Browar Brewera – Dark (Foreign Extra Stout)

Działania Browaru Brewera obserwuję praktycznie od samego początku. Kiedy pojawiłem się przypadkiem na premierze ich Ala Ganckyego od razu kupili mnie świetnym podejściem do tematu warzenia piwa. Bomito Urąga nie ustępował swemu starszemu bratu, a ich No I Pa, mimo iż nie przypadła mi do gustu, zdobyła złoty medal na zeszłorocznym Konkursie Piw Rzemieślniczych w kategorii Session IPA. Do tego sama ekipa browaru to strasznie fajni, skromni i pozytywni ludzie, przez co z wypiekami na twarzy czekałem, aż w moje łapy wpadnie ich nowiutki Foreign Extra Stout, nazwany „Dark”.

Motywem przewodnim etykiety tego piwa jest obraz, namalowany swego czasu przez Leszka – jednego z piwowarów Brewera. I tutaj nie ukrywam, ale nie jestem do końca kontent. Poprzednie grafiki miały swój niepowtarzalny charakter, przez co nie dało się pomylić piw od tej ekipy z innymi rzemieślnikami. Mam wrażenie, że wyboru dokonano na ostatnią chwilę, bo akurat nic innego nie było pod ręką. Nie zrozumcie mnie źle – nie jest to zła etykieta, ale kompletnie nie pasuje mi do koncepcji pozostałych piw tej załogi, a wierzcie mi: klient kupuje oczami. W tym miejscu miałem nadzieję, iż samo piwo zrekompensuje mi to subtelne niedociągnięcie.

Sam trunek jest nieprzejrzysty, ciemnobrązowy i zmętniony. Drobna czapa jasnobeżowej piana dość szybko opada, tworząc średniej wielkości krążek, jaki zostaje z nami już do końca degustacji. Kilka obrotów szkła i od razu wyczuwamy rewelacyjny zapach czekolady, mieszający się z suszoną śliwką oraz delikatnymi akordami palonej kawy. Śliwka zresztą pojawia się także w smaku, co zostało przez browar skrzętnie zaplanowane. Na leżak dorzucono bowiem do Darka suszoną śliwkę szydłowską, która, krótko mówiąc, robi robotę. Faktura tego FESa to idealny balans pomiędzy standardowym Stoutem, a wersją imperialną. Wrażenia te podkręca niezbyt wysokie wysycenie, jakie w mojej opinii zostało świetnie tutaj dopasowane. Dark jest stosunkowo słodki, z wyraźną czekoladą na czele. Sznytu całości dodaje dość wysoka i lekko popiołowa gorycz. Nawet się nie obejrzałem, a piwo już zniknęło ze szkła.

Dark to kompleksowy, bardzo przyjemny i niezwykle smaczny Foreign Extra Stout. Bogaty aromat doskonale pasuje do czekoladowo-kawowych akcentów smakowych. To wszystko dowodzi, że załoga Browaru Brewera potrafi w piwa i ma na nie konkretny pomysł. Ze swojej strony życzę im, aby w końcu poszli o krok dalej i pomyśleli o profesjonalizacji swojej działalności, bo warzenie jednego piwa od czasu do czasu może spowodować, że zgubi się on pośród większych graczy, wypuszczających regularnie po kilka piw. Brewery – do dzieła! 8/10

Browar Głubczyce – Grillowe Mocne

Wszyscy podjarani, bo jutro wielki i najważniejszy na świecie Dzień Porteru Bałtyckiego. Do tego ma wjechać świeżuteńka, druga warka Imperium Prunum, wokół której już zrobił się taki kwas, jakiego nawet w Widawie nie widzieli. A ja Wam powiem jedno – Porter-srorter! Typowy Janusz i Karyna mają w nosie takie ekstrawagancje i pierdolety. Oni tęsknią za latem, ogródkami działkowymi i rozpalonym do czerwoności grillem, na który można wrzucić kilo żeberek, kilka pęt kiełbasy i z dwie srogie golonki. A jak grill, to przecież i piwem trzeba podlać i zapić. Ale nie jakimś tam ciemnym, mocnym i to jeszcze za kasiorę z kosmosu. Co to, to nie! Piwo musi być dopasowane do okazji, bo przecież food-pairing taki modny, taki wow i wszyscy teraz do żarcia dobierają stosowny napój. No a że grill, to Grillowe Mocne jest dopasowne, c’nie? Pisze Grillowe? Pisze! Będzie grill? Będzie! No to jedziemy z koksem!

