowanie więcej plusów, niż minusów. Przede wszystkim piwowar ma w końcu 100% kontroli nad wszystkimi etapami produkcji. Do tego dochodzi sporo niuansów i detali, ale to nie czas, ani miejsce na tego typu analizy. Ważne, że do tego „ekskluzywnego” grona dołączają kolejni kontraktowcy. Jednym z tych odważnych został niedawno Browar Waszczukowe, od którego przechwyciłem paczkę kilku piw. Część z nich wziąłem na baczniejszy warsztat. Sprawdźmy, czy własna piaskownica, wiaderko i grabki i tym razem okażą się krokiem na przód czy wręcz przeciwnie.
Postrach Szoszonów – American India Pale Ale

Przyznam szczerze, iż tej pozycji ciekaw byłem najbardziej. Dlaczego? Otóż kiedy blisko dwa miesiące temu miałem okazję próbować tego piwa, uwarzonego jeszcze w Olbrachcie, zostałem „uraczony” dość konkretną dawką DMS’u. Naprawdę, nie jest fajnie, kiedy Twoje zmysły atakuje potężna dawka gotowanych warzyw z kalafiorem na czele. Na szczęście Postrach Szoszonów z autorskiego browaru nie przejawiał tej cechy. Ba, tutaj w ogóle nie można się niczego przyczepić. Zapach to feeria cytrusów, delikatnej biszkoptowości, subtelnych nut kwiatowych i nieśmiałych akordów winogronowych. W smaku dostajemy idealnie wysycony trunek, z intensywną, acz krótką goryczką oraz przyjemną owocowością, połączoną z muśnięciem biszkopta. I takie American India Pale Ale to ja rozumiem. Świetnie zbalansowane, pozbawione karmelu, z konkretną porcją chmielu. Co prawda aromat mógłby być ciut intensywniejszy, ale to już naprawdę jest z mojej strony czepialstwo. 8/10
Yggdrasil – Malt Øl

To piwo traktuję jako totalną ciekawostkę. No bo w zasadzie nie znalazłem konkretnej definicji tego stylu, a i o konkurencję do porównania ciężko. Jednakowoż pozostałem otwarty na doświadczenia i po raz kolejny sięgnąłem po nieznane. Po Yggdrasilu spodziewałem się konkretnej słodowości i dokładnie to dostałem. Dodatkowo Kveiki (specjalny szczep drożdży – przyp. aut.) wniosły tutaj delikatny aromat brzoskwiń, a całość gdzieś tam w tle okraszono… zanikającymi nutami ogórków kiszonych. I tutaj nie wiem, czy to nie był jednak DMS, czy to po prostu specyfika tego piwa, ale powiedzmy że wyszło… interesująco. Yggdrasil z pewnością został pozbawiony niemal całkowicie goryczki, a prym wiodą w nim tematy słodowe. Jałowiec, przez który piwo filtrowano, można wyczuć zarówno w smaku, jak i w aromacie. Całość mocno kojarzy mi się z Sahti, finalnie skłaniając się jednak w stronę tegoż klasycznego, fińskiego piwa. Ostatecznej noty nie wystawiam, bo serio nie wiem, do czego mógłbym się odnieść. Na pewno jest ciekawie i jeśli lubicie odkrywać nowe, to chyba warto (wink, wink 😉 ).
Imperialna Ruda Maruda – Imperial Red Ale

„Red Ejle” to straszna nuda. Przynajmniej dla mnie. Zazwyczaj pierwsze skrzypce gra w nich toffi czy inny karmel, co nie do końca zbiega się z moim gustem. Inaczej było w Imperialnej Rudej Marudzie. No dobra, przydomek „Imperialna” już w moich oczach nieco podnosi notowania tegoż trunku na starcie, ale wielokrotnie przekonałem się, że imperialny nie zawsze znaczy lepszy. Na szczęście nie w tym miejscu. Ale od początku. Aromat to przede wszystkim konkretna dawka chmielu, z wyraźnymi akcentami trawiastymi, co po prostu uwielbiam. Pojawia się pomarańcza i delikatny ananas, co przyjemnie stoi w opozycji do obecnego w tym miejscu zapachu toffi. Smak to już wyraźna, grejpfrutowa goryczka, subtelny karmelek i wyraźna, słodowa pełnia i gładkość. Ponownie balans odegrał w tym miejscu kluczową rolę. Piwo nie jest przegięte w stronę cechującą piwa o przydomku „red”, dzięki czemu chmiel odegrał w Imperialnej Rudej Marudzie równorzędną rolę do przyjemnej bazy słodowej. 7/10
Browar Waszczukowe to kolejny przykład na to, iż co własny browar, to własny browar. I nie tylko te trzy piwa o tym świadczą, bo wystarczy że przywołam w swojej pamięci Grażynę Sprężynę, testowaną dwa tygodnie temu, Janusza Moczywąsa czy genialną Łychę Zbycha. Szanowni Państwo – jak tylko na swojej drodze spotkacie piwa uwarzone w Browarze Waszczukowe, to kupujcie je bez obawień!

PS
Ale szkło to mogliby Panowie nieco inaczej wykoncypować. Sensorycznie nadaje się to to co najwyżej do lagerów czy innych pilsów. No bida Panie, bida 😛