Piwo na grilla musi być w puszcze. Przecież jak się zapakuje mięcho na grube kilogramy w tasie, to po co sobie dorzucać ciężkie butelki? Na grillu mamy odpoczywać, a nie pocić się już w drodze na działeczkę. A do tego opakowanie naszego dzisiejszego bohatera urokliwie skrzy się węgielkami oraz piękną blachą perforowa… czekaj, czekaj, jaką blachą? Dziwne to, bo nigdy nie widziałem grilla z takimi cudami. No ale może w Hameryce takie mają, a tam się na grillowaniu znają, c’nie? A jak samo piwo wygląda? W sumie kogo to obchodzi, bo przecież trzeba je pić z puszki, a nie tam patrzeć, czy żółte mniej czy bardziej, czy tam piana jest czy nie ma. To się pije, a nie ogląda. No to raz, raz, szybkim ruchem zbliżamy puszeczkę do ust i jak nas nagle w ryj nie zdzieli zapach jabłka obsmarowanego nieco zjełczałym masłem. I nie żeby to było jakieś subtelne i tylko lekko drapiące nas w nozdrza odczucie. Tutaj mamy konkretny, jabłkowo-maślany wpierdol. Jest fatalnie, czyli w podejściu FHP wspaniale! Smak to już kawalkada jabłkowego płynu do mycia naczyń z wyraźnym, żelazistym finiszem. No miód malina i cymes wśród eFHaPów. Chociaż mogło być gorzej, znaczy się lepiej – kiedy dawno temu miałem okazję próbować tego piwa, to poziom żelaza był tak wysoki, jakbym w trakcie picia zaczął krwawić i tę krew połykał. Brawo dla Browaru Głubczyce za ograniczenie tych doznań i zlitowanie się nad tymi, którzy odważą się sięgnąć po tę puszkę.

Grillowe Mocne Team, czyli Miłosz, Chmielobrody, Jerry Brewery oraz klapek Kubota

Grillowe Mocne to nie jest piwo dla słabych ludzi. Tutaj trzeba mieć silną wolę i twardy charakter, aby chociaż do połowy puszki dotrwać bez zbytniego wykrzywiania mordy. Ale Janusz z Karyną chyba będą zadowoleni, jak już pogoda będzie sprzyjać i w jakiś weekend na ogródkach działkowych grilla sobie rozpalą. W końcu skoro grill, to Grillowe musi pasować, nie ma wyjścia! 8/10 w skali FHP

Olimp + Szpunt vs. Biała Małpa i blogerzy

Coraz większa liczba premier piwnych na polskiej scenie kraftowej nie ułatwia browarom promowania swoich produktów. Czasy, kiedy wystarczyło zrobić wydarzenie na Fejsie minęły już bezpowrotnie, czego dowodem są co raz to nowe pomysły na reklamę i marketing. Jednym z nich są zamiejscowe wizyty piwowarów wraz ze swoimi nowalijkami w różnych multitapach na terenie kraju. Idea zacna, bo przy okazji degustacji zawsze można zamienić słówko z autorami tegoż dzieła, przybić piątek i pogratulować (albo zrugać, jeśli piwo niedobre). Kiedy okazało się, iż w Katowicach zamelduje się załoga dwóch browarów – Szpunta i Olimpu – ze swoim świeżutkim, kooperacyjnym Imperial IPA, tak też postanowiłem sprawdzić, jak takie spotkania wyglądają w rzeczywistości.

Premiera miała miejsce w katowickiej Białej Małpie, a fakt przejęcia większości kranów przez piwa obu ekip dodawał temu wydarzeniu pikantności. Zapowiedziano takie perełki, jak Hades leżakowany w beczce po rumie czy Night Wolf Extreme Peated, w którym przy warzeniu użyto ponad 80% słodów wędzonych torfem. Nie powiem, ale na samą myśl o tych cudach na miej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech.

Punktualnie o 20:00 pojawiłem się razem z Panią Kapitan na miejscu, przywitałem się z towarzystwem piwowarów, blogerów, załogą knajpy i ochoczo przystąpiłem do degustacji.

Olimp + Szpunt – Wormhole (Imperial IPA)

Tutaj nie było co owijać w bawełnę – skoro premiera, to od niej właśnie wystartowałem. Patrząc na zawartość szkła od razu naszły mnie skojarzenia z modą na prezentację piwa w stylu New  England IPA (ponoć nie było to do końca zamierzone, ale kto by się tym przejmował). Pomarańczowy, intensywnie zmętniony trunek okalała niewysoka, średniopęcherzykowa piana. Aczkolwiek mam wrażenie, iż jej brak to raczej kwestia niezbyt umiejętnego nalania. Mimo wszystko całość wyglądała dość apetycznie, a jak się finalnie okazało było to dopiero preludium do dalszych wydarzeń. W aromacie królowały fantastyczne cytrusy, z genialną pomarańczą na czele, otuloną delikatnymi akcentami mango. Po prostu czuć, że to piwo zostało rewelacyjnie nachmielone na aromat, a obie ekipy nie szczędziły tej przyprawy w trakcie warzenia. Smak to już kawalkada ekscytujących doznań. Wormhole raczy nas kapitalną, owocową słodyczą i odpowiednio wysokim poziomem goryczy. Fajnie, że ekipa zdecydowała się na stosunkowo płytkie odfermentowanie tego piwa, bo dzięki temu jest ono niezwykle pełne i gładkie. Pijąc je miałem wrażenie, jakbym wgryzał się w kosz soczystych owoców. Pisząc te słowa ciągle mam wrażenia z degustacji tego piwa z tyłu głowy i wierzcie mi – moje ślinianki zdecydowanie zwiększyły swoje obroty. W mojej opinii jest to jedna najlepszych, Imperialnych IPA w polskim krafcie. Pijcie je bez obawień! 9/10

 Szpunt – Night Wolf Extreme Peated (Whisky Stout)

Po bardzo udanym starcie przyszła pora na rzecz, jaka miała nie zostawiać jeńców. Jako wielki fan whisky z wyspy Islay ochoczo zamówiłem tego „wilka”, w którym użyto aż 83% słodu wędzonego torfem. Co prawda przy tym zasypie spodziewałem się większego uderzenia tej skały osadowej w aromacie, jednakowoż jej połączenie z nutami czekolady absolutnie te oczekiwania stłumiły. Oczywiście jeśli nie przepadasz za zapachem spalonych kabli czy podkładów kolejowych, to zdecydowanie nie sięgaj po to piwo, bo takich nut jest tu aż nadto. Mnie zapach Night Wolfa Extreme zdecydowanie przypadł do gustu. Smak to już poemat, składający się z wersów przepełnionych torfową goryczą, gorzką czekoladą, kawą i szczyptą czerwonych owoców. Idealnie pełne ciało trunku na koniec całkowicie rozłożyło mnie na łopatki, stawiając tę wersję szpuntowego Whisky Stoutu odrobinę wyżej od mojego ukochanego Nafciarza Dukielskiego. 8.5/10 

Olimp – Hydra (Blackthorn Sour Brett Ale)

Po tęgim laniu przyszła pora na złagodzenie klimatu, czego rezultatem okazał się kwaśny Ale z dodatkiem tarniny. Piwo ponownie nalano bez piany, co przy trzecim tego typu wydarzeniu pod rząd pozwala mi sądzić, iż nowy narybek Białej Małpy musi chyba popracować nad techniką nalewania… albo po prostu miałem pecha. Nie czepiajmy się jednak szczegółów, bo nie to przecież jest tutaj najistotniejsze. Jako fan Brettów zawsze liczę na solidny ich cios w nos. Hydra niestety sprzedała  mi tylko delikatnego pstryczka, ale całkiem przyjemnego. Poza tym zapach uraczył mnie nutami białych, kwaśnych owoców, przywołujących skojarzenia z agrestem. Chociaż może to była tarnina? Ciężko mi oceniać, bo nigdy z tarniną się nie spotkałem face to face. W każdym razie wyszło miło. Wracając do brettów, dobrze że pojawiają się w smaku, fajnie komponując się z owocową kwasowością Hydry. Całość jest niezwykle pijalna, rześka i powodująca automatyczną chęć brania łyka za łykiem. 8/10

 Olimp – Hades (RIS Rum Barrel Aged)

Zawsze chętnie sprawdzam też wszelkiego rodzaju eksperymenty z leżakowaniem piw w beczkach po różnorakich trunkach. Stąd szybkie uzupełnienie szkła o Hadesa, leżakowanego w beczce po rumie dziwić nikogo nie powinno. Rok czasu, bo tyle właśnie trzymano to piwo w drewnie, zrobił swoje. Fantastyczny zapach wanilii, rodzynek i akcentów beczkowych owinął sobie mnie wokół palca, niczym Vesper Lynd Bonda w Casino Royale. Hades nie stracił też nic ze swojej pełni, nabierając w smaku delikatnych, kwaskowych akcentów beczki. Całość uzupełniają akordy gorzkiej czekolady, nut palonych i wyraźnych, czerwonych owoców, z porzeczką na czele. Gorycz fajnie spina całość i stawia tego RIS bardzo wysoko w moich osobistych notowaniach. Więc jeśli tylko traficie na Hadesa w tej wersji, to śmiało – nie zawiedziecie się. 8.5/10

 Olimp – Kentauros (Double Weizenbock Rum Barrel Aged)

A co powiecie na podwójnego koźlaka, leżakowanego w beczce po rumie? Mnie temat zaciekawił, więc postanowiłem go przetestować. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to barwa, kojarząca się bardziej ze stoutem, niż z Double Weizenbockiem – ciemno brązowa, niemal czarna, czego zasługą zapewne była wcześniej wspomniana  beczka. W aromacie ponownie pierwsze skrzypce należą właśnie do akcentów rumowej baryłki i pojawiają się pod postacią wanilii oraz rodzynek. Takie tematy, jak melanoidyny czy paloność zostały mocno przez beczkę przykryte. W smaku Kentauros jest stosunkowo pełny i słodki, z subtelnymi akcentami kwasowości. Pijąc to piwo miałem skojarzenie, jakbym kosztował wcześniejszego, aczkolwiek dość odchudzonego Hadesa. Charakter podwójnego koźlaka został zdominowany leżakowaniem i chyba nigdy nie zgadłbym, jaki był styl bazowy tego trunku, gdybym nie doczytał tego na tablicy. Oczywiście to piwo nadal nie jest złe, pije się je całkiem przyjemnie, ale w odróżnieniu do wcześniejszych konkurentów wypada ono dość przeciętnie. 6.5/10

 Oczywiście na tym nie skończyliśmy spotkania, gdyż ekipa mocno się rozgadała, a humory z minuty na minutę nabierały różowych kolorów. Finalnie postanowiliśmy w towarzystwie ekipy Piwnej Zwrotnicy (pozdr. Karolina i Kacper) oraz Łukasza Szynkiewicza udać się do Browariatu, gdzie w absolutnie przemiłej atmosferze dokończyliśmy spotkanie i wróciliśmy do domu.

Na koniec zadałem sobie pytanie, czy tego typu akcje sprawdzają się i pomagają browarom w promowaniu swoich piwnych nowości? Z pewnością tak, acz realnie skala tej promocji nie będzie bardzo szeroka. Ja w każdym razie jestem kontent i w tym miejscu dziękuję całej ekipie Szpunta, Olimpu oraz załodze Białej Małpy, bo wyszło śpiewająco.

„Show me your horns”, czyli Tomek Gebel z Piwnych Podróży
Jak zwykle czarująca Pani Kapitan
Tomek i Gosia – Piwne Podróże
Ekipa Olimpu i Browaru Szpunt (na zdjęciu zabrakło obecnego Łukasza Szynkiewicza)

Krakowski Bottle Sharing, czyli jak połączyć przyjemne z przyjemniejszym. Cz. 3

Nadszedł czas, aby zaprezentować najlepszą czwórkę zeszłotygodniowego, krakowskiego bottle sharingu. Nim jednak przejdę do meritum warto przybliżyć dotychczasową klasyfikację:

16. Berliner Kindl Schultheiss Brauerei – Berliner Kindl Weisse (Berliner Weisse)
15. Tempest Brewing Co. – Unforgiven Red Rye (Smokey Red)
14. De Struise Brouwers – Tsjeeses Reserva PBA (Belgian X-mas Ale Port Barrel Aged) (2013)
13. Browar Widawa – Imperial Wild Black Kiss R (Imperial Stout Rum BA)
12. Brokreacja – The Gravedigger (Russian Imperial Stout – warka do 30.06.2016 r.)
11. Piwowarownia – Pożegnanie Korporacji (Russian Imperial Stout – warka do 12.2016 r.)
10. Schneider Weisse G. Schneider & Sohn – Aventinus (Eisbock)
9. Jerry Brewery – Triss Coffegold (Coffee RIS)
8. Harviestoun Brewery – Ola Dubh 21 Year Special Reserve (Old Ale)
7. Browar Kormoran – Imperium Prunum (Porter Bałtycki z Suską Sechlońską – 1 warka)
6. Browar Aurora + Jerry Brewery – Princess D’Alderaan (Flanders
5. Thornbridge Hall + St. Eriks Bryggeri – Imperial Raspberry Stout

Tymczasem najlepszymi piwami okazały się:

Miejsce 4

Browar Leśniczówka – Moby Was Such a Dick (Imperial Baltic Porter)

Ten mocarz, uwarzony przez Tomka Sygułę w browarze domowym Leśniczówka, to aż 27,1° BLG i ponad 11% alkoholu. Już same parametry tego porteru przyprawiały o zawrót głowy, a był to dopiero początek. Moby uraczył nas powalającym aromatem śliwek w czekoladzie, połączonych z akordami nut palonych. Delikatne utlenienie pod postacią subtelnego sosu sojowego i akcentów miodowych idealnie wpasowały się w całość. Sam trunek okazał się niezwykle pełny, w którym wcześniej wspomniana śliwka nadal grała pierwsze skrzypce, przywołując przyjemne skojarzenia z praliną Mon Cheri. Niby niewysoka gorycz, na poziomie 35 IBU, okazała się niezwykle idealnie dobraną do kontrowania dość wysokiej słodyczy Moby’ego. I ja takie portery szanuję! 8,5/10

Miejsce 3

Piwne Podziemie – Kosiarz Umysłów (Russian Imperial Stout – termin spożycia do maja 2016 r.)

Trzecie miejsce na podium z należnym szacunkiem przypadło „klasykowi” polskich RISów, czyli Kosiarzowi Umysłów. Dodatkowo warto nadmienić, iż czas służy temu piwu, nadając mu charakteru i zadziorności. W stosunku do „świeżej” warki RIS ten dostał fajnego kopa z czerwonych, leśnych owoców w aromacie i smaku. Zapach dopełniły nuty kakao, wanilii, gorzkiej czekolady i delikatnej papryczki. W smaku z kolei prym wiodła przyjemna, popiołowa gorycz, idealnie komponując się z wyraźną słodyczą tego piwa i jego akordami kawowymi i owocowymi. Ciało trafiło w punkt, potęgując i wzmacniając wrażenia, płynące z degustacji Kosiarza. To piwo nie znalazło się na „pudle” przypadkiem. Trzecie miejsce jest mu po prostu należne! 9/10

Miejsce 2

Pinta – Imperator Bałtycki (Porter Bałtycki – druga warka, termin spożycia do grudnia 2015 r.)

Nie powinno nikogo dziwić, iż Imperator wskoczył na drugie miejsce tego zestawienia. Zaskakiwać z kolei może to, jak pięknie to piwo się zestarzało. Umówmy się – rok po terminie ważności mógł zrobić swoje. Na szczęście ten porter wytrzymał próbę czasu, racząc nas przyjemnie utlenionym, miodowym zapachem, połączonym z subtelnym aromatem mango, gorzkiej czekolady i palonymi słodami. Imperator nie stracił swojej likierowej pełni i słodyczy, idealnie przeciwstawionej wysokiej jego goryczy. To piwo okazało się niezwykle złożonym i rewelacyjnym trunkiem i aż żal, że jego degustacja trwała tak krótko. Mógłbym pławić się w tym piwie kilka godzin, a i tak byłoby mi mało. Po prostu moc! 9/10

Miejsce 1

Brouwerij Rodenbach – Rodenbach Caractère Rouge 2013 (Flanders Red Ale)

Szanowni Państwo – szach mat. Pierwsze miejsce i tytuł najlepszego piwa wieczoru nie wpada w łapy tęgiego mocarza, z wysokim baligniem i o wykręconych na maksa parametrach. Zwycięzcą jednogłośnie został Rodenbach! Tutaj wszystko się zgadza – począwszy od rozkładającego na łopatki aromatu fantastycznych owoców wiśni, maliny i żurawiny, mieszającego się z subtelną „brettowością”, a skończywszy na owocowym, delikatnie kwaskowo-słodkim smaku, z minimalną goryczką dla zbalansowania całości. Cokolwiek bym nie napisał, i tak nie oddam należnego szacunku Rodenbachowi. Tego piwa po prostu trzeba spróbować. Tylko ostrzegam – ten niezwykle złożony trunek rozmontuje Was na drobne i urwie wszystko, co można. To jedno z najlepszych piw, jakie miałem okazję pić w życiu. 10/10

PS

Linki do poprzednich części:

Krakowski Bottle Sharing, czyli jak połączyć przyjemne z przyjemniejszym. Cz. 1

Krakowski Bottle Sharing, czyli jak połączyć przyjemne z przyjemniejszym. Cz. 2

Krakowski Bottle Sharing, czyli jak połączyć przyjemne z przyjemniejszym. Cz. 2

Dzisiaj pora na drugą odsłonę moich wrażeń z zeszłotygodniowego bottle sharingu (pierwszą znajdziecie tutaj -> KLIK!). A więc bez zbędnego przedłużania przed Wami kolejne miejsca w klasyfikacji generalnej. Dla przypomnienia do tej pory wyniki prezentują się następująco:

16. Berliner Kindl Schultheiss Brauerei – Berliner Kindl Weisse (Berliner Weisse)
15. Tempest Brewing Co. – Unforgiven Red Rye (Smokey Red)
14. De Struise Brouwers – Tsjeeses Reserva PBA (Belgian X-mas Ale Port Barrel Aged) (2013)
13. Browar Widawa – Imperial Wild Black Kiss R (Imperial Stout Rum BA)
12. Brokreacja – The Gravedigger (Russian Imperial Stout – warka do 30.06.2016 r.)
11. Piwowarownia – Pożegnanie Korporacji (Russian Imperial Stout – warka do 12.2016 r.)

Kolejne pozycje zajmują:

Miejsce 10

Schneider Weisse G. Schneider & Sohn – Aventinus (Eisbock)

Aventiuns był ostatnim piwem, wypitym podczas degustacji. W sumie nie ma się czemu dziwić, bo zawartość alkoholu w tej niepozornej buteleczce osiągnęła poziom 12%, przez co trafiła ona na koniec kolejki. Spodziewałem się tutaj mocno likierowego, deserowego piwa i właśnie taki trunek dostałem. Nos nęciły wyraźne aromaty bananów, podsypanych szczyptą goździkowej nuty. Można też było wyczuć alkohol; na szczęście w tej szlachetnej i zupełnie nieprzeszkadzającej postaci. Co prawda spodziewałem się po Aventinusie pełniejszego ciała, ale z pewnością nie można mu zarzucić wodnistości. W smaku ten Eisbock jest wyraźnie owocowy, z brzoskwiniami na czele. Szkoda tylko, że nie dostałem wyższej goryczy, bo wówczas byłbym nad wyraz zadowolony. A tak po prostu było niezwykle smacznie. 7/10

Miejsce 9

Jerry Brewery – Triss Coffegold (Coffee RIS)

Jerry umie nie tylko w blogi. On też potrafi w piwo! Dowodem tego niechaj będzie jego domowy, kawowy RIS, jakim nas uraczył podczas sobotniego spotkania. 25,5 BLG, 10,6 % alk., ok. 65 IBU oraz dodatek w postaci kawy zrobiły na mnie wrażenie. Niestety w aromacie kawa poszła delikatnie w stronę ekspresu przelewowego, co na szczęście nie popsuło wrażeń zapachowych. Bo tak oprócz kawy dostaliśmy fajną paloność ze słodów i czerwone owoce. O wiele lepiej Triss zaprezentowała się w smaku. Wysoka, niezwykle przyjemna słodycz wpadała idealnie w smak wiśni i rewelacyjnie łączyła się z subtelną kwasowością kawy. Gorycz nieźle kontrowała całość, chociaż w mojej opinii mogłaby być nieco wyższa. Mimo drobnych niedociągnięć ten domowy RIS to zdecydowanie udane piwo, z którego niejeden kontraktowiec mógłby czerpać wzór. 7/10

Miejsce 8

Harviestoun Brewery – Ola Dubh 21 Year Special Reserve (Old Ale)

Od piw mieszczących się w Top 50 serwisu Ratebeer należy wymagać więcej. I właśnie takie wymagania postawiłem Ola Dubh 21. Aromat tego Old Ale’a to kompozycja, składająca się ze słodkich pralin, lekkiego popiołu, mieszających się z akordami palonego drewna. Po pewnym czasie sznytu całości dodała gorzka czekolada. Nie powiem – zapach dość zaskakujący i niezwykle przyjemny. Kilka łyków trunku uwypukliło zdecydowaną gorycz, która do subtelnej orzechowości w smaku całkiem nieźle pasowała. Można też było wyczuć odrobinę nut torfowych, które ja w piwie bardzo szanuje. Jedynie lekki brak ciała oraz nieco za wysoka alkoholowość tego piwa odrobinę obniżyła noty Ola Dubha. 7/10

Miejsce 7

Browar Kormoran – Imperium Prunum (Porter Bałtycki z Suską Sechlońską – 1 warka)

Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Imperium Prunum. Najzwyczajniej w świecie zamurowało mnie i nie potrafiłem zebrać szczeny z podłogi przez dobrą godzinę. Jakimś cudem udało mi się zdobyć po tym doświadczeniu jeszcze dwie butelki – jedną wypiłem niedługo po zakupie, druga  zaś trafiła na roczne leżakowanie. Po tej drugiej spodziewałem się jeszcze większego ciosu, spotęgowanego siłą dojrzewania. Co z tego wszystkiego wyszło? Piwo przy pierwszym spotkaniu z moim nosem uraczyło mnie lekkim sosem sojowym, za którym wyraźnie na pierwszy plan wyszła suszona śliwka, czekolada oraz odrobina ciasteczek. Szlachetny, likierowy alkohol okazał się być całkiem na miejscu i podkręcał wcześniej wspomniane aromaty. Imperium Prunum w ustach to przede wszystkim skojarzenia z wigilijnym kompotem z suszonych śliwek. I nie zrozumcie mnie źle – to skojarzenie było całkowicie przyjemne. Dość znaczną słodycz mogłaby kontrować wysoka gorycz, której tutaj trochę zabrakło. Jeśli miałbym wydać werdykt, czy lepsze Imperium leżakowane czy świeże, to zdecydowanie stawiam na świeże. Leżakowane też dobre, ale mimo wszystko trochę straciło w stosunku do tego, co miałem okazję pić rok wcześniej. 7/10

Miejsce 6

Browar Aurora + Jerry Brewery – Princess D’Alderaan (Flanders)

No i po raz kolejny Jerry pokazał swój piwowarski kunszt; tym razem w towarzystwie domowego browaru Aurora. Co prawda to chyba ten drugi miał większy wkład w całość, ale kto by tam zwracał uwagę na takie szczegóły. Księżniczka Alderaanu powala aromatem. Jest po prostu pięknie. Czerwone owoce, czereśnia, wanilia, odrobina pomarańczy oraz akordy brettowe. To wszystko tutaj jest i komponuje się niczym gronostaj z damą na portrecie autorstwa pewnego włoskiego malarza. Co prawda piwo to mogłoby być trochę pełniejsze, ale i tak skojarzenia z dobrej klasy, wytrawnym szampanem powodują, iż Princess D’Alderaan oceniam dość wysoko. I co najważniejsze – nie kupicie tego w sklepie. Także jeśli będziecie mieli okazję dorwać gdzieś Jerrego z butlą tegoż specyfiku, to bez obawień proście o chociażby dwa, trzy łyczki. 7.5/10

 

Miejsce 5

Thornbridge Hall + St. Eriks Bryggeri – Imperial Raspberry Stout

Jakiś czas temu miałem okazję pić bardzo dobry porter z malinami z browaru Harviestoun (KLIK!). Nie powiem – oceniłem to piwo bardzo wysoko. Dlaczego wspominam o nim w tym miejscu? Ano dlatego, iż Imperial Raspberry Stout, uwarzony w kooperacji browaru Thornbridge i St. Eriks okazał się niemal tymże porterem, ale na sterydach. Wcielenie to nabrało ciała i pełni, a słodki zapach szkockich malin przelał się także na smak. Czekolada całości nadała pięknej krągłości i fajnie kontrowała delikatną kwasowość tytułowego, czerwonego owocu. O ile jestem zwolennikiem klasycznych RISów, bez dodatków, tak tutaj zostałem kupiony. 8/10

C. D. N.

Krakowski Bottle Sharing, czyli jak połączyć przyjemne z przyjemniejszym. Cz. 1

Nigdy wcześniej nie miałem okazji brać udziału w tak zwanym bottle sharingu. Dla niewtajemniczonych – zbiera się grupa osób w umówionym miejscu i czasie na wspólne dzielenie się i degustację swoich piwnych dóbr. Idea bardzo prosta, mądra i umożliwiająca test wielu piw, jednego dnia, bez konieczności osiągania stanu upojenia alkoholowego. Do tego dochodzi możliwość wymiany doświadczeń i wrażeń, co w przypadku mniej doświadczonych sensorycznie piwoszy jest w mojej ocenie nad wyraz pożądane.

Okazja do nadrobienia tej zaległości pojawiła się w miniony weekend. Razem z Panią Kapitan wybraliśmy się do naszego dobrego kumpla Miłosza, gdzie w towarzystwie gospodarza, jego dziewczyny oraz pewnego znanego, małopolskiego blogera, o ksywie Jerry, mogliśmy oddać się przyjemności smakowania łącznie siedemnastu różnych piw. Ja na tę sposobność wybrałem cztery butelki wraz z niespodzianką. Konkretnie postawiłem na:

  • Imperial Wild Black Kiss R z Browaru Widawa
  • The Gravedigger z Brokreacji (bodaj pierwsza, albo druga warka; w każdym razie mocno po terminie ważności)
  • Pożegnanie Korporacji z Piwowarowni (pierwsza warka; również po terminie)
  • Imperium Prunum z Browaru Kormoran („leżakowa” perełka; oczywiście z  pierwszej warki)

Moją niespodzianką dla pozostałych okazało się Grillowe Mocne z Browaru Głubczyce, a więc niezwykły okrutnik spod szyldu FHP, jaki na moment miał nas sprowadzić na ziemie, gdybyśmy za bardzo odlecieli. Będzie on oczywiście bohaterem oddzielnego wpisu, gdyż jego „walory” z pewnością nie dadzą rady zawrzeć się w krótkiej multirecenzji.

Po przyjeździe i szybkim ogarnięciu się przystąpiliśmy do „pracy”. W tym miejscu warto nadmienić, iż Miłosz wraz ze swoją Martą okazali się gospodarzami w pełnym tego słowa znaczeniu – poza swoją „paczką” piw przygotowali przekąski, które przez cały wieczór umilały nam spotkanie i nie pozwoliły nawet na chwilę zgłodnieć. Szanowni – chylę czoła i jeszcze raz bardzo dziękuję. Przed otwarciem pierwszej butelki ustaliliśmy kolejność degustacji, zgodną z kluczem od najlżejszych do najcięższych, po czym wystartowaliśmy z imprezą.

Tym samym oddaję w Wasze ręce pierwszą część moich wrażeń z tego sobotniego spotkania. Kolejność nie jest przypadkowa, gdyż rozpoczynamy od najniżej ocenionego tego wieczoru piwa.

Miejsce 16

Berliner Kindl Schultheiss Brauerei – Berliner Kindl Weisse (Berliner Weisse)

Na pierwszy strzał poszedł dość znany kwas z browaru Berliner Kindl Schultheiss Brauerei. Ważna informacja – nie była to świeża warka, a piwo leżakowane rok w piwnicy. Ten styl jednak chyba do tych celów się nie nadaje, czego wyrazem było dość wyraźne utlenienie pod postacią mokrego kartonu w aromacie. Poza tym w zapachu można było uchwycić dość wyraźną kwasowość, połączoną z subtelnymi akcentami… apteki. Smak to już spodziewany kwas, połączony z witaminą C. Szału nie było, ale nie powiem żeby było źle. 5.5/10

Miejsce 15

Tempest Brewing Co. – Unforgiven Red Rye (Smokey Red)

To piwo ma dość ciekawą historię. Otóż Pani Kapitan nabyła je na podstawie opisanego stylu przez portal Ratebeer, klasyfikującego Unforgiven Red Rye jako… sahti. No cóż, koło sahti to nawet nie stało, ale co tam ja się znam. Skupmy się jednak na konkretach. Wiodącym zapachem w tym piwie była wyraźna, bukowa wędzonka, z delikatnymi melanoidynami (przypieczona skórka od chleba) i czerwonymi owocami w tle. Z kolei po kilku łykach miałem wrażenie, jakbym pił chrupki Peppies Bekon w płynie. I nie było to wcale takie złe. Całości smaku dopełniły subtelne akcenty drewniane. I tylko tego żyta szkoda, bo poza lekką wytrawnością w aromacie nie nadało ono piwu spodziewanej, gładkiej faktury. 6/10

Miejsce 14

De Struise Brouwers – Tsjeeses Reserva PBA (Belgian X-mas Ale Port Barrel Aged) (2013)

Człowiek to ma szczęście, że od czasu do czasu może trafić na rzeczy już raczej niedostępne. Bo właśnie do tej kategorii należy Tsjeeses Reserva PBA z rocznika 2013. To zdecydowanie likierowe i niezwykle pełne piwo oprócz wyraźnej słodyczy raczyło nas solidną, owocową podbudową, w której czerwone porzeczki wiodły prym. Nie wiem czy to zasługa porto czy pozostałych składników, niemniej zrobiło się wyraźnie deserowo. Aromat niestety okazał się trochę słabszy od smaku, gdyż na najwyższym stopniu pudła uplasowało się miodowe utlenienie, jakie nie do końca fajnie grało z akordami borówek i jagód. Na szczęście pojawiła się tutaj charakterystyczna „ciasteczkowość”, jaką bardzo szanuję. Tsjeeses Reserva PBA to z pewnością piwo smaczne, ale w tym przypadku nieco zbyt utlenione w stronę miodu. 6.5/10

Miejsce 13

Browar Widawa – Imperial Wild Black Kiss R (Imperial Stout Rum BA)

Widawa ma to do siebie, że lubi zaskakiwać nas kiszonką w swoich leżakowanych w beczkach piwach. Nie jest to rzecz do końca pożądana. W każdym razie kiedy kilka dni wcześniej testowałem wersję bourbonową na szczęście nic się w niej nie zakaziło. W związku z tym wziąłem to za dobry omen i na bottle sharing zabrałem wersję z beczki po rumie. I o ile na pierwszym planie w zapachu pojawiły się nuty brettowe, tak zaraz za nimi wyszła średnio przyjemna, kiszona kapusta. Pod spodem można było wyczuć fajną paloność i gorzką czekoladę. Smak okazał się o wiele lepszy, niż aromat. Czekolada fajnie współgrała z lekko kwaśnymi, czerwonymi porzeczkami i umiarkowaną goryczą. Ciało tego RISa być może nie powalało pełnią, ale było zdecydowanie bardziej krągłe, niż w wersji po Bourbonie. Byłoby bardzo dobrze, gdyby nie ta kapucha. 6.5/10

Miejsce 12

Brokreacja – The Gravedigger (Russian Imperial Stout – warka do 30.06.2016 r.)

To piwo trochę poleżało u mnie w piwniczce i liczyłem na jego sporą poprawę w stosunku do świeżej warki, którą wspominam jak bardzo nudną i bez szału. Na szczęście Grabarz popracował i poprawił swoje notowania. Oczywiście nie obyło się bez lekkiego utlenienia, objawiającego się poprzez sos sojowy, ale na szczęście po chwili aromat ten ustąpił miejsca czerwonym, leśnym owocom, suszonym śliwkom i czekoladzie. W smaku też się polepszyło, chociaż liczyłem na więcej, szczególnie jeśli chodzi o pełnię tego piwa. Dość wysoka popiołowa gorycz mogłaby być bardziej skontrowana poprzez słodycz, ale nie jest źle. Duży plus ponownie za czerwone owoce i w tym miejscu. Wyszło całkiem smacznie. 6.5/10

Miejsce 11

Piwowarownia – Pożegnanie Korporacji (Russian Imperial Stout – warka do 12.2016 r.)

Tę butelkę otrzymałem bezpośrednio od Łukasza Gustkiewicza (piwowara Piwowarowni – przyp. aut.) podczas drugiej edycji Silesia Beer Festu (dzięki Łukasz!). Jako iż była to pierwsza warka Pożegnania, tak też postanowiłem zachować ją na lepsze czasy. Ten wybór okazał się nad wyraz trafiony, bo tak dzięki temu w nos zebrałem konkretnego liścia z czekolady, śliwki i rewelacyjnych, leśnych owoców, a w gardło przyjemną słodycz, dobrze skontrowaną przez znaczną gorycz tego piwa. Co prawda mogłoby być nieco pełniejsze, ale i tak jest dobrze. Za rekomendację niech posłuży fakt, iż ta wyleżakowana wersja smakowała mi o wiele bardziej, niż świeża, druga warka. 7/10

C. D. -> KLIK